Orzeł wylądował i można śmiało
powiedzieć, że od wczoraj w Anglii jest więcej Polski o dwóch rodaków znad Wisły,
co nad Tamizę przybyli.
Nocą, po dniu pełnym wrażeń,
wylukałem tu lisa, co ludźmi najwidoczniej postanowił żyć. Należy do tych mądrych
i pewnie dlatego tylko późną nocą wychodzi na żer.
Nie wzbijam się też tu zbytnio,
bo po angielskim niebie praktycznie co minut kilka latają ptaki z metalu. Zderzenie
z takim ptakiem nie jest koniecznie przyjemne, dlatego wolę skrzydełka swoje orle
schować i po ziemi podreptać. Tak będzie i bezpieczniej, no i tak niepolsko, bo
rozsądnie. Pochodzę, popatrzę sobie, a polatać zdążę w innych okolicznościach,
pewnych i sprzyjających.
I żeby nikt mi nie
pieprzył, że polskie orły będące na emigracji ciągle się rozpychają i nawet
rozbijają się na obcym niebie.
A fakt o mnie jest taki,
że jestem rasowy wieśniak i pobyt w
miejskim piekiełku, to dla mnie udręka, wiezienie, dyby, kajdany, więzy i
wszystko w tym temacie. Ja lubię śpiewać z ptakami z ptakami, ścigać się z
wiatrem w polu, spalać spojrzenie w ognisku, rozmawiać nocą z cieniami i mieć
tę przestrzeń wokół, przestrzeń nieskrępowaną.
Ktoś z wiarą jak ziarnko
gorczycy powie – Wyobraź to sobie!
Odpowiem – Nie chcę,
dopóki jeszcze znam takie właśnie miejsca na ziemi; dopóki znam takie miejsca,
gdzie taka wolność istnieje naprawdę, nie na niby albo tylko na pokaz.
Jak na początku się rzekło
– Orzeł wylądował. Pobuja się dni kilka po
londyńskich ulicach, pokaże co nieco orlątku, które był zabrał ze sobą, a później
wróci na wieś z nastroszonymi piórami, bo przecież był w Londynie, a to zobowiązuje!
Bywajcie Orły – Sokoły! Nie
takie, jak ja – skrepowane! Niech Wam wiatrów nie zbraknie i dalej – w górę, przed
siebie!
To nawet dzisiaj, jeśli czasu i sił mi
starczy, a myślę, że tak…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz