31 sierpnia 2017

Trudne wybory

Zauważam dzisiaj dość często popełniany błąd braku szerokiego patrzenia na poszczególne problemy, z jakimi boryka się współczesny człowiek. Do takich problemów należą z pewnością uzależnienia, jakim ludzie dzisiaj ulegają, poddają się…
Jeśli dzisiaj mówi się o uzależnieniach, to w powszechnym rozumieniu funkcjonuje uzależnienie od alkoholi, nikotyny, jeszcze narkotyków. Albo nie chcemy, albo nie umiemy zrozumieć, że to tylko najbardziej rozpowszechnione, najbardziej omówione czy też najbardziej „rozpracowane” uzależnienia.
Przecież wiadomo dzisiaj, że współczesny człowiek uzależniony jest od wielu czynników zewnętrznych – od posiadania dóbr materialnych, od Internetu, od robienia zakupów bez potrzeby, od… i tu można zaryzykować tezę, że od wszystkiego, co tylko można sobie wyobrazić w tej materii.
Jeśli to zrozumiemy, to wtedy można zacząć mówić o tym, że ludzie uzależnieni od czegokolwiek stają zawsze w końcu przed dylematem trudnego wyboru – rezygnacji z czynnika uzależniającego i powodującego złudny, zamienny stan chwilowej szczęśliwości i wejścia w stan wyrzeczeń, trudności, samozaparcia, swoiście i subiektywnie pojmowanej ascezy.

Często wyborów tych dokonują dla innych. To próba rekompensaty, oczyszczenia siebie, duchowego katharsis. To demonstracja wobec najbliższych, bliskich, przyjaciół…, że może być inaczej. To w końcu próba przeprosin za byłe, przeszłe, niepożądane…
W takich wyborach własne aspiracje, dążenia, własna osoba schodzą na plan drugi. Temu, kto dokonuje wyboru, wydaje się, że czyni rzecz wielką, zapominając o sobie i planując zmianę swojego życia dla innych.
To dobra droga do unieszczęśliwienia siebie i tych, dla których zmiany są wprowadzane.
W takich chwilach próby, szczerości i postanowień warto pamiętać o tym, że to osoby podejmujące takie decyzje powinniśmy stać na pierwszym planie i dokonywać tych wszystkich zabiegów na lepsze dla siebie.
Wielu broni się przed takim rozumowaniem, ponieważ to brzmi strasznie egoistycznie. Prawda jest jednak taka, że jeśli dokonamy zmian na lepsze dla siebie, to ci obok również otrzymają odpowiednią część naszego zadowolenia i szczęścia z wprowadzonych w nasze życie zmian.

Zatem, nie pijemy dla siebie, odchudzamy się dla siebie, nie obżeramy się dla siebie, rezygnujemy z zakupów dla siebie, rezygnujemy z wszelkich przyjemności, rezygnujemy z tego, co nas zniewala, rezygnujemy ze wszystkiego, z czym źle się czujemy i z czym źle się czują nasi najbliżsi, odrzucamy, w końcu to, co rani nas i naszych najbliższych. I robimy to wszystko dla siebie i tylko dla siebie, nie myśląc o innych. Inni mogą na tym tylko zyskać!
Teraz brutalnie – mieć w dupie, co powiedzą inni!
Jednych uzależnionych społeczna umowa zakwalifikowała jako ludzi chorych, innych nie, ale to nic innego, jak tylko społeczna umowa i przy decyzji o walce z uzależnieniem wszelkie społeczne umowy też trzeba mieć w dupie.
Zagłębiając się w temacie uzależnień i edukując siebie w tym kierunku, doszedłem do wniosku, że ludzie uzależnieni nie są chorzy. Oni tylko zostali tak zaklasyfikowani. To jakaś tam kolejna kategoryzacja ludzi, żeby odróżniać na przykład zakupoholika od niealkoholika.
Dla mnie w ogóle nie ma ludzi chorych!
To tylko głupia społeczna umowa.
Wyobraźmy sobie tylko taką sytuację, że na jednej z wysp żyją tylko ludzie z zespołem downa. Nie kontaktują się ze światem zewnętrznym i nie znają innych, w dzisiejszym rozumieniu, ludzi sprawnych, zdrowych. W pewnym momencie w jednej z rodzin na tej wyspie rodzi się właśnie takie, naszym zdaniem zdrowe, dziecko. I co się dzieje?
To proste. Ogół społeczeństwa wyspy orzeka, że narodzone dziecko nie mieści się w normach społecznych i orzeka, że w jednej z rodzin urodziło się chore dziecko.
To tylko my powiedzieliśmy kiedyś sobie, że ludzie z zespołem downa, ludzie z wodogłowiem… są chorzy. A teraz powtarzamy jako oczywistość, ale czy powielamy prawdę? Tego nie wie nikt.
Przyznam też, że po tych trudnych wyborach, po tych trudnych decyzjach ludzie później mówią na przykład, że:
Uzależnienie zabrało mi to albo tamto….
Przez uzależnienie tyle straciłem…
Jak mój znajomy, który twierdził, że przez wódkę musiał być, gdzie był, a mógłby na przykład być gdzieś tam polowym….
I w tym stylu brną. Tylko że tak myśląc, można też powiedzieć, że miłość do danej osoby zabrała mi to albo tamto, a jeśli ta miłość była nieodwzajemniona, to straciłem przez nią tyle albo więcej…
Tak nie wolno myśleć. Upadek może być skutkiem otwartości na życie; sukces można osiągnąć ukrytą podłością!
Trudno jest przyznać się przed samym sobą, że wewnętrzna wolność to tylko kolejne nasze marzenie, które czeka w kolejce na realizację. Najpierw trzeba przecież zaspokoić… No właśnie, co?
Trudne wybory…

Trudne decyzje…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...