Kiedy
coraz bardziej dociera do mnie, że nie mam już Ustronia, Zadupia czy jak to miejsce
tam zwałem; im bardziej to do mnie dociera, tym wyraźniej widzę, że zawalałem...
Zawalałem pisanie, dyscyplinę myślenia, bo było tyle myśli o tamtym właśnie miejscu
– co zrobić, jak zrobić, za co, czego jeszcze potrzeba i coś tam jeszcze
więcej….
A
teraz jest tyle czasu, że trudno wypełnić go pracą.
Wiem,
zaraz mądralińscy pomyślą – facet wypiera fakt, że coś tam znowu stracił, że
nie może pogodzić się z faktem, że coś musiał sprzedać…
Nie,
nic z tych rzeczy. Po prostu spojrzałem z dystansu na pewne minione sprawy i
dopiero teraz dociera do mnie, jak łatwo człowiek wikła się w sprawy nieistotne
w życiu.
Teraz
powoli wrócić na dawne tory myślenia, powoli odbudować dyscyplinę pisania i
realizować to, co założyłem przed laty, bo pomysłów aż nadto czeka na
realizację.
Chyba
się starzeję, zauważam bowiem, że staję się sentymentalny i lubię snuć
wspomnienia.
Już
kilka wpisów było o mojej robocie w szkole, ale tak sobie myślę, że kiedyś
napiszę wspomnienia. Wtedy to będzie czas na to, jak z młodymi ludźmi na
prawdziwym zadupiu zrobiliśmy teatr, jak próbowaliśmy przewrócić do góry nogami
szkolny świat, redagując na przykład „Księgę Prawdy”. Moja klasa i ja
zapisywaliśmy tam, co, kto, o kim myśli i szczerze wyznawał, co w innych nie
podoba się. Cel był taki, żeby lepiej się poznać i pracować nad sobą.
Wyszło
z tego kawałek prawdy o nas samych, co pozwoliło nam stworzyć dość zgrany
zespół.
Wielkim
sukcesem był fakt, że uczniowie nie pisnęli słowem osobom trzecim o tym, co w
„Księdze…” napisali albo przeczytali. To była nasza prawdziwa tajemnica.
Gdy
zbliżał się koniec naszej wspólnej szkolnej przygody, „Księga…” trafiła do mnie
i dopiero po latach do niej zajrzałem. Wtedy to stwierdziłem, że brakuje w niej
iluś tam kartek. Ktoś kartki wyrwał. Nie wiem, z jakiego powodu. Mogę jednak domyślać
się, że zrobiły to osoby, których kart brakowało.
Podczas
lektury „Księgi…” postanowiłem, że o ile wpisy uczniów powinny pozostać
tajemnicą, żeby nie złamać zasady z tamtych lat, nie będę ich upubliczniał.
Jednak wpisy dotyczące mnie i te, których ja dokonywałem, są moją prywatną
sprawą i mogę ją upublicznić. Co też zrobię.
Takie
oto moje wpisy widniały na kartach niektórych uczniów:
Miła
i sympatyczna, ale opuszcza tyle godzin, że nie zdążyliśmy się jeszcze bliżej
poznać.
Uczynny
i można z nim porozmawiać. Szkoda, że nie wykorzystuje wszystkich swoich
możliwości. Powód? Pewnie lenistwo!
Ambitna,
pracowita i miła, ale do czasu. Stara się zrozumieć sprawy zarezerwowane dla
dorosłych. Nie warto się spieszyć!
Z
tego, co wiem PRACOWITY, ale w szkole jeszcze tego nie zauważyłem. Za to lubię
w D. to, że często się śmieje!
Uczynny
i ambitny . wszystko, co mógłbym powiedzieć, to same pochwały, więc lepiej
milczeć, żeby nie obrósł w pióra!
Moim
marzeniem jest, abyś zwolnił trochę tempo. Myślałem, że nikt i nic mnie nie
może zaskoczyć, ale wtedy jeszcze nie znałem Ciebie!
Można
się z nim dogadać, ale chwilami nie mogę przewidzieć G. reakcji. Nie mam jednak
powodów, aby narzekać na G.
Z
A. łatwiej się dogadać po lekcjach niż na lekcji języka polskiego. Uczynny i
sympatyczny. Może trochę zagubiony, ale mnie to nie przeszkadza!
Wesoły,
a nawet zabawny gość. Bez niego klasa byłaby zupełnie inna, dlatego mam
nadzieję, że będzie z nami do końca VIII klasy.
D. nic nie mówi, więc nie wiem, co tam w jego
głowie kiełkuje. Pozdrów ode mnie…
Facet,
którego nie można nie lubić! Miły, sympatyczny i wesoły. Jeśli trochę nad sobą
popracuje, to będą z niego ludzie!
Za
dużo milczysz, a za mało mówisz, nawet przy odpowiedzi. Gdyby było odwrotnie,
to łatwiej byłoby mi coś wymyśleć, aby Ci pomóc.
Z.,
pokaż wszystkim na co Cię stać. Wojna dawno już się skończyła, nie musisz więc
ukrywać się jak partyzant. Czekam Twojego przebudzenia.
M.,
nie ma ludzi lepszych i gorszych, tak jak nie ma gorszych i lepszych przyjaźni.
Otwórz swoje serce dla innych, a inni z przyjemnością odwdzięczą Ci się tym
samym. Oczywiście nie unikniesz rozczarowań!
Tak
oto pisałem do swoich i o swoich wychowankach.
Podczas
tej lektury przypomniała mi się też historia szkolna mojego nieżyjącego już
kolegi. Poszedł on ze swoją klasą na ognisko klasowe. To były czasy, kiedy
jeszcze tajemnica byłą tajemnicą, a sekret sekretem. Nikt nikogo nie nagrywał,
nie fotografował. To, że ludzie w trudnych sytuacjach sobie pomagali, było
normą.
No
i na tym ognisku mój znajomy wraz z grupą rodziców całkiem nieźle zaszaleli.
Młodzież swoje, a dorośli swoje. Znajomy w pewnym momencie chciał poszaleć w
lesie ze swoimi uczniami i tak się rozszalał, że złamał rękę czy nogę (dawno było,
nie pamiętam). Uczniowie i rodzice tak wszystko zorganizowali, że po kilku
godzinach gość miał kończynę w gipsie, a dyrekcja co najwyżej mogła później domyślać
się okoliczności, w jakich to złamanie nastąpiło.
Co?
Trudno to sobie dzisiaj wyobrazić?
Wiem,
że trudno. Ale to było możliwe, ponieważ
nauczyciel i uczniowie, a do tego rodzice stanowili prawdziwą drużynę, a nie
zwalczające się obozy, czyhające na błąd strony przeciwnej.
Co
uczniowie wpisywali w mojej rubryce, w kolejnej odsłonie i będzie koniec
wspomnień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz