Ostatnio zwracam uwagę na to, co ludzie mówią o tak zwanym
sukcesie swoich bliskich i własnym. Kiedy spotykam kogoś dobrze znajomego po
jakimś długim czasie, najczęściej padają pytanie: Co u Ciebie? Jak tam
małżonek/ małżonka? Co u dzieci? Rzadko kto pyta: Jak się czujesz? Czy jesteś
szczęśliwy? Czy jesteś zadowolony z życia?
W polską tradycję językową i obyczajową, na pytanie: Co u Ciebie?,
na dobre wpisała się odpowiedź: A, nic nowego, stara bieda!
Znacie to, prawda? Sam łapię się nieraz na takiej odpowiedzi, choć
teraz mam już ten komfort, że zaraz po niej wyjaśniam, że to tylko
przejęzyczenie, przyzwyczajenie i coś tam jeszcze. Następnie przechodzę do
opisywania tego, co ostatnio robiłem, z czym się borykałem, jaki jest stan
mojego zdrowia, co słychać u moich bliskich i podkreślam z naciskiem, że
najważniejsze jest ot, iż jesteśmy zdrowi i razem! Powtarzam, jak mantrę, żeby
nie zapomnieć, że jestem szczęśliwy, że jesteśmy razem i próbujemy razem radzić
sobie w życiu.
Wiem, że u moich znajomych dzieci dostały się na wymarzone studia,
najlepiej medycynę, prawo albo finanse, że uczą się bardzo dobrze, najlepiej ze
wszystkich, że już praktycznie mają zapewnione bardzo dobrze płatne posady.
Wiem, kto zmienił auto, kot kupił nowe auto, kto zarabia grube, ale to grube
pieniądze.
Zauważyłem przy tym, że rodzice dzisiaj chcą bardzo, aby ich
dzieci były w życiu urządzone, aby zarabiały dużo, w ogóle, żeby były najlepsze
i żeby mozan się było nimi chwalić.
I często się chwalimy osiągami dzieciaków, które nierzadko
realizują nie swoje, tylko rodziców marzenia.
Nikt się jakoś nie martwi o to, żeby dzieci były mądrymi i
szczęśliwymi ludźmi. Jakże rzadko spotykam się z taką właśnie reakcją – jestem
szczęśliwy, ponieważ moje dzieci są szczęśliwe. Nie jest im łatwo w życiu, ale
nie narzekają i co najważniejsze, mówią, że są szczęśliwe.
Nie dziwi mnie to wcale, ponieważ to takie ogólnoświatowe pojęcie
sukcesu. Pełna lodówka i zasobność portfela decydują dzisiaj o tym, kto
postrzegany jest jako szczęśliwy, a kto nie. nie możemy sobie natomiast
wyobrazić, że ludzie bogaci mogą być nieszczęśliwi.
Jak to, taki bogaty gość, stać go dosłownie na wszystko, ma
wszystko w zasięgu reki, może kupić wszystko, a jest nieszczęśliwy? To nie
możliwe.
I niemożliwe jest również, gdy ktoś w dzisiejszym znaczeniu
biedny, nie posiadający dóbr materialnych, żyjący z dnia na dzień, mówi, że
jest szczęśliwy. Nie, to nie może być prawda! Ten ktoś musi kłamać!
A jeśli ktoś bogaty, jak gwiazdy szklanego ekranu popełnia
samobójstwo, to musiał koniecznie zwariować!
Nie robi się takich rzeczy, gdy jest się bogatym!
Ale robi się wtedy, gdy jest się nieszczęśliwym!
Trudno jest nam uwierzyć w to, że posiadanie nie gwarantuje
szczęścia. Tym trudniej, im bardziej stajemy się ofiarami konsumpcjonizmu.
Dlaczego może tak mało dzisiaj się mówi o szczęściu z posiadania
tego, co niepoliczalne, niemierzalne, nie do kupienia, jak choćby uczucie,
zdrowie, doświadczenie, wiedza… To nie jest dzisiaj w cenie. Dzisiaj w cenie
jest MIEĆ! MIEĆ, czym można się chwalić i pokazać to innym!
Szczęście nie na pokaz, którym nie można się chwalić, nie jest
dzisiaj na topie, to nie jest żaden sukces.
Czy jestem szczęśliwy?
Tak!
Jeszcze o tym napiszę, ale pod jednym warunkiem…, że będzie mi to
dane!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz