13 sierpnia 2017

Ludzka głupota ma się dobrze

Wystarczy jakieś słowo albo sytuacja, a przypominają mi się czasem takie zdarzenia z mojego życia, że wcześniej tylko siła wypierania ich za wszelką cenę spowodowała, żeby o nich nie myśleć. A może po prostu nie chciałem myśleć.
Z czasów, gdy pracowałem z dzieciakami i młodzieżą w szkole przypominają mi się sytuacje, gdy dorośli zachowywali się tak, że to przede wszystkim im chodziło o to, aby ich pociechy miały jak najlepsze oceny.
Dorośli powinni wiedzieć, że oceny w szkole są subiektywnym narzędziem karania i nagradzania uczniów. Subiektywizm tegoż narzędzia wynika z wielu czynników, wśród których warto wymienić nastawienie nauczyciela do ucznia, wymagania poszczególnych nauczycieli wobec siebie i innych, czasem nawet na oceny szkolne mają wpływ przeżycia ostatniej nocy nauczyciela, który jest tylko człowiekiem, a nie chodzącym ideałem, choć takim najczęściej chciałoby się go widzieć.

Czynników subiektywizujących ocenianie uczniów może być dużo więcej.
Oceny w szkole, moim zdaniem, nie były i nie są obiektywnym odzwierciedleniem pracy i posiadanego zasobu wiedzy ucznia. I o ile zasób wiedzy można jeszcze w miarę obiektywnie podzielić na pewne części i przypisać je do poszczególnych ocen, o tyle w żaden sposób nie da się zmierzyć indywidualnego wysiłku ucznia włożonego w przyswojenie sobie danej partii materiału.
Aby ocena była zatem obiektywnym narzędziem, za pomocą którego niedoskonały nauczyciel ma ocenić posiadaną przez ucznia wiedzę, należałoby w tej ocenie zawrzeć wszystkie składniki procesu przyswojenia i utrwalenia tejże wiedzy przez ucznia, a zatem – czas, możliwości intelektualne ucznia, jego zaangażowanie, warunki domowe, predyspozycje…
Trzeba jasno sobie uzmysłowić fakt, że oceny w szkole to tylko niedoskonałe narzędzie, jakim dysponuje nauczyciel. I rodzicie powinni o tym wiedzieć. Mało, powinni tłumaczyć swoim pociechom, że nie dla oceny się uczą, ale po to, aby posiąść pewnien zasób wiedzy, która ułatwić może im przyszłe życie.
Nie wiem zatem, dlaczego dorośli nie tłumaczą tego swoim dzieciakom i nie chronią ich przed niepotrzebnym stresem spowodowanym tzw. wpadkami, czyli otrzymaniem gorszej, niż oczekiwana, oceny.
Rodzice powinni wiedzieć o tym i za wszelką cenę chronić swoje dzieci przed szkolnym wyścigiem szczurów.
Tymczasem jest tak, że to właśnie rodzice napędzają dzieciaki, nakręcają dzieciaki i gotowi są „podać” dziecku najgorszy „doping”, żeby tylko zdobyło ocenę na miarę ich oczekiwań i było w szkole w gronie „najlepszych” uczniów.
Kiedy natomiast możliwości dziecka, czynniki zewnętrzne i uwarunkowania indywidualne ucznia uniemożliwiają mu zdobycie zadawalającej, nie tyle samo dziecko, co jego rodzica, oceny, rodzic ten posuwa się do działań, na które dziecko nigdy samo by nie wpadło.
Oczywiście nie odczytywać tego ogólnie, gdyż mam nadzieję, że takich właśnie rodziców jest jak na lekarstwo.

Przypomnę jeszcze raz, że to, co już wcześniej napisałem: Zawsze dzieci mają głupich rodziców, nigdy odwrotnie!

A zatem, kiedy już do wrażliwego na punkcie sukcesów swojego dziecka rodzica, kiedy już do rodzica z jego wyobrażeniem mądrego i najlepszego pod każdym względem dziecka dociera w jakiś sposób, że dzieciak nie zdoła osiągnąć wyniku na miarę jego oczekiwań; kiedy do takiego rodzica dociera, że wymyka mu się z rąk możliwość wyczytania jego dzieciaka wśród najlepszych uczniów w szkole, kiedy zaczyna rozumieć, że nie usłyszy na zakończenie roku szkolnego imienia i nazwiska swojego dzieciaka na uroczystej akademii szkolnej…, słowem: gdy dociera do niego, że dzieciak nie spełni pokładanych w nim nadziei, które są najczęściej niespełnionymi marzeniami czy czymś tam samego rodzica…; kiedy to wszystko wreszcie do takiego rodzica dociera, to co?
Nie, taki rodzic nie przyzna się do tego, że ma wspaniałego dzieciaka, jeśli ten nie będzie miał dobrych ocen w szkole, jeśli nie będzie wśród najlepszych, a najlepiej - najlepszy. Nie ma nawet mowy. Taki rodzic sam bierze sprawy ocen swojego dziecka w swoje ręce i:
1.       Szuka wśród nauczycieli znajomych i przez nich próbuje dotrzeć do innych nauczycieli, u których oceny dzieciaka mogłyby być lepsze. Rozmawia ze znajomymi, że by pogadali z kumplami po fachu i oceny dzieciaka trochę poprawili; poprawili na tyle, żeby dzieciak mógł znaleźć się w gronie najlepszych w szkole.
2.       Gdy nie ma znajomości wśród nauczycieli, to szuka tych znajomości wśród innych znajomych, którzy mogą wśród swoich znajomych mieć nauczycieli i taką właśnie drogą próbuje dopiąć swego.
3.      Ma znajomego radnego czy zna żonę radnego, a ten z kolei radny zna samego wójta, a ten sam wójt przecież to kumpel dyrektora, a dyrektor to przecież przełożony belfrów. Nie, no takimi kanałami to musi się udać. Uda się na pewno poprawić oceny dzieciaka.
Tych kilka przykładów działań „ambitnych” (czytaj: chorych) rodziców znam z mojego życia, sam się z nimi zetknąłem i wiem, o czym piszę. Wierzcie mi, ludzka głupota naprawdę nie zna granic i potrafi podsuwać człowiekowi takie rozwiązania, że tylko paść na kolana i gorzko zapłakać! 

Gdy myślę o takich sprawach, wierzcie, smutno mi bardzo!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...