26 sierpnia 2017

W kółko...

Miałem dzisiaj wysilić się na jakiś ambitny w moim przekonaniu tekst, ale nic z tego nie wyjdzie, zwłaszcza, że będę dzisiaj kolejny raz świadkiem tego, jak dwie bliskie memu sercu młode osóbki przyrzekną sobie przed Bogiem i ludźmi, że będą przy sobie w zdrowiu i chorobie, w smutku i radości, że będą się kochać i szanować pomimo wszystko i na przekór wszystkim i w ogóle, że się nie opuszczą aż do śmierci.
Już, jeszcze nieprzygotowany na uroczystość, zastanawiam się, ileż zakrętów na ich wspólnej drodze, ile rozczarowań, załamań nerwowych, zwątpień w miłość do tej wybranej/ wybranego, ileż zawiedzionych nadziei, ileż prób ucieczki w świat marzeń i wyidealizowanego współżycia…
A ileż przed nimi walki o siebie nawzajem?

W tym wszystkim odrobina uśmiechu, chwile radości, jakieś ulotne przyjemności, chwile prawdziwego szczęścia, które daremnie będą chcieli ujarzmić.
A później okrutny czas i jego straszne działalnie na człowieka z zewnątrz i wewnątrz. I świat, okrutny w swojej powierzchowności świat, jakże kuszący i obiecujący odskocznię, spełnienie tanich marzeń…
Cóż można powiedzieć młodym, zachwyconym sobą ludziom stojących we wspólnych blokach startowych i niepotrafiących doczekać się startu we wspólnym biegu, w którym wtedy jest zwycięstwo, gdy wygrywają oboje startujący, nigdy jedno z nich?
Powiedzieć, że żałuję?
Ależ ja nie żałuję!
Za Widlem Oscarem napiszę wymijająco, że jedyne, czego człowiek na pewno nie powinien żałować w swoim życiu, to popełnionych błędów!
Nikomu z tych, którzy już są po drugiej stronie tej małżeńskiej szczęśliwości nie wolno zniechęcać tych, co jeszcze całkiem na zewnątrz. Nie wolno koła obłędu, broń Boże, przerywać. Niech się toczy historia związku miedzy kobietą i mężczyzną i niech ubogaca o coraz to nowe pracy szczęśliwych, potarganych, zawiedzionych, zrozpaczonych…
No, ale na mnie już czas!
Ale będzie się działo!

Do zo…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...