Miałem dzisiaj wysilić się na jakiś ambitny w moim przekonaniu
tekst, ale nic z tego nie wyjdzie, zwłaszcza, że będę dzisiaj kolejny raz
świadkiem tego, jak dwie bliskie memu sercu młode osóbki przyrzekną sobie przed
Bogiem i ludźmi, że będą przy sobie w zdrowiu i chorobie, w smutku i radości, że
będą się kochać i szanować pomimo wszystko i na przekór wszystkim i w ogóle, że
się nie opuszczą aż do śmierci.
Już, jeszcze nieprzygotowany na uroczystość, zastanawiam się, ileż
zakrętów na ich wspólnej drodze, ile rozczarowań, załamań nerwowych, zwątpień w
miłość do tej wybranej/ wybranego, ileż zawiedzionych nadziei, ileż prób
ucieczki w świat marzeń i wyidealizowanego współżycia…
A ileż przed nimi walki o siebie nawzajem?
W tym wszystkim odrobina uśmiechu, chwile radości, jakieś ulotne
przyjemności, chwile prawdziwego szczęścia, które daremnie będą chcieli
ujarzmić.
A później okrutny czas i jego straszne działalnie na człowieka z
zewnątrz i wewnątrz. I świat, okrutny w swojej powierzchowności świat, jakże
kuszący i obiecujący odskocznię, spełnienie tanich marzeń…
Cóż można powiedzieć młodym, zachwyconym sobą ludziom stojących we
wspólnych blokach startowych i niepotrafiących doczekać się startu we wspólnym
biegu, w którym wtedy jest zwycięstwo, gdy wygrywają oboje startujący, nigdy
jedno z nich?
Powiedzieć, że żałuję?
Ależ ja nie żałuję!
Za Widlem Oscarem napiszę wymijająco, że jedyne, czego człowiek na
pewno nie powinien żałować w swoim życiu, to popełnionych błędów!
Nikomu z tych, którzy już są po drugiej stronie tej małżeńskiej szczęśliwości
nie wolno zniechęcać tych, co jeszcze całkiem na zewnątrz. Nie wolno koła obłędu,
broń Boże, przerywać. Niech się toczy historia związku miedzy kobietą i mężczyzną
i niech ubogaca o coraz to nowe pracy szczęśliwych, potarganych, zawiedzionych,
zrozpaczonych…
No, ale na mnie już czas!
Ale będzie się działo!
Do zo…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz