Trawniczki przy domach, okaleczone skrawki
zieleni przy miejskich ulicach, poranione drzewa, tęskniące za przestrzenią
kwiaty, smutny śpiew ptaków…
Miniaturyzujemy oazy zieleni, ogrody, miniaturyzujemy
swoje marzenia, siebie…. tylko tęsknota za oryginałem rośnie wprost
proporcjonalnie do miniaturyzowania świata, z którego wyszliśmy dobrowolnie,
albo zostaliśmy niepostrzeżenie wyrzuceni.
Gdy tak się zatrzymać i rozważyć swoje położenie,
uświadomić sobie swoją sytuację, może się okazać się, że codziennie żyjemy na
niby, zamiast, nie jesteśmy naprawdę u siebie… i nieuświadomiona do końca
tęsknota za tym, co prawdziwe i w nas i w otaczającym nas świecie próbuje
przebić się przez szklany klosz, pod którym udajemy Życie, jest to Życie
prawdziwe nasze niejako na marginesie tego szczurzego wyścigu w kołowrocie
pragnień i aspiracji, by mieć.
Moja tęsknota uwięzionego w ciele ducha za
przestrzeniami nieogarniętymi dzieje się nieustannie… tłumię ją, jak mogę,
kolejnym przyziemnym marzeniem, przygważdżam ją do ziemi, jak ja jestem
przygwożdżony do krzyża mojej przyziemności.
Chwilami odczuwam, przeczuwam, domyślam się
siebie prawdziwego, tego bez ziemskich pragnień, posiadania jakiegoś zbędnego do
życia gadżetu, który nie tylko nie przybliża mnie do życia, ale od niego
oddala, oddziela, izoluje od niego, izoluje od Życia.
Na każdym niemal kroku dostrzegam tę ludzką
tęsknotę za rajem utraconym albo tanio sprzedanym.
Nie umiem tego nazwać, ale to kwestia czasu!
W komentarzach internetowych uderza mnie
poszukiwanie przez ludzi głębi, próba zrozumienia, dlaczego ot Zycie jest tak
ułożone, a nie inaczej; dlaczego gramy znaczonymi kartami, oszukujemy,
podjudzamy, szepczemy…? Żaden gatunek w Naturze, poza homo sapiens, nie robi
sobie tego, chyba że nie jest mu obcy kanibalizm i planuje pożreć (z głodu i po
to, żeby przeżyć) swojego współbratymca.
Na marginesie życia dzisiaj dzieje się życie
prawdziwe ludzi. Na marginesie niejako mówią o tym, co przeczuwają, ale czego
już nie są pewni, czyli stanie umysłu czystego, zaprzątniętego myślą o
przetrwaniu swoim i gatunku.
Mam takie wrażenie, że mam ciągle pod górę.
Pocieszam się tym, że inni mają gorzej, bo mają i chętnie zamieniliby się na
moje „pod górę”.
Stępiłem pokorą mój bunt przeciwko jawnej
niesprawiedliwości ziemskiej i ułomności człowieka jako korony stworzenia.
Zamiast buntować się przeciw całości tego, co
wokół mnie, próbuję się skupić na tym, żeby zrozumieć, że mrówka i mucha są tak
samo potrzebne, jak ja, ale nie jeszcze daleko mi do mety!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz