2 sierpnia 2017

Skurwiel...

Czy tacy istnieją?
Istnieją, i jest ich niemało! Nie musisz się nawet zbyt uważnie rozglądać, żeby takiego spotkać. Najczęściej to właśnie oni szukają innych. Znajdują takich, jak ja, żeby jeszcze raz potwierdzić, że są skurwielami jakich mało na świecie.
I tyle w ramach wstępu.
A teraz przykład praktyczny. Rozmawiam dziś ze znajomych i widzę kątem oka, że zbliża się obiekt, który rozmowę rozpieprzy. Wita się z nami i od razu mówi o jakimś Janku, a następnie mnie pyta czy to nie moja rodzina. Wiesz ilu Janków chodzi po tym świecie? Pytam i próbuję rozmawiać ze znajomym. Ale gdzie tam. Co chwila wtrąca słowo nowoprzybyły rozmówca.

Nic z rozmowy nie będzie – myślę – daję znajomemu do zrozumienia, że pogadamy innym razem.
Tak, tak, łapie nowoprzybyły i mówi do znajomego, że by już poszedł sobie, bo on do Marka ma sprawę, ma jakiś interes do mnie, jakiś świetny interes.
Żegnam się ze znajomym, wsiadam do samochodu i drzwi zamknąć nie mogę. No tak, ma przecież do mnie interes – przypominam sobie i widzę, że intruz trzyma za klamkę i już się nachyla. Już czuję przepity oddech. Odsuwam się trochę, a intruz mówi do mnie, żeby mu dał na flaszkę.
Czujecie, jaki interes?! Nic, tylko wchodzić w ciemno! W ciemno inwestować i nie pytać o zyski.
Nie mówię też, że w jego interesie byłoby położyć się spać i trochę odpocząć.
Nie mam przy sobie gotówki, mam kartę i nic nie dostaniesz. Mówię i znów bezskutecznie próbuję zamknąć drzwi.
Kolejna propozycja. Kolejny świetny interes. To daj mi złotówkę, bo tyle brakuje mi do… i tu wymienił specyfik, który chciał sobie kupić. Wyciągnął przy tym z kieszeni kilka monet, rozłożył je na dłoni, policzył i oznajmił, że tak, jak wcześniej powiedział, brakuje mu złotówkę.
Nie dam ci żadnych pieniędzy i puść w końcu te drzwi, mówię, a ton głosu mojego, słyszę, nie jest miłosnym wyznaniem!
Zamykam wreszcie drzwi, ale przez uchylone okno słyszę:
I ty chcesz być moim wodzem, a nie chcesz dać mi złotówki? Mówi do mnie z wyrzutem. Ja wiem, że chwyta się brzytwy.
Posłuchaj – mówię do niego – mam za złotówkę cię kupić? Nie chcę być twoim wodzem, bo to żadna przyjemność.
Widziałem, że go ruszyło to, co powiedziałem.
Powoli ruszam z miejsca i jeszcze dobrze słyszę, że nowy wódz to gość, bo jakieś chodniki zrobił i w ogóle jest cool.
Ja nic nie zrobiłem i jest mi z tym dobrze! Mówię, żeby słyszał i zdecydowanie naciskam pedał gazu.
I niech tak zostanie! Słyszę jeszcze złośliwość!
Po kilku sekundach jazdy myślę: Pieprzony skurwiel! Podniósł mi ciśnienie. Gdybym miał być jego wodzem, kupiłbym sobie linę!


A późnej się uśmiecham do kogoś, kto macha mi ręką i myślę z wielką ulgą, że tamten to tylko jednostka! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...