22 sierpnia 2017

"Nazajutrz po miłości"

Zanim napiszę zwięźle, dlaczego jestem szczęśliwy i dlaczego szczęśliwy nie zamierzam być przestać, najpierw słów kilka o tym, co teraz właśnie czytam.
Szukałem ostatnio w szufladach… No, czegoś tam szukałem. Nagle patrzę, książka, stara jakaś książeczka. „Nazajutrz po miłości” na okładce było, jeszcze w białe koło wpisane duże R. a zatem reportaż pomyślałem sobie i od razu ruszyłem sprawdzić, ile to ma lat. Jak się okazało, książka wydana w 1984 roku, a traktuje o latach 70., a nawet 60. ubiegłego wieku.
Z czystej ciekawości postanowiłem, przeczytam. Po pierwszym rozdziale nie żałowałem decyzji. Zbiór reportaży traktuje ogólnie o sprawach rozwodowych i zachowania ludzi w sytuacjach, gdy wielka miłość zmienia się w takąż nienawiść. Jak reagują ludzie w sytuacjach, gdy główną rolę grają emocje, a rozum się jakoś wyłącza. Po uczuciu miłości nie pozostają nawet jakieś mgliste wspomnienia.

Nie mogę napisać, że to świetna lektura, ponieważ tyle tam żółci, tyle nienawiści, tyle ludzkiej głupoty, tyle cierpienia dzieci, tyle wszelkiego ludzkiego brudu, że chyba tylko homo sapiens może tego dokonać.
Moje hobbicie stopy grzeję
znów przed drogą... 
Myślę jednak, że książka ta i jej podobne powinny być lekturami obowiązkowymi dla tych, którzy postanowili zawrzeć związek małżeński albo już go zawarli i walczą w nim bezsensownie.
Dobrze się czyta tę książkę, bo cóż bardziej zajmującego, jak zwierzenia w formie listów czy bezpośrednich rozmów ludzi poranionych przez siebie i innych?
I jeszcze moje odczucie. Książka i losy bohaterów, pomimo upływu czasu, są takie aktualne i tak uczą pokory, że człowiek niepostrzeżenie czyni rachunek sumienia w stosunku do partnera.
No i co najważniejsze z tej książki wynika?
Jacy my głupi jesteśmy w przeważającej większości! Jacy małostkowi! Jacy egoistyczni! Jacy tępi, żeby się uczyć na błędach tych, co przed nami…
I jeszcze na marginesie, na pierwszej stronie książki imię i nazwisko znanej mi osoby, która przeszła przez rozwód pt. Piekiełko.
Co jeszcze?
Poszukajcie! Polecam lekturę!

Oddać książki nie mogę, bo przecież nie moja!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...