8 sierpnia 2017

Szacun, naprawdę!

Jak święty Franciszek mówię często do muchy – Mucho, siostro moja! A potem wieszam lep i cieszę się, że kolejna mucha czy inne skrzydlate stworzonko wpadnie w jego lepkie łapska. Taki już mam paskudny charakter dla skrzydlatych mych braci i skrzydlatych sióstr moich. Ale staram się, staram się i pracuje nad tym, aby po urządzenia, jak lepy, nie sięgać!
Ostatnio, gdy przez całą noc paliłem ogień dla zmarłych, pracowałem też trochę. W pewnym momencie usłyszałem jakiś odgłos, który mnie zaintrygował. Wiecie, północ już minęła, człowiek siedzi w chacie na pustkowiu, drzwi pootwierane, przez okno widać palące się ognisko i tłum cieni, a tu nagle jakiś odgłos i to nie wiadomo co i gdzie.

Przerwałem pracę, rozejrzałem się dokładnie. Nic ciekawego jednak nie zauważyłem. Powróciłem zatem do pracy, ale, gry tylko dotknąłem klawiatury komputera, odgłos znów się pojawił. Redagowałem właśnie tekst o ogniu dla zmarłych. „Co jest?” Pytam siebie w myślach i znów uważnie się rozglądam dookoła. Cisza. Ale tuż nad moja głową coś trzepocze niesamowicie. To jest to! Nad moją głową wisi lep na muchy. Właśnie wpadła nań ćma i przylepiła się jednym skrzydłem. Drugim natomiast wali w powietrze z taką prędkością, że aż wstaję, żeby jej kibicować. Na pokrytej klejem powierzchni widzę jasną smugę. Ma długość kilkunastu centymetrów. Domyślam się, że to droga ćmy od miejsca, w którym przykleiła się do lepu, do miejsca, w którym ją właśnie zobaczyłem. To ona wydawała te dziwne odgłosy. Stoję i patrzę, i nadziwić się nie mogę, z jaką determinacją walczy o swoje uwolnienie. Dotarła już niemal do krawędzi lepu i myślę, że jej się uda. „Niech ci się uda!” Krzyczę w myślach i patrzę na wojownika. 
Ćma co jakiś czas odpoczywa, ale są to bardzo krótkie odpoczynki. Za to szamotanina i próby uwolnienia są długie i heroiczne.
A, byłbym zapomniał, robię przy tym zdjęcia ćmie, jakbym miał przed oczyma prawdziwego bohatera, którego muszę koniecznie uwiecznić na fotografii.
Postanowiłem, że jej pomogę. Wziąłem skrawek papieru i próbuję przesunąć jej przyklejone skrzydło do krawędzi lepu z nadzieją, że jeśli będzie przylegało do lepu małą powierzchnią, to ćma zdoła się oswobodzić. Robię to jednak tak, że jeszcze pogarszam sytuację i ćma klei się do lepu jeszcze bardziej.
Cholera, jestem na siebie już całkiem zły. Postanawiam jednym ruchem przesunąć ćmę w kierunku krawędzi lepu i ta moja niedźwiedzia przysługa kończy się tym, że  ćma spada na stolik, ale bez jednego skrzydła. Kręci przy tym jakieś obłąkańcze kółka, jakby oszalała.
O w mordę! Myślę. Przecież miało być całkiem inaczej! I natychmiast postanawiam, że ćmę zabiję, żeby się nie męczyła. Ale gdzie tam. Zanim pozbierałem swoje cielsko, ćma spadła ze stolika i gdzieś tam się potoczyła albo zakręciła, że nie mogłem jej znaleźć.
Siadam znów do komputera, ale jestem na siebie zły za to, co przed chwilą zrobiłem. Czego pchałeś tam swoje łapy? Pytam siebie i siedzę skruszony, bo nie wiem, co odpowiedzieć. Głupio mi. Cały czas jednak latają mi po głowie myśli o tym, jak ćma walczyła. Nie mogę dojść do siebie. Czuję taki szacunek do tego stworzonka, że obłęd.
Ćmo, siostro moja, bohaterko, prawdziwy szacun dla twojego wyczynu!
Gdybym ja miał taką wolę walki o wolność moją, jak ty, ćmo, o swoje życie i wolność swoją, to świat w ciągu kilku dni leżałby u stóp moich i miałbym taki szacun od świata, jak ty ode mnie. Słabym jednak przy tobie, ćmo, pełna woli walki!
Patrzę przez okno, ogień przygasa. Idę więc i wrzucam suche drewno. Ogień błyska, jest coraz większy i jaśniejszy. Czuje jego ciepło, a później widzę ćmy lecące wprost w jego objęcia.
Kurczę, nie pojmuję życia naprawdę!
Że też na Zadupiu można się aż tyle nauczyć!
PS
No to już wiecie, że oprócz bardzo ciekawych skorków, można na Zadupiu spotkać waleczne i tajemnicze ćmy!
Kto następny?

Spokojnie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...