26 sierpnia 2017

Pokarm prawdziwych zdobywców...

Muszę się Wam pochwalić swoimi kanapkami, które z pewnością niejednemu łzy z ocząt wycisną, co równać się będzie z kolei jakiemuś tam fizycznemu katharsis.
A później mi pewnie przyznacie, że to świetny pomysł – człowiek może się najeść, oczyścić, popłakać sobie, do tego czasami można nawet z siebie się pośmiać, bo nie wiadomo, naprawdę, jaka będzie reakcja.
Zanim Wam zdradzę przepis, to objaśnię trochę, że jest to danie pożywne, zdrowe i bardzo sycące. Po dwóch, trzech takich kanapkach dochodzimy do wniosku, że pić bardziej nam się chciało, aniżeli jeść.
No to do przepisu.

Kroję kilka plasterków kiełbasy, szynki, albo czegoś tam z mięsa.
Obieram cebulę i kroję ją w plastry, powiedzmy cztery, czyli dość grube.
Obieram dwa ząbki czosnku i kroję wzdłuż na połowę.
Następnie smaruję plastry cebuli japońskim chrzanem wasabi (dla mniej wprawionych proponuję może majonez, który nieco złagodzi efekt porażenia).
Na tak posmarowany plaster cebuli nakładam plasterek kiełbasy, szynki itp.
Ozdabiam to następnie połówką ząbka czosnku.
Dla kulinarnych kamikadze proponuję to wszystko posypać (nie za grubo) pieprzem cayenne. (To może się przyczynić do osiągnięcia wyższego poziomu poznawania siebie.)
To wszystko.
I jeszcze… wypada mi tylko życzyć Wam: Smacznego!
Czas przygotowania, powiedzmy czterech, kanapek cebulowych?
Dosłownie kilka minut.
Efekt?
Porażający.
Nie tylko ze względów zdrowotnych i, wspomnianych już względów, oczyszczających, ale przede wszystkim ze względu na zawartość poznawczą tegoż pokarmu. Niejeden bowiem, kto zdobędzie się na to, żeby zjeść cztery takie kanapki bez popijania wodą, odkryje, że siebie dotychczas zupełnie, ale to wcale nie znał.
Wielu przy tym może przeżyć niezapomniane chwile.
Wielu może doznać nawet jakiegoś szoku estetycznego spowodowanego tak nagłą przemianą, o której się dowiedzą tylko ci, co zjedzą.
No i wreszcie, z pewnością wśród amatorów takiego jedzenia, znajdą się również ci, którzy stwierdzą, że dotychczasowe doznania, dajmy na to erotyczne, bledną przy tym, co w trakcie jedzenia i tuż po nim poczują.
Ale niewykluczone, że znajdą się i tacy, na przykład jak ja, dla których tego typu jedzenie okaże się tylko małym krokiem w kierunku uzdrowienia duszy i ciała, ponieważ zrozumieją, że trzeba naprawdę niewiele, żeby tak wiele poczuć przy żadnym nakładzie sił, środków i czasu.

Pozdrawiam próbujących.
Spokojnie!

Przecież żyję!!! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...