17 sierpnia 2017

Barów czar

Dzisiaj byłem z młodszym synem u fryzjera, ale jakbym był w barze, ponieważ zakłada fryzjerski mieści się w budynku po byłym barze. Gdy wchodziliśmy do budynku, wróciły dawne wspomnienia aż miło!
Oczywiście wnętrze wygląda zupełnie inaczej, niż ostatnim razem, gdy nawiedziłem to miejsce, aby zapomnieć, odpłynąć, rozluźnić się, pogadać z kolegami, pośmiać się kolegami, popłakać z kolegami nad marnością życia naszego.
Syn poddany został czynnościom strzyżenia, a ja poddałem się wspomnieniom. Wodziłem po kątach pomieszczenia i przypominałem sobie. Tu był kontuar, za którym zobaczyłem Panią… Kurczę, jakie ona robiła kiełbaski z ziołami. Zawsze zjadaliśmy kiełbaskę, gdy głód był bardziej dokuczliwy niż pragnienie upicia się. Najczęściej nocą, po kilkugodzinnej nasiadówie, zjadaliśmy z kumplem kiełbaskę. Było na tyle późno, że w barze siedzieli tylko stali bywalcy. Kiedy Pani… miała już nas dość, ogłaszała zamknięcie tej świątyni rozbitków. Braliśmy ze sobą jakieś paliwo, odprowadzaliśmy Panią… do domu i rozpoczynaliśmy powrót do domu. Kumpel znał mapę nieba jak własną kieszeń, toteż w drodze powrotnej do domu zatrzymywaliśmy się w jednym miejscu. Spoglądaliśmy w niebo i kumpel tłumaczył mi, na co właśnie patrzę. Nikt, pewnie nawet Kopernik, nie potrafił tak opowiadać o rozgwieżdżonym niebie, jak…

Przypominałem sobie dzisiaj wszystkich, z którymi toczyłem słowne boje o polityce, sensie życia, jego znikomości i niepowtarzalności.
Jasne, że ktoś nawiedzony zaraza wypali mi, że pieprzyliśmy po pijanemu o dupie Maryni. Jeśli tak będzie, to ludziska te nie mają pojęcia o dupie Maryni albo sami tak robili, a dzisiaj się tego wstydzą.
Byłem i jestem przekonany, że w barach wszelkiej maści można spotkać wspaniałych ludzi. Zaryzykuję nawet, że sensowniejszych niż ci w większości spotykani na kościelnej cotygodniowej mszy świętej. Może dlatego, że na mszę ludzie często chodzą z jakiegoś tam dziwnie pojmowanego obowiązku, a do baru z własnej nieprzymuszonej woli.
Atmosfera baru w sobie coś z tajemnicy konfesjonału. W odpowiednim towarzystwie można tam pogadać o wszystkim, co cię boli i to bez obawy, że sprawa wyjdzie poza mury baru.
Taki był właśnie bar zamieniony obecnie na zakład fryzjerski. Nie wiem, jak to jest w zakładach fryzjerskich, w sumie to nie wiem tez, jak jest teraz w barach, bo w nich nie bywam, a jeśli już to rzadziej niż okazjonalnie. W barze, który dzisiaj wspominałem, nikt nikogo nie podsłuchiwał; nikt, nikomu nie zazdrościł; nikt, nikogo nie oceniał. Po prostu gadaliśmy, śmialiśmy się, płakaliśmy, no i oczywiście… piliśmy!

Zanim zabieg strzyżenia mojego syna dobiegł końca, ja w najlepsze powspominałem sobie stare dobre czasu. A później wyszedłem z obecnie zakładu fryzjerskiego, a byłego baru, trzeźwy jak świnia i odjechaliśmy z synem w siną dal.

Świat się zmienia, ja się zmieniam. A jednak noszę w sobie niezapomniany barów czar. I wątpię, abym kiedykolwiek o tym zapomniał. Chyba że życie to ziemskie zapomnieć przyjdzie mi całkiem! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...