Muszę
mieć pewność, że będę tylko pisał i myślał o pisaniu…; gdy siadam do pisania,
to muszę to wiedzieć, muszę być tego pewny, jak tego, że umrę. Dlatego pewnie
tak trudno siąść mi do pisania. Idę więc przez to życie z głową pełną pisania,
którego wcale nie piszę, bo nie mam spokoju, takiego na moją miarę i jakiego
chciałbym, ale nie narzekam, bo w sumie nie mam powodów. I tak myślę sobie, że
z tego niepisania to wyżyć się nie da i jeszcze zarobić. Trudna, trudna sprawa
z tym moim niepisaniem pisania, co w głowie mi siedzi i spokoju nie daje, aż w
głowie mi szumi. Ciągle słyszę szum w uszach.
Schodziłem
się wczoraj strasznie, strasznie się wczoraj schodziłem po tym angielskim
Londynie, stolicy Wyspiarzy. Satysfakcję mam z tego mojego strasznego się
schodzenia, że syn mój zobaczył to, co obiecałem. A ile się ludzi przy tym
natrącałem, w ile oczy spojrzałem tak całkiem przelotnie, ile myśli mi w głowie
po drodze kiełkowało, to lepiej niech nikt nie pyta, bo strasznie tego dużo. Tu,
żeby dotrzeć do miejsca wybranego, trzeba dwie, trzy godziny przebijać się
przez tłok na ulicy, przez tłok na chodniku trzeba się ciągle przebijać, a
kiedy w końcu docierasz do wybranego miejsca, to nawet nie zauważasz, że już
musisz wracać i znów dwie trzy godziny, a nawet trochę więcej potrącania,
spojrzeń, przesiadek, podjazdów.
Cholera
by to wzięła! Nie mówcie mi, jak pięknie jest na przykład w Londynie,
Barcelonie, Paryżu… Proszę, nie mówcie mi tego, bo to straszna nieprawda. To
jakieś okaleczenie czasu, wolności, przestrzeni… To jakieś niewiarygodne
poranienie serca, którego wcale nie słychać w bijącym tłumie serc.
Już
północ dawno przeszła i zaraz bliżej do rana, a ja ciągle słyszę szum w głowie,
mam chaos w myślach. Obiecałem sobie, że idę dziś do kościółka. Kurczę, może
przynajmniej tam zatrzymam się na chwilę. a jeśli tak się nie stanie, to
niechaj mnie gęś kopnie, niech mnie diabli wezmą lub aniołowie uniosą. Tylko,
kurde, jak, skoro tu jestem z synem!?
Jeśli
Wam powie: Jest super! A Wy mi uwierzycie, to straszna chujnia wyjdzie z tego
mojego SUPER! Ja bowiem powiem bzdurę, Wy dacie jej wiarę i jeszcze więcej
szumu w głowie, chaosu w myślach będzie.
Miodem
na wszelkie rany jest uśmiech bliskich mi ludzi. Jak wtedy, gdy Młody mi mówi:
Jest naprawdę super! To prawdziwe lekarstwo, bo jego SUPER to prawda, ta
najprawdziwsza, szczera, a nie jak u dorosłych.
Czujecie
ten rozrzut myśli?
Słyszycie
ten szum w głowie?
Widzicie
tysiące świateł, aż przed oczami ciemno?
Odczuwam
aż za dobrze, jak z Ziemią zapierniczam w przestrzeni kosmicznej z prędkością
niemałą! I najgorsze jest to, że w tej całej gonitwie wiatr mi włosów nie
targa, bom je zbyt krótko obciął!
I
wcale mi nie pomogą słowa Horacego, że prochem i cieniem jestem, bo ja to czuję
od dawna. Wiem jednak, że poza tym, jestem NIEPOWTARZALNY!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz