Życiorys
Wszystko
zdarzyło się przecież –
krople
potu i ciała splecione,
i
dwie dusze jak jedno życie –
A
potem słońce i chmury,
łąki
i pustynie...
za
dużo łzawych pożegnań
i
nazbyt rzadkie powroty,
samotność
w pyle ziemi,
tuż
po nieszczerej modlitwie
przerażające
milczenie –
to
także przecież coś znaczy...
I
wreszcie nikły cień sensu,
garstka
szarego popiołu
na
drogę usłaną wiarą –
to
chyba znaczy najwięcej...
Chwila
rozpaczy
Dlaczego
nie
spełniły się sny
i
wypaliły marzenia…?
Zadaje
przed lustrem pytania
pusty
– niemy
drogowskaz...
Odrobina szczerości
Chwile
niemej rozpaczy,
moje
wiersze kalekie
nie
wskażą pewnie drogi
na
przeciwległy brzeg.
Nie
są też tamtą glebą
z
ukrytą w głębi perłą
ani
nie będą pewnie
Niebem
szczerego zachwytu.
Ja
tylko tak szukam, wędruję
i
można przyłączyć się do mnie,
choć
już o świcie wiadomo,
że
przyjdzie się rozstać
przed
zmrokiem.
Lekcja życia I
Alanowi
Codziennie
mnie uczysz
dotykać
przedmiotów,
objaśniasz
ich życie,
cichą
służbę światu...
tłumaczysz,
co
robić,
aby
poczuć rozkosz
i
odnaleźć radość
w
powszednich
czynnościach...
Staram
się pilnie słuchać
i
nawet już umiem uśmiechem
witać
znajome twarze,
nazywać
proste gesty,
dostrzegać
ważne niuanse...
Na
nowo tak budujesz
mój
świat
zbyt
dobrze mi znany,
na
nowo mi tak odkrywasz
ten
mój świat
zapomniany.
Wiesz
dużo więcej ode mnie
i
chciałem na dobre zamilknąć,
ale
to do mnie należy
nauczyć
syna życia.
Lekcja życia II
Wyjechałeś
i
wszystkie zabawki zamilkły.
Jak
zwykle w takich chwilach
patrzą
na mnie swym smutnym,
martwym
spojrzeniem,
a
ja nie posiadam mocy...
uciekam
więc w ciemność
i
ćwiczę...
Zabawki
wciąż pytają
tym
smutnym,
martwym
spojrzeniem:
Dokąd
tym razem odszedłeś
i
kiedy wreszcie powrócisz?
Wymyślam
więc poetycko,
że
jesteś za morzem powietrza
i
kłamię bez rumieńców,
że
wrócisz tu niebawem.
To
jednak nie wystarcza,
nie
rozumieją rozstania
z
twoimi słabymi palcami,
które
wciąż czynią cuda –
samochody
bez kół pędzą w dal,
a
słoń z naderwanym uchem
uśmiecha
się twoim uśmiechem.
Od
kilku dni mnie tak męczą,
aż
w końcu postanowiłem
napisać
list w ich imieniu
i
wszystko dokładnie wyłożyć,
ale
zerknąłem ukradkiem
na
smutnie milczące zabawki
i
sam bezwiednie zamilkłem –
razem
czekamy na oddech...
Niewysłany list z bliska
Nocą
jest zawsze za dużo ciszy
i
zgiełku dziennych wspomnień,
zbyt
wiele jest cudzych słów,
kiedy
zasypiam nad wierszem
wrastającym
w oczy...
Serca
wtedy nie chwytam –
niech
leci,
upada
w milczenie,
niech
rodzi poezję krwi
zagubionych
– szalonych,
powraca
w słowach i Słowie
gasi
pożary namiętne,
i
rani obosiecznie ...
Nie
rozumiem rozpaczy!
Nie
pojmuję zachwytu!
A
cóż dopiero miłość!
Porzucam
zatem złudzenia
i
jakież wyraźne obrazy:
groby
najbliższych jak szczyty,
słychać
oddech kamienia –
krzyk
ciszy w pustce oddania...
I
niech tam dni odlatują,
jak
chyże jaskółki za morza,
nie
wiem tylko czy dotrą
do
ciepłych, spokojnych krajów...
Gdybyś
tam kiedyś zabłądził,
koniecznie
musisz napisać
i,
proszę, nie zapominaj,
że
liście spadają jesienią…
C.d.n....
C.d.n....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz