Znikające pomidory
– językowa moda – polityczna poprawność – absurd się ściga z głupotą o palmę pierwszeństwa
– kolejne mistrzostwa – kolejny zawrót głowy – trupy much się ścielą, a słońce pięknie
przygrzewa, ale nie szaleje – wszystkie kolory świata w rzekomo szarym dniu – rozmyślania
przyziemne małego człowieka…, a w tle frutti di mare i jeszcze coś tam na wieczór...
Fontanna
Stwierdzam, raczej
z rozpaczą i jakąś nutką goryczy, że władza nowej jakości w mojej małej gminie,
co pępkiem świata jest dla mnie – nie wiem na jak długo – nie robi nic nowego, czegom
był nie planował, a i z tych moich planów robi tyle, co nic!
W planach rewitalizacji
(piękne polskie słowo, nieprawdaż?) parku miejskiego było urządzenie fontanny, nie takiej
z niecką, tylko – po prostu – woda wytryskająca z podłoża ku uciesze dzieci, do rosłych, podczas letnich upałów.
Jeszcze widzę oczyma
wyobraźni (te oczy mam bardzo zdrowe) jak dzieciaki z gminy i przyjezdne dzieciaki, w takie, jak dziś, dni upalne, bawią się tam w najlepsze.
Próbował nowy wódz
mój plan realizować, ale zabrakło mu środków – tak twierdzi. Wciąż przecież powtarza,
że spłaca „moje” kredyty i nic zrobić nie może albo może niewiele.
A ja tymczasem twierdzę,
że brak mu wyobraźni. Wymyśliłem kiedyś takie powiedzenie, że tam, gdzie „brakuje”
pieniędzy, ale nie brakuje rozumu i wyobraźni, to nie jest jeszcze źle. Jednak,
gdy brakuje rozumu i wyobraźni, to nawet największe pieniądze nie gwarantują
sukcesu!
Zamiast więc w kółko
śpiewać, jak pozytywka – brak środków – trzeba przyznać uczciwie przed sobą, że to brak
wyobraźni!
Odbiorcy
Z Korei Południowej
i jeszcze z Brazylii dołączyli na chwilę odbiorcy mojego pisania. Miło się robi
na duszy, że jestem tam obecny, gdzie moja stopa jeszcze nie odcisnęła śladu. I
jedne odwiedziny z „nieznanego regionu”. Wujek Google widocznie nie potrafił określić,
skąd do mnie dotarłeś, Czytelniku drogi, ale niechaj Ci będzie tam, gdzie jesteś,
dobrze!
Pozdrawiam też serdecznie
Znajomych z Polski, USA, Rosji, Portugalii, Peru, Belgii i Francji, którzy znaleźli
czas, żeby w ostatnim tygodniu „wpaść” do mnie na chwilę. Wiecie o tym dobrze, że zawsze, o każdej porze, jesteście mile widziani
i drzwi są zawsze otwarte!
Trawa i logiki gminnej c.d.
Piszę i piszę o tym,
że w mojej małej gminie nie zawsze można doszukać się logiki w działaniach władz, a
władze jakby mi na złość dokładają co rusz do tego braku logiki kolejne cegiełki.
Każdy tuman – ja też
– wie to bez dwóch zdań, że kiedy słońce przygrzewa, a teraz grzeje dość mocno (z
czego się bardzo cieszę), to trawy (nie tej pastewnej) nie kosi się zbyt często,
bo słońce okrutne trawę, w cholerę, wypali!
W mojej gminie jest
tak, że gdzieś tam trawę się kosi, a później szybko podlewa, żeby jej słońce zbyt
mocno nie przypaliło było, no i żeby rosła, by móc ją znowu kosić.
Kto dolewa benzyny
do płonącego ogniska albo gasi pożar tą właśnie substancją?
Są dziwy na świecie,
które nie śniły się jeszcze takim karłom, jak ja.
Wciąż uczę się ciebie – człowieku!
Briefing czy konferencja?
Fajnie jest patrzeć
z boku, jak człowiek się gubi w głupocie. Tylko w ten właśnie sposób można się czegoś
nauczyć o własnej i tylko własnej głupocie niepospolitej.
Już nie usłyszysz
w mediach z małego kraju nad Wisłą, że właśnie trwa konferencja prasowa jakiegoś
kogoś tam. Teraz to nie jest konferencja, ale briefing, człowiecze. A podczas tegoż briefingu na pasku informacyjnym
czytam: konferencja prasowa… i dalej jakiegoś kogoś tam.
Zajrzałem do sieciowego
Słownika j. polskiego i czytam to oto: Jeśli
określenie „konferencja prasowa” wyda się komuś zbyt banalne, używa słowa „briefing”,
które poza tym jako angielskie jest dla wielu bardziej zrozumiałe.
Poza czym? Pytam szybko!
I jeśli „konferencja”
jest słowem banalnym, to jak banalna jest „dupa” albo polska „k-wa”?
I konferencja, i briefing nie polskie mają korzenie. Zamieniamy zatem bezmyślnie zapożyczone wyrazy, bo
chcemy być tak na czasie i tacy bardzo modni, że aż angielscy czy niemieccy bardziej
jesteśmy niż polscy – jesteśmy, po prostu, smutni!
Ja też czasami tak
robię, że zamiast napisać „ciągle”, „przewlekle”, „nieustannie”…, piszę „permanentnie”
i też jestem smutny, i smutno mi z tym!
Przemija postać tego świata
Kolejne pomidory,
co rosną sobie w donicach na moim skromnym balkonie, zniknęły dziś z horyzontu –
przepadły były w przepaściach mojego organu wewnętrznego, któremu nauka dała szumne
miano żołądka.
Zrobiłem dzisiaj już
kilka kilometrów trasy – zaplanowałem pięćdziesiąt. Dlaczego? Wyjaśnię to wieczorem.
Teraz muszę coś sprawdzić, a potem wszystko wyjaśnię.
Od dni kilku lewe kolano daje
mi jakieś sygnały nieśmiałe, że jakby nie nadążało za tempem wysiłku. Jakby chciało
przypomnieć: ‑ Mam ponad pięćdziesiąt lat. Nie nadąża, bidulek, za duchem, co ciągle
goni i jakby mu całkiem obce było fizyczne zmęczenie.
Ale równie, jak ducha, słucham swojego kolana i dzisiaj nie będzie żadnych obciążeń ponad siły. Mierzę
zamiary na siły – to takie nieromantyczne, ale dzisiaj to będzie najlepsze rozwiązanie.
Wierzę przy tym cichutko, że przyjedzie taki dzień, gdy siły na zamiary będę mógł
mierzyć w najlepsze!
Dziś imieniu miesiąca?
Czasami tak ludzie mówią, gdy liczba dnia i miesiąca zrównują się wartościami.
W nocy zasnąłem dość
późno, a ledwiem oczy zmrużył dorwała się była do mnie skrzydlata poczwara i tak
mi dokuczała, że po kilku godzinach wstałem z łoża boleści i – przyznam – jestem
dość śpiący. Tłukę zatem, czym mogę, każdą napotkaną dzisiaj na mojej drodze muchę
małą i dużą. Wiem, że to strasznie głupie – odpowiedzialność zbiorowa – ale dzisiaj
tak będzie. A jutro? Zobaczymy!
Opowiem o tym wieczorem,
przy kolejnym wpisie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz