8 sierpnia 2018

Codzienność przebogata...


Znikające pomidory – językowa moda – polityczna poprawność – absurd się ściga z głupotą o palmę pierwszeństwa – kolejne mistrzostwa – kolejny zawrót głowy – trupy much się ścielą, a słońce pięknie przygrzewa, ale nie szaleje – wszystkie kolory świata w rzekomo szarym dniu – rozmyślania przyziemne małego człowieka…, a w tle frutti di mare i jeszcze coś tam na wieczór... 

Fontanna
Stwierdzam, raczej z rozpaczą i jakąś nutką goryczy, że władza nowej jakości w mojej małej gminie, co pępkiem świata jest dla mnie – nie wiem na jak długo – nie robi nic nowego, czegom był nie planował, a i z tych moich planów robi tyle, co nic!
W planach rewitalizacji (piękne polskie słowo, nieprawdaż?) parku miejskiego było urządzenie fontanny, nie takiej z niecką, tylko – po prostu – woda wytryskająca z podłoża ku uciesze dzieci, do rosłych, podczas letnich upałów.
Jeszcze widzę oczyma wyobraźni (te oczy mam bardzo zdrowe) jak dzieciaki z gminy i przyjezdne dzieciaki, w takie, jak dziś, dni upalne, bawią się tam w najlepsze.
Próbował nowy wódz mój plan realizować, ale zabrakło mu środków – tak twierdzi. Wciąż przecież powtarza, że spłaca „moje” kredyty i nic zrobić nie może albo może niewiele.
A ja tymczasem twierdzę, że brak mu wyobraźni. Wymyśliłem kiedyś takie powiedzenie, że tam, gdzie „brakuje” pieniędzy, ale nie brakuje rozumu i wyobraźni, to nie jest jeszcze źle. Jednak, gdy brakuje rozumu i wyobraźni, to nawet największe pieniądze nie gwarantują sukcesu!
Zamiast więc w kółko śpiewać, jak pozytywka – brak środków – trzeba przyznać uczciwie przed sobą, że to brak wyobraźni!

Odbiorcy
Z Korei Południowej i jeszcze z Brazylii dołączyli na chwilę odbiorcy mojego pisania. Miło się robi na duszy, że jestem tam obecny, gdzie moja stopa jeszcze nie odcisnęła śladu. I jedne odwiedziny z „nieznanego regionu”. Wujek Google widocznie nie potrafił określić, skąd do mnie dotarłeś, Czytelniku drogi, ale niechaj Ci będzie tam, gdzie jesteś, dobrze!
Pozdrawiam też serdecznie Znajomych z Polski, USA, Rosji, Portugalii, Peru, Belgii i Francji, którzy znaleźli czas, żeby w ostatnim tygodniu „wpaść” do mnie na chwilę. Wiecie o tym dobrze, że zawsze, o każdej porze, jesteście mile widziani i drzwi są zawsze otwarte!

Trawa i logiki gminnej c.d.
Piszę i piszę o tym, że w mojej małej gminie nie zawsze można doszukać się logiki w działaniach władz, a władze jakby mi na złość dokładają co rusz do tego braku logiki kolejne cegiełki.
Każdy tuman – ja też – wie to bez dwóch zdań, że kiedy słońce przygrzewa, a teraz grzeje dość mocno (z czego się bardzo cieszę), to trawy (nie tej pastewnej) nie kosi się zbyt często, bo słońce okrutne trawę, w cholerę, wypali!
W mojej gminie jest tak, że gdzieś tam trawę się kosi, a później szybko podlewa, żeby jej słońce zbyt mocno nie przypaliło było, no i żeby rosła, by móc ją znowu kosić.
Kto dolewa benzyny do płonącego ogniska albo gasi pożar tą właśnie substancją?
Są dziwy na świecie, które nie śniły się jeszcze takim karłom, jak ja. 
Wciąż uczę się ciebie – człowieku!

Briefing czy konferencja?
Fajnie jest patrzeć z boku, jak człowiek się gubi w głupocie. Tylko w ten właśnie sposób można się czegoś nauczyć o własnej i tylko własnej głupocie niepospolitej.
Już nie usłyszysz w mediach z małego kraju nad Wisłą, że właśnie trwa konferencja prasowa jakiegoś kogoś tam. Teraz to nie jest konferencja, ale briefing, człowiecze. A podczas tegoż briefingu na pasku informacyjnym czytam: konferencja prasowa… i dalej jakiegoś kogoś tam.
Zajrzałem do sieciowego Słownika j. polskiego i czytam to oto: Jeśli określenie „konferencja prasowa” wyda się komuś zbyt banalne, używa słowa „briefing”, które poza tym jako angielskie jest dla wielu bardziej zrozumiałe.
Poza czym? Pytam szybko!
I jeśli „konferencja” jest słowem banalnym, to jak banalna jest „dupa” albo polska „k-wa”?
I konferencja, i briefing nie polskie mają korzenie. Zamieniamy zatem bezmyślnie zapożyczone wyrazy, bo chcemy być tak na czasie i tacy bardzo modni, że aż angielscy czy niemieccy bardziej jesteśmy niż polscy – jesteśmy, po prostu, smutni!
Ja też czasami tak robię, że zamiast napisać „ciągle”, „przewlekle”, „nieustannie”…, piszę „permanentnie” i też jestem smutny, i smutno mi z tym!

Przemija postać tego świata
Kolejne pomidory, co rosną sobie w donicach na moim skromnym balkonie, zniknęły dziś z horyzontu – przepadły były w przepaściach mojego organu wewnętrznego, któremu nauka dała szumne miano żołądka.
Zrobiłem dzisiaj już kilka kilometrów trasy – zaplanowałem pięćdziesiąt. Dlaczego? Wyjaśnię to wieczorem. Teraz muszę coś sprawdzić, a potem wszystko wyjaśnię. 
Od dni kilku lewe kolano daje mi jakieś sygnały nieśmiałe, że jakby nie nadążało za tempem wysiłku. Jakby chciało przypomnieć: ‑ Mam ponad pięćdziesiąt lat. Nie nadąża, bidulek, za duchem, co ciągle goni i jakby mu całkiem obce było fizyczne zmęczenie.
Ale równie, jak ducha, słucham swojego kolana i dzisiaj nie będzie żadnych obciążeń ponad siły. Mierzę zamiary na siły – to takie nieromantyczne, ale dzisiaj to będzie najlepsze rozwiązanie. Wierzę przy tym cichutko, że przyjedzie taki dzień, gdy siły na zamiary będę mógł mierzyć w najlepsze!

Dziś imieniu miesiąca? Czasami tak ludzie mówią, gdy liczba dnia i miesiąca zrównują się wartościami.

W nocy zasnąłem dość późno, a ledwiem oczy zmrużył dorwała się była do mnie skrzydlata poczwara i tak mi dokuczała, że po kilku godzinach wstałem z łoża boleści i – przyznam – jestem dość śpiący. Tłukę zatem, czym mogę, każdą napotkaną dzisiaj na mojej drodze muchę małą i dużą. Wiem, że to strasznie głupie – odpowiedzialność zbiorowa – ale dzisiaj tak będzie. A jutro? Zobaczymy!

 Ruszam na małą przejażdżkę po mojej pięknej gminie, co i piękną, i brzydką jest – jak każda na świecie!

 Skąd te owoce morza albo po polsku bardzo – frutti di mare?

Opowiem o tym wieczorem, przy kolejnym wpisie! 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...