Nie nadąża mi prawa,
osamotniona przez lewą, w pisaniu na komputerze, za tempem moich myśli. Dużo
łatwiej mi najpierw zatem pisać odręcznie, za co się nie gniewam, bo lubię, gdy
uzbrojony w pióro, długopis, ołówek gonię za myślami – i chwytam je w klatki
słów, słów uzdą ujarzmiam, krępuję słów kajdanami… Tylko w ten sposób mogę
zatrzymać chwili na dłużej, bo wartkim nurtem spływają w otchłanie zapomnienia,
ale nie znikają, osiadają cichutko na dnie podświadomości i drzemią tam
spokojnie.
*
Znajoma od serca
zwróciła mi była uwagę, że z tężcem poprzednio to trochę namieszałem. Nie
sposób bowiem tężca spotkać w szpitalu sterylnym, a przy bliskim i nagłym
kontakcie z matką – ziemią, a ja taki miałem – gwałtowny niezwykle! Ale tak
często bywa, gdy ktoś tam chce polatać, zamiast pokornie po ziemi jeździć albo
chodzić.
Nie znam żadnego tężca
i obym wcale nie poznał, choć pewnie jest go bez liku.
Do tego znajoma od
serca była mi powiedziała, że w szpitalu, i owszem, mogłem się spotkać
żółtaczką, ale wciąż jestem blady, więc chyba nie miałem tej przyjemności
doświadczyć, z czego bardzo się cieszę i nie mam przestać zamiaru!
No i znajomą pozdrawiam
ciągle nieustannie!
*
Strasznym i okrutnym
pogromcą much się stałem. Jestem Nr 1. wrogiem muszego świata. każdą skrzydlatą
potworę z tego właśnie rodu łapię, tłukę, gniotę, wyrywam skrzydła i nogi,
zrzucam z drugiego piętra na trawnik zielony, żeby ich szczątki cielesne były
pokarmem, nawozem i jeszcze czymś tam dla istot gustujących w muchach. Szkoda,
że pająk krzyżak zamieszkał był sobie na moim balkonie wysoko nad oknem. Gdyby
tak się domyślił i sieć swoją snuł niżej, dostarczałbym mu żywności przez jego
całe życie. niewiele by robił – jak człowiek współczesny – jadł za to ponad
miarę i obrastał w dobrobyt.
Nie będę się jednak
wpraszał z usługami swoimi żadnemu krzyżakowi i mu życia ułatwiać. Chce mieć
wysoko sieć, niech ma sieć wysoko!
*
Człowieku dobry i
chory, dokładnie – połamany, ładujże się na łoże i zamiatamy na blok, bo zabieg
odwołają! Wołają do mnie ci, co właśnie po mnie przyszli, żeby na zabieg mnie
zabrać, a ja w ostatniej chwili postanowiłem sobie wyskoczyć na dymka. Wracałem
właśnie na oddział, gdym te słowa usłyszał i zobaczył ich dwoje – tych, co po
mnie przyszli. Zrzucam więc kapcie z nóg zaraz za drzwiami Sali i najszybciej,
jak mogę, układam ciało na łożu i szybko dochodzę do wniosku, że korytarze w
szpitalu widziane z horyzontalnej nie są wcale ciekawsze, niż widziane
normalnie, a ja właśnie leżąc, oglądam korytarz szpitalny.
120 na 80, książkowe
ciśnienie – słyszę później, wdychając zachłannie jakiś nieznany mi gaz.
chciałem jeszcze powiedzieć, że to pewnie dlatego, że ja się wcale nie boję, że
chcę tego zabiegu, bo może przestanie tak boleć… Nie zdążyłem powiedzieć, o
czym właśnie myślałem, zrobiłem głęboki wdech i odleciałem w nieznane.
Nie warto wspominać o
tym, jak było po tym locie, bo było i śmiesznie, i fajnie, i zabawnie – to, co
zapamiętałem, wydaje mi się głupie, ale jak mówią – to norma po przebudzeniu z
narkozy.
Leżę plackiem na łóżku,
budzę się i zasypiam. Zdążyłem tylko zapisać na swoim twardym dysku, że obok za
oknem piątek staje się przeszłością.
Sobotni poranny obchód
i dobra wiadomość – ma kupić sobie ortezę, unieruchomić rękę i będzie po
sprawie, a do tego czasu z ręką na temblaku mogę śmigać tyle, na ile mi sił
starczy. Zatem czym prędzej znikam na zewnątrz szpitala po porannych zajęciach
z anatomii zwierząt, od cesarskich cięć krowich, i trudnych krowich porodów,
kosmetycznych zabiegów na czworonożnych pupilach muszę trochę odpocząć, bo
gubię się w tym zwyczajnie. Dzwonię do przyjaciela, żeby mi kupił Ortegę. Co to
jest za człowiek ten jeden z moich przyjaciół! Złoty! Dosłownie – złoty, a może
i więcej – można by go określić sienkiewiczowskim językiem, że tyle złota jest
wart, co waży albo i więcej! Przedwczoraj go poprosiłem o małą – dla mnie dużą
– przysługę i od razu się stało. Po prostu – mówisz i masz! Dowiedziałem się
później od przyjaciela też, że ten mój złoty przyjaciel w czwartek miał
urodziny. Nie wiedziałem o tym i przy dzisiejszym spotkaniu nadrabiam składanie
życzeń, od tego spotkanie zaczynam!
Z kupna ortezy nici, bo
sklepy pozamykane, ale to żaden problem – kupię w szpitalnym sklepie, a do
poniedziałku będę pomykał z temblakiem. Tak nawet wygodniej, choć trzeba
bardziej uważać, żeby chorym ramieniem nie grzmotnąć o coś przypadkiem. Pogadałem
z kumplem i śmigam na górę, zamierzam wziąć prysznic i wypić mocną kawę. Gadam
chwilę z A. – on też już może wstawać i kuśtykać powoli na chorym kulasie.
Umawiamy się, że najpierw prysznic, a potem spadamy na dół, napić się w czynnym
bufecie kawy i pogadać.
Po drodze mijamy kaplicę
i postanawiamy, że jutro tu przyjdziemy na czary mary. Te czary mary to tylko pomyślałem
sobie, a z A. się umówiłem przybyć tam jutro na mszę. A. cały czas gada. Już
nie mam gdzie zapisywać na dysku informacji, jakimi mnie raczy. Do tego bajki dość
tanie sprzedaje mi A. Nie daję po sobie poznać, że w coś tam mi trudno uwierzyć
i nie zaperzam się wcale – co mi tam, niech gada! Niech się wygada do woli –
myślę dobrodusznie – mam przecież swoje lata. Ja też zmyślam nierzadko! A nawet
można powiedzieć, że bardzo rzadko nie zmyślam.
Po kawowym wypadzie A. rozbolało
kolano, co przecież jest normalne, a mnie jest tak na rękę, bo teraz będę znów sam
ze sobą się włóczyć. Biorę się wiec do zwiedzania szpitala i jego podwórca. Obszedłem,
co się dało, zajrzałem w każdy kąt, co kusił tajemnicą, pobudzał moją ciekawość.
Modliłem się po drodze, błogosławiłem, kląłem, śmiałem się i płakałem w zależności
od chwili, przywołanych wspomnień, tak zwanych straconych szans, które jeszcze w
pamięci mojej dość dobrze się mają.
Po ponad godzinnej włóczędze
po szpitalnym obejściu ramię mnie rozbolało, co było dobitnym sygnałem, żebym wziął
azymut na szpitalne łoże. W porę do niego przybyłem, bo ręce, które leczą, już czekały
z kroplówką i wróżbą krótkiej drzemki, i bólu ukojenia.
*
Zostały mi jeszcze szczątki
ze szpitalnych zapisków i temat będę uważał za oddany przeszłości. Trzeba przecież
żyć chwilą, bo ta nigdy nie wraca!
Tego też nie poprawiam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz