15 sierpnia 2018

Smutny, ale wdzięczny


Kto mnie dzisiaj był spotkał, spojrzał na mnie ukradkiem albo słówko zamienił, musiał pomyśleć pewnikiem, że smutas ze mnie wspaniały, a przy tym komicznie skrzywiony, jeśli nie mocniej – spiżdżony!
To jednak tylko szata z nici bólu utkana, gdyż wewnątrz jestem radosny i pełen wdzięczności.

Wracam jednak do zewnątrz, że smutny jestem okropnie. Już o tym wspomniałem, odczuwam taki ból, który nawet takiemu wesołkowi, jak ja, potrafi skutecznie zmazać z oblicz każdy uśmiech.
A najgorsze jest to, że gdy się nie śmieję, gdy się nie uśmiecham, gdy jestem smutny okropnie, to tak bardzo nie boli.
Wewnętrznie, jak też wspomniałem, jestem naprawdę radosny i jeszcze pełen jestem naprawdę szczerej wdzięczności. To, co mnie teraz spotyka uczy mnie, jak człowiek potrafi się skupić tylko na jednym tym, żeby mniej bolało – szuka dogodnej pozycji, oddycha spokojnie, analizuje ruch każdy, przy którym ból powraca.
Ból wszystko spowalnia – godzina jest jak tydzień, plany stają się śmieszne i warte funta kłaków, wykonywane czynności trzeba spokojnie przemyśleć, np. na którą nogę przenieść ciężar ciała.
Kiedy czas bólu minie, a przecież minie kiedyś, jak każda burza przemija, będę dużo bogatszy o te doświadczenia, jakie są moim udziałem i jeszcze o to, ci czeka mnie za progiem dzisiaj.
Twierdziłem to wcześniej i potwierdzam teraz, że ludzie cierpiący fizycznie żyją chwilą prawdziwie. Gdy tylko na chwilę ból cichnie, potrafią prawdziwie się cieszyć i doceniać życie.
Wewnętrznie też jestem wdzięczny za to, co się dzieje i co już się zadziało w tej konkretnej sprawie. Jestem wdzięczny za to, że upadłem w tym miejscu, gdzie właśnie upadłem, a nie krok czy dwa dalej, bo wtedy byłoby tak, że mógłbym tego nie pisać. Przypomniałem sobie, że gdy powstałem z upadku i zdziwionym wzrokiem rozejrzałem się wokół, przede mną w wysokiej trawie leżał słup betonowy. Nie miałbym z nim żadnych szans i bardzo się cieszę, że mój orli fikołek na słupku się nie zakończył.
Wdzięczny też jestem za to, że prawą rękę mam sprawną i ze mogę pisać, choć, pisząc na komputerze, piszę dwa razy wolniej. To nic, ale piszę!
Wdzięczny też jestem niezmiernie za środki przeciwbólowe, po których zażyciu mogę spokojnie oddychać i mogę, chociaż przez krótki czas, skupić się na pisaniu.
Jasne, że chciałbym więcej, ale to moje CHCĘ, jest tylko oznaką słabości, której trzeba się wstydzić.
No i jeszcze mam siłę, żeby złapać łapkę i tłuc natrętne muchy, a zwłaszcza te osobniki, co chcą sobie do woli lizać me chore kolano.
Jutro się dowiem, co dalej, tego nikt ze śmiertelnych wiedzieć dzisiaj nie może. A dobrze jest, jak jest i tyle wystarczy człowiekowi, któremu rozumu trochę zostało.

Jeśli mi będzie dane, odezwę się do Was!
Teraz i jeszcze jutro proszę o dobrą myśl o mnie!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...