Kto mnie dzisiaj był
spotkał, spojrzał na mnie ukradkiem albo słówko zamienił, musiał pomyśleć
pewnikiem, że smutas ze mnie wspaniały, a przy tym komicznie skrzywiony, jeśli nie mocniej – spiżdżony!
To jednak tylko szata z
nici bólu utkana, gdyż wewnątrz jestem radosny i pełen wdzięczności.
Wracam jednak do
zewnątrz, że smutny jestem okropnie. Już o tym wspomniałem, odczuwam taki ból,
który nawet takiemu wesołkowi, jak ja, potrafi skutecznie zmazać z oblicz każdy
uśmiech.
A najgorsze jest to, że
gdy się nie śmieję, gdy się nie uśmiecham, gdy jestem smutny okropnie, to tak
bardzo nie boli.
Wewnętrznie, jak też
wspomniałem, jestem naprawdę radosny i jeszcze pełen jestem naprawdę szczerej
wdzięczności. To, co mnie teraz spotyka uczy mnie, jak człowiek potrafi się
skupić tylko na jednym tym, żeby mniej bolało – szuka dogodnej pozycji, oddycha
spokojnie, analizuje ruch każdy, przy którym ból powraca.
Ból wszystko spowalnia
– godzina jest jak tydzień, plany stają się śmieszne i warte funta kłaków,
wykonywane czynności trzeba spokojnie przemyśleć, np. na którą nogę przenieść
ciężar ciała.
Kiedy czas bólu minie,
a przecież minie kiedyś, jak każda burza przemija, będę dużo bogatszy o te
doświadczenia, jakie są moim udziałem i jeszcze o to, ci czeka mnie za progiem
dzisiaj.
Twierdziłem to
wcześniej i potwierdzam teraz, że ludzie cierpiący fizycznie żyją chwilą
prawdziwie. Gdy tylko na chwilę ból cichnie, potrafią prawdziwie się cieszyć i
doceniać życie.
Wewnętrznie też jestem
wdzięczny za to, co się dzieje i co już się zadziało w tej konkretnej sprawie.
Jestem wdzięczny za to, że upadłem w tym miejscu, gdzie właśnie upadłem, a nie
krok czy dwa dalej, bo wtedy byłoby tak, że mógłbym tego nie pisać.
Przypomniałem sobie, że gdy powstałem z upadku i zdziwionym wzrokiem
rozejrzałem się wokół, przede mną w wysokiej trawie leżał słup betonowy. Nie
miałbym z nim żadnych szans i bardzo się cieszę, że mój orli fikołek na słupku
się nie zakończył.
Wdzięczny też jestem za
to, że prawą rękę mam sprawną i ze mogę pisać, choć, pisząc na komputerze,
piszę dwa razy wolniej. To nic, ale piszę!
Wdzięczny też jestem
niezmiernie za środki przeciwbólowe, po których zażyciu mogę spokojnie oddychać
i mogę, chociaż przez krótki czas, skupić się na pisaniu.
Jasne, że chciałbym więcej,
ale to moje CHCĘ, jest tylko oznaką słabości, której trzeba się wstydzić.
No i jeszcze mam siłę, żeby
złapać łapkę i tłuc natrętne muchy, a zwłaszcza te osobniki, co chcą sobie do woli
lizać me chore kolano.
Jutro się dowiem, co dalej,
tego nikt ze śmiertelnych wiedzieć dzisiaj nie może. A dobrze jest, jak jest i tyle
wystarczy człowiekowi, któremu rozumu trochę zostało.
Jeśli
mi będzie dane, odezwę się do Was!
Teraz
i jeszcze jutro proszę o dobrą myśl o mnie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz