14 sierpnia 2018

Wyautowany?


Wybaczcie mi wolne pisanie, ale przez jakiś czas (nie wiem jeszcze, jak długo) będę miał jedną rękę zdatną do pisania!
A takie plany były!
Dzisiaj miałem w planach rąbnąć na rowerze około 40 lub więcej kilometrów. Po jakichś dwóch kilometrach plany uległy zmianie, bo orła takiego fiknąłem, że bielik się nie powstydzi. Zjeżdżałem z wiaduktu na drogę szutrową i grzałem w najlepsze, zapomniawszy przy tym, że na żwirówce owej są całkiem, całkiem wyboje i na tychże wybojach takiego fiknąłem orła, że o poranku nagle – cud – niebo pełne gwiazd!

Pozbierałem się jakoś, bolała mnie lewa ręka, no i lewe kolano trochę dostało w kość, ale, jak potem wyszło, kolano to pikuś, a ręka – niespodzianka, jakiej nikomu ni życzę.
Miałem tylko pojechać po niewielkie zakupy, ale pomyślałem, że zrobię najpierw kółko i – przyznaję – nie dorysowałem koła.

Ogarnąłem rower i wróciłem do domu, a tu kolano utlenioną wodą poczęstowałem natychmiast – cholera, nie wiedziałem, że to aż tak szczypie! A potem łyknąłem tabletkę, żeby oszukać ból w ręce. Odczekam z pół godziny – pomyślałem sobie – i jadę po zakupy, ale już samochodem. I w pewnym momencie, gdy ból zdawał się mijać, zacząłem się obmacywać czy wszystko mam na miejscu i tam, gdzie po prawej stronie była sobie siedziała w najlepsze kość obojczyka, w lewej jej było mniej. Wybiłem chyba bark – powiedziałem głośno. – Pojadę do lekarza, niech mi tam wszystko nastawi. I tak też zrobiłem, a lekarz mówi mi: - Stary, masz złamany obojczyk. Kieruję cię do szpitala.
A w szpitalu zdjęcie i lekarz się mnie pyta, co dzisiaj jadłem, co piłem – i lampka mi się pali. A gdy mi pokazał zdjęcie, wiedziałem już wszystko – złamanie, jak ta lala i pewnie mnie pokroją. Po chwili zmiana decyzji i mnie wbijają w pancerz, żeby złamane kości unieruchomić trochę, a w czwartek mam się ponownie pojawić w szpitalu, żeby lekarze mogli ze mną sprawę dokończyć. Wiadomo, jutro święto, Wniebowzięcie NMP. I wiadomo też, że muszę poczekać, ale nie obiecuję, że będę jutro świętował, a raczej jestem pewny, że świętować nie będę, bo teraz tak się czuję… – jutro może być kosmos!
Czy boli?
Proszę, nie pytajcie o to, bo to będzie chyba najgłupsze pytanie! A ja nie mam siły na takie odpowiadać.
Jutro też na pewno nie będę się czuł wniebowzięty, jak trzeba, świętując naprawdę w takim właśnie dniu!
I jeszcze, bo byłbym zapomniał – w zenicie mojego orła mój rowerowy licznik najwidoczniej „zwariował”, bo przecież nie uwierzę, żem miał przez moment tyle…
 
Jedna dziesiąta do setki? 
Mój dobry znajomy też ostatnio fiknął – podrapał się strasznie i strasznie poobijał, ale się nie połamał, bo był po gorzale! 
Co to może znaczyć dla trzeźwego bubka, właśnie smakującego delicji połamania?
 
A i jeszcze to: Czy startuję w wyborach?
Prawą rękę mam sprawną i obie bogi na chodzie. Nie widzę żadnego problemu, żeby nie startować!!!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...