8 sierpnia 2018

Szara codzienność!?


Nie ma takiego czegoś, jak „szara codzienność”, są tylko szarzy ludzie, o szarych umysłach, o szarym spojrzeniu na świat i szarym humorze – takie szare istotki, bezbarwne i smutne, którym z żadnym kolorem nie będzie do twarzy!
Sam sobie często się dziwię, że gdy ktoś mnie pyta, jak mi tam leci, to mówię: – Stara bieda, dobrze, że stara, nie nowa! To taka głupia odpowiedź, ale cóż poradzić, że głupotę ludzką uprawiam co dnia.

Wychodzę codziennie na balkon i na tym balkonie widzę codziennie, jak dojrzewają pomidory, których ręce moje nie sadziły, nie pielęgnowały, a teraz kilka razy podlałem biedne krzaczki i w dałem sobie tym samym pozwolenie na to, żeby owoce z tych krzaczków codziennie podjadać! 
Jak to nic się nie dzieje? 
Codziennie coraz to nowe pomidory są gotowe, żebym je zeżarł łakomie. Codziennie przybywa czerwonych... i ubywa zarazem, bo nie potrafię się oprzeć...
Jeszcze dosłownie dni kilka i ogołocę krzaki. Zostanie mi zatem tylko usunąć z balkonu donice i... czekać jesieni.

W ostatnią sobotę postanowiłem oto, że zrobię pierwsze w życiu przetwory na zimę. Miałem ileś ogórków i planowałem najpierw, że wtrąbię je na surowo, jak mówią - "na gorąco" - ale po dniu jednym doszedłem do wniosku, że nie będę przecież tydzień cały żywił się tylko ogórkami, stąd pomysł z przetworami. Zajrzałem do sieci, wygrzebałem przepis, dodałem od siebie jakichś kilka składników i, hejda, ogórasy wyszły na zimę, że hej! Zrobiłem ogórki w zalewie curry i chili. I jednego, i drugiego nie żałowałem wcale, tak że chyba sam je będę musiał zjeść.

Jak już się wziąłem za robienie ogórków, to i cukinii kilka słoików mi się zrobiło.

A potem nie wiem jak, wywiało mnie nad jezioro i wraz z zachodzącym słońcem zanurzyłem się w wodzie. Jakbym się ukrył przed światem, zanurzył nie w wodzie, a w sobie. Czas zdawał się stać w miejscu, nic zatem dziwnego, że w drogę powrotną ruszyłem po północy.
A dnia następnego byłem poznałem człowieka. Przyznaję – oryginał, ale czy na pewno!? Stara się nie pić wody, bo – jak sam powiada – odbija się mu po wodzie, ale po piwie – nigdy. No i pije piwo, pije piwo jak wodę, piwem wodę zastąpił i ani myśli to zmieniać, nawet wtedy, gdy w pracy łopata go trzyma w pionie.
Dzisiaj - pisałem to wczoraj - znów próbowałem (który to już raz!!!) wygrać na loterii i znowu nie wygrałem. I co, nic się nie dzieje?
Zrobiłem na rowerze czterdzieści kilometrów. Planuję pięćdziesiąt. Nie na raz – z przerwami. Dzisiaj - pisałem to wczoraj - też były przerwy, bo upał itp. Choć lubię, gdy jest gorąco – niech będzie jeszcze bardziej – to od czasu do czasu muszę się schować w cień.
I tak jest codziennie – od świtu do nocy – nie mogę nadążyć za ciągłymi zmianami. O nudzie nie ma mowy. O szarości tym bardziej. Niech nikt mi zatem nie mówi, że codzienność jest szara albo że jest nudna, bo to gówno prawda. Codzienność jest tak różnorodna – wciąż niby to samo, a wszystko cholernie nowe, że trudno to ogarnąć i pojąć ludzkim rozumkiem.
Gdy pisałem te słowa, czaiła się cicho północ, a moje myśli biegły do dnia następnego i w tych moich planach na dzień kolejny życia było tyle kolorów – wszystkie kolory świata.
Jeszcze zawołam, raz jeszcze: Nie mówcie mi, do cholery, że codzienność jest szara!
A jeśli jest inaczej – w innych żyjemy bajkach!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...