Nie ma takiego czegoś, jak
„szara codzienność”, są tylko szarzy ludzie, o szarych umysłach, o szarym spojrzeniu
na świat i szarym humorze – takie szare istotki, bezbarwne i smutne, którym z żadnym
kolorem nie będzie do twarzy!
Sam sobie często się dziwię,
że gdy ktoś mnie pyta, jak mi tam leci, to mówię: – Stara bieda, dobrze, że stara,
nie nowa! To taka głupia odpowiedź, ale cóż poradzić, że głupotę ludzką uprawiam
co dnia.
Wychodzę codziennie na balkon
i na tym balkonie widzę codziennie, jak dojrzewają pomidory, których ręce moje nie
sadziły, nie pielęgnowały, a teraz kilka razy podlałem biedne krzaczki i w dałem sobie tym samym pozwolenie na to, żeby owoce z tych krzaczków codziennie podjadać!
Jak to nic się nie dzieje?
Codziennie coraz to nowe pomidory są gotowe,
żebym je zeżarł łakomie. Codziennie przybywa czerwonych... i ubywa zarazem, bo nie
potrafię się oprzeć...
Jeszcze dosłownie dni kilka i ogołocę krzaki. Zostanie mi zatem
tylko usunąć z balkonu donice i... czekać jesieni.
W ostatnią sobotę postanowiłem
oto, że zrobię pierwsze w życiu przetwory na zimę. Miałem ileś ogórków i planowałem
najpierw, że wtrąbię je na surowo, jak mówią - "na gorąco" - ale po dniu jednym doszedłem do wniosku, że nie
będę przecież tydzień cały żywił się tylko ogórkami, stąd pomysł z przetworami. Zajrzałem
do sieci, wygrzebałem przepis, dodałem od siebie jakichś kilka składników i, hejda, ogórasy
wyszły na zimę, że hej! Zrobiłem ogórki w zalewie curry i chili. I jednego, i drugiego
nie żałowałem wcale, tak że chyba sam je będę musiał zjeść.
Jak już się wziąłem za robienie
ogórków, to i cukinii kilka słoików mi się zrobiło.
A potem nie wiem jak, wywiało
mnie nad jezioro i wraz z zachodzącym słońcem zanurzyłem się w wodzie. Jakbym się
ukrył przed światem, zanurzył nie w wodzie, a w sobie. Czas zdawał się stać w miejscu,
nic zatem dziwnego, że w drogę powrotną ruszyłem po północy.
A dnia następnego byłem
poznałem człowieka. Przyznaję – oryginał, ale czy na pewno!? Stara się nie pić wody, bo – jak sam powiada – odbija się mu po wodzie, ale po piwie
– nigdy. No i pije piwo, pije piwo jak wodę, piwem wodę zastąpił i ani myśli to zmieniać, nawet wtedy, gdy w pracy łopata go trzyma w pionie.
Dzisiaj - pisałem to wczoraj - znów próbowałem (który to już raz!!!) wygrać
na loterii i znowu nie wygrałem. I co, nic się nie dzieje?
Zrobiłem na rowerze czterdzieści
kilometrów. Planuję pięćdziesiąt. Nie na raz – z przerwami. Dzisiaj - pisałem to wczoraj - też były
przerwy, bo upał itp. Choć lubię, gdy jest gorąco – niech będzie jeszcze bardziej
– to od czasu do czasu muszę się schować w cień.
I tak jest codziennie –
od świtu do nocy – nie mogę nadążyć za ciągłymi zmianami. O nudzie nie ma mowy.
O szarości tym bardziej. Niech nikt mi zatem nie mówi, że codzienność jest szara
albo że jest nudna, bo to gówno prawda. Codzienność jest tak różnorodna – wciąż
niby to samo, a wszystko cholernie nowe, że trudno to ogarnąć i pojąć ludzkim rozumkiem.
Gdy pisałem te słowa, czaiła
się cicho północ, a moje myśli biegły do dnia następnego i w tych moich planach
na dzień kolejny życia było tyle kolorów – wszystkie kolory świata.
Jeszcze zawołam, raz jeszcze:
Nie mówcie mi, do cholery, że codzienność jest szara!
A jeśli jest inaczej – w
innych żyjemy bajkach!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz