Śmieciowe umowy,
śmieciowa moralność, śmieciowe myślenie, światowy problem śmieciowy… Ślepy nie
widzi tego, jak bardzo brniemy w bylejakość.
Z bylejakości myślenia
wynika bylejakość życia – mawiał mój promotor, który teraz walczy o zdrowie i
musi wyprzedawać swój majątek. Tak często kończą ludzie wartościowi w raju nad
Wisłą. Gdy tylko wygram w lotto, z pewnością mu pomogę, bo to i fajny, i mądry,
i w porządku człowiek!
Kto nie zauważył, że
żyje w świecie jakby podwójnej moralności. Z jednej strony ci na topie,
lansujący pewne wartości, aby tłum miał jakieś wzorce, sami mający te lansowane
wartości za nic. Z drugiej – szaraki, jak ja, którzy mogą co najwyżej cisnąć
jakimś siarczystym słówkiem, i to w dodatku po cichu, bo to niegrzeczne
cholernie.
MARTA
Martę Kaczyńską
(dziewczynę przed czterdziestką) zna chyba każdy Polak – mam na myśli
dorosłych. To taka niewinna osóbka, ofiara katastrofy, która zamachem być
miała, a czy była, nikt nie wie, za to wielu domyśla się, że była i już. No i ta Marta Kaczyńska, jadąc na wózku tragedii i
jeszcze na tym wózku, że tata był prezydentem, i jeszcze, że stryjek dzisiaj de
facto rządzi Polską, bryluje w różnych mediach, choć nie zawsze mądrze.
Nie przeszkadza jej
wcale fakt, że w młodym wieku konsumuje właśnie trzecie małżeństwo, że
pierwszemu mężowi przyprawiła rogi, a potem publicznie o tym oznajmiła, że z
drugim mężem nie wyszło, z tym, co pierwszego walnęła, a teraz z trzecim
zaczęła i zobaczymy, jak będzie.
Niech będzie jak
najlepiej, ale ten w głowie i sercu bałagan, w jakim Marta tkwi, nie
przeszkadza jej wcale umoralniać Polaków. Twierdzi, że masturbacja jest złem i
uzależnia, że najlepiej to mieć jednego partnera. Ha, ha – powiedziała
wszystko, co wiedziała.
Ja bym ją bardziej polubił, gdyby oznajmiła, że lubi
się ciupciać i zmieniać partnerów, że jeden to dla niej za mało i że lubi
zmiany, że lubi swoim dzieciakom tatusiów zmieniać na gwiazdkę. To byłoby fair!
To byłoby w porządku! To byłoby szczere i mógłby ją polubić.
A tak to muszę
stwierdzić, że ma coś z głową nie tak i kolejnym facetom rzuca się, biedna, w
objęcia. Reperuje pewnie tak duszę potarganą i nie rozumie chyba, że dla wielu
jest furtką, przez którą można łatwo wskoczyć w łaski stryja. A już stąd
bliziutko do obfitego korytka.
Szkoda mi trochę
dziewczyny, bo ciągle o rodzicach, ciągle o stryju mówi i wciąż o katastrofie,
którą nawet jej wówczas zaledwie roczna córeczka do dzisiaj strasznie przeżywa,
nie mówiąc już o tej, co wtedy pięć lat miała. Czy można jeszcze głupiej powiedzieć coś na temat?
Mamusia jedną ją miała
i miała jednego Lecha. Miała też tę przewagę nad swoją jedynaczką, że miała
porządek w głowie i wiedziała, gdzie jest i jeszcze po co tam jest – nie
rozdrabniała siebie na marną popularność nawet wtedy, gdy mogła, gdy była pierwszą
damą. Nie prawiła morałów swoim rodakom jak córcia, a jeśli już coś mówiła, to
tak też i robiła.
U Marty zauważam
podwójną moralność – jedna jest dla tych, którzy powinni koniecznie ją kochać,
powinni jej ciągle współczuć, powinni ją hołubić, a druga moralność jest dla
niej – czyli mieć wszystko gdzieś!
JAROSŁAW
Wczoraj całkiem ostro
brał się za zaostrzenie ustawy aborcyjnej. Intymne miejsca kobiet, choć sam z
tymi miejscami niewiele miał do czynienia, jeśli w ogóle miał, chciał chronić przed nieprawością i
grzechem okrutnym, który prawem chciał zdusić. Wiedział dokładnie, co robić,
żeby było, jak trzeba – żeby się i Bóg w niebie, i władza na ziemi śmiała.
Nie widać jakość
świętości pożycia małżeńskiego po jego bratanicy. Wiem, że wszystko jest
zgodnie z prawem, że wniosek w Watykanie o stwierdzenie nieważności
poprzedniego małżeństwa leży i wiem też na 100%, że będzie wynik na plus. Bo
chyba każdy katolik już dojrzał do tego, że w Watykanie i psa można dzisiaj
ochrzcić. Trzeba tylko pamiętać o odpowiedniej ofierze.
Tak sobie po cichu
myślę, że chyba jednak nie w smak Jarosławowi są te bratanicy ekscesy. Nie da
jej jednak klapsa, bo to nie jakaś Beata albo jakiś tam Kazik ze swoim: Yes,
yes, yes! Martuni nie można pogonić, jak zwykłego pisowca, bo to bratanica, poza
tym niemalże święta z powodu katastrofy, w której rodziców straciła.
I jeszcze tak głośno
myślę, że szkoda mi Jarosława. Nie ma męskiego potomka i brat takiego nie miał.
Ród Kaczyńskich wymiera, nie będzie następcy tronu, nie będzie ciągłości
władzy. Namiastką tego by było: Marta na prezydenta! W obecnej chwili wierzę,
że mógłby Polaków namówić!
Zresztą po co się
ciskam. Przyjaciel Polski Trup ma przecież trzecią żonę i nie powiedział STOP!
To Marta nasza nie może mieć trzech albo więcej mężów? Jarosław dobrze wie, że
ciemny tłum wiele zniesie!
BEATA
Wpadła ostatnio była
ostra z nazwiska Beata z tym, że mamę swoją kolumną rządowych limuzyn na badania
powiozła. Nie wiem czym się Polacy tak bardzo ekscytują! Obiecywała przecież,
że w tego typu badaniach nie będzie nikt stał w kolejkach, choć nie mówiła też,
że na badania lekarskie załatwi taki transport.
Trochę smutno się robi,
patrząc na dziś rządzących, co źdźbło w oczach wrogów widzą z kilometra, a
belki w swoich oczach nie widzą nawet wtedy, gdy rano twarz przemywają i
przeglądają się w lustrze.
POPISOWI KIBICE
Popisowi kibice walą w
siebie nawzajem, obrzucają się chętnie wszelkim polskim gównem i wyrzucają
sobie, że przeciwnicy ich to nic, tylko kupa gnoju, co z władzy umie korzystać.
Nie widzą jedni i drudzy, że ich polityczni pupile robią dokładnie to samo, a
oni drą koty na dole.
Fachowo nas podzielono
na swoich i obcych w ojczyźnie; na świętych i grzesznych, na patriotów i
zdrajców... I polityczni pupile z konsekwencją straszną podsycają ten ogień
podziału między nami.
Jedna z pań profesorów
powiedziała tak: „Władza jest jak narkotyk. Narkotyk zniewala i z przeciętnie
porządnego człowieka, jeśli brak mu hamulców i dystansu, czyni prymitywa, który
pewnie nawet nie rozumie, jak groteskowo się zachowuje”. Szkoda, że pani
profesor mówi to jako swoje, a nie wspomina o tym, że lat już ponad sto temu
powiedział to John Acton – angielski uczony – że każda władza deprawuje, a
władza absolutna deprawuje absolutnie. Widać dziś naukowcy są jak politycy – chcieliby,
aby co mówią, było właśnie ich. Nie wiedzą lub nie chcą wiedzieć, że powtarzają
tylko, co już było wcześniej i będzie jakiś czas potem.
Dlatego popisowcy nie
powinni się ciskać, nie powinni nawzajem na siebie pomyj wylewać, bo o to
właśnie chodzi tym, co ich robią w…
I JA NA KOŃCU SZARYM
A ja się dałem namówić
na kupno długopisu, który mi w ręce źle leży i męczę się teraz okrutnie. Muszę
go jednak wypisać, bom po to właśnie go kupił. I jeszcze gorsze jest to, żem
wtedy kupił je dwa – tak mi sprzedawca zachwalał cenę i jakość towaru, że się
skusiłem i teraz dokładnie mam to, czego sam przecież chciałem.
Pomimo mojego zakupu
niewygodnych pisadeł, śmietnika politycznego, podwójnej moralności staram się
jeszcze zachować w sobie resztkę spokoju, bo tylko spokój mnie może uratować przed
zejściem!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz