Tylko krowa, ponoć, nie
zmienia poglądów. Tak ludzie powiadają, choć nikt jeszcze chyba z ludzi o to nie
zapytał żadnej krowy na świecie – nie słyszałem o tym. Nie znam też przypadku, że
jakaś krowa na ten właśnie temat się wypowiadała. Co krowy w związku z tym myślą
właśnie o nas, to tylko krowy wiedzą. Nich tak może zostanie – będziemy spokojniej
spać, wiedząc tyle, co wiemy.
To gwoli moich planów blogowych
z jeszcze wczoraj, a dnia dzisiejszego zostało mi tyci, tyci. Wczorajsza naprawa
mojego wehikułu, potem kulki rybne, którem był przygotował – część curry, a część
chili, mniej więcej po połowie. Gdym kulki kończył smażyć, kończyła się również
gotować zupa rybna z leszcza i głów rybich dla mnie (głowy koniecznie muszą być
bez skrzeli i oczu), zegar wskazywał wieczór, a w planach miałem jeszcze wypad do
znajomych, co dziś w drogę ruszyli. No i pojechałem, posiedziałem trochę, życzyłem
im dobrych wiatrów i wróciłem do domu. A gdym do domu wrócił, to miałem mniej niż
mało zarówno sił, jak i chęci na jakiekolwiek pisanie. Ległem zatem sobie przed
Pożeraczem Czasu i pozwoliłem mu łyknąć mi z życia godzinkę.
Potem czytałem Glogera i
jego spływ Niemnem, a wcześniej – po południu – taka oto myśl, aforyzm wpadł mi
w oko: Katar wodzi za nos człowieka. I sam aforyzm jest taki, jak inne
aforyzmy, ale autorka jego, to niemalże ziomalka. To Magdaleny Samozwaniec, co z
domu była Kossak, córka Wojciecha Kossaka i Marii, a ta Maria, tzn. Magdy matka,
to Maria Anna Kisielnicka, herbu Topór, a urodzona w pobliskiej Kisielnicy. Ślub
z Wojciechem Kossakiem była zawarła w kościele w pobliskim Porytem, gdzie wczoraj
właśnie byłem i jeszcze przedwczoraj, i nie wiem ile razy...
No i ta Maria była Wojciechowi
porodziła kolejnego malarza, czyli Jerzego Kossaka i jeszcze dwie córki, obydwie
literatki – Magdalenę właśnie i Marię Janinę Teresę, którą świat lepiej zna jako
Marię Pawlikowską – Jasnorzewską.
Czy dzieciaki Marii spędzały
wakacje tutaj? Kto ciekawy, niech czyta i wszystko będzie jasne.
A zatem z wczorajszych,
czyli całkiem niedawnych, moich blogowych planów pozostały wióry. Dzisiaj miałem
nadzieję z tych wiórów, co pozostały, ułożyć to, czego wczoraj ułożyć nie zdołałem.
Do końca dnia dzisiejszego nie zostało nawet i dwóch godzin, a zatem i dzisiaj niewiele tych
wiórów poskładam.
Może jutro?
I tyle ludzkie plany, i
tyle plany jednostki, gdy świat wokół niej właśnie goni jak oszalały.
No i co na to krowy?
Dobrze, że nic nie mówią!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz