Minęło już ponad sześć lat odkąd wędrowałem z powodów
czysto religijnych!
Wyruszyłem 21 maja 2009 roku we czwartek. Nie pamiętam,
kto mnie podwiózł do Łomży, abym stamtąd ruszył w drogę. Nie chciałem bowiem
wzbudzać sensacji, wędrując poprzez najbliższe tereny.
Przed Miastkowem dopadł mnie taki deszcz, że musiałem posiłkować się podwózką autobusem do Ostrołęki. Było to około 24 kilometrów
pielgrzymki w ciepełku autobusu.
W Ostrołęce planowałem nocleg, jednak podwózka sprawiła,
że znalazłem się tam około południa. A ponieważ ulewny deszcze szybko minął,
zrezygnowałem z noclegu w Ostrołęce i postanowiłem
maszerować do Różana.
Od
południa do godziny 18 rąbnąłem 26 kilometrów i zameldowałem się w Zajeździe
Rycerskim. Nie przyjechałem wprawdzie na koniu i nie musiałem prosić o popas,
ale ucieszyłem się, gdy dotarłem do celu. W nogach miałem około 40 kilometrów,
nie licząc autobusowej wycieczki.
Po
obwąchaniu i obsikaniu pokoju zszedłem na kolację. Już czułem ból w barkach i
nogach!
Nieźle,
pomyślałem, pierwszy etap za mną, a ja czuję się tak, jakbym był przed etapem
ostatnim!
Poczekamy,
zobaczymy!
Po
kolacji położyłem się do łóżka i przed zaśnięciem pomyślałem o Makowie
Mazowieckim, który następnego dnia planowałem osiągnąć!
Dzisiaj
nie wiem, dlaczego wtedy zanotowałem: [śmiałem się głośno…]. Może pomyślałem
sobie, że skoro po pierwszym dniu czuję się dość fatalnie, to co będzie dalej
i czy dam radę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz