30 września 2017

Nie wiedzą czy celowo...?

Wiecie, ja strasznie się wkurzam, gdy jestem świadkiem, na przykład takiego totalnego bubla organizacyjnego…
Ciskam się strasznie w duchu i krzyczę też w duchu: Nie widzą czy nie umieją zrobić tak prostych rzeczy? A może robią tak właśnie celowo, z premedytacją, żeby innym pokazać, gdzie ich miejsce albo gdzie oni tych innych serdecznie mają.
Później koniecznie muszę komuś ze znajomych zwierzyć się z myśli moich, bo by mnie rozsadziło. Na szczęście mam kilku znajomych, którym mogę powiedzieć. A teraz opowiem Wam, co mnie ostatnio ruszyło.
Ostatnio takie ciskanie i wewnętrzne krzyki nawiedziły mnie były w którąś z ostatnich sobót, gdym był zawitał na turniej piłki nożnej oldboyów. Od razu tylko powiem, że szkoda, bardzo szkoda, że tak mało ludzi przychodzi na takie imprezy. Pogoda dopisała, więc można było naprawdę spędzić fajnie czas, patrząc na ludzi, którzy nie dają się słabościom ciała, jakby na przekór latom, które ich dotykają.

29 września 2017

Żeby było jaśniej...

W tytule ostatniego wpisu wykorzystałem słowa piosenki grupy Bez Jacka, a tytuł utworu to Wiewiórka. To gwoli tego, aby wszystko było jasne. Zachęcam do wysłuchania utworu, bo warto jest czasem przenieść się w zupełnie inne klimaty niż na przykład posiedzenia komisji ds. reprywatyzacji w Wawie albo kolejnej afery finansowej w tym pięknym słowiańskim kraju, gdzie mam to szczęście, żyć w tym momencie i gdzie ludzie uczynni, w sercach niewinni mogą być poszukiwani listami gończymi lub odkopywane mogą być ich skamieliny, niczym dinozaurów czy innych istot prehistorycznych.
Miło mi się zrobiło wczoraj, gdy znajomy mówił, żeby w końcu wrócił do wpisów na blogu, bo nie ma co czytać. Ech, ta moja próżność! Ta moja próżność okrutna! Próżność mną władająca do granic wytrzymałości! Ech, te moje małostki ducha mojego biednego, uwikłanego przez ciało w gąszcz świata materialnego!

"Śmiech ze łzami pomieszany..."

Wspominałem już pewnie nieraz, że bubek ze mnie okrutny. Nawet śmierć kogoś z rodziny jest nie na rękę, nie w porę, bo przecież to burzy wcześniej zaplanowane działania. Dla heretyka goniącego za mirażami wyobraźni, każda śmierć, nawet bliskich osób, jest nie w porę. Zresztą, chyba większość to ma. Mam na myśli „nie w porę”.
Na szczęście w takich chwilach dość szybko włącza się u mnie do gry ta druga moja połowa, bardziej refleksyjna, bardzo przez mnie lubiana część mnie.
Zmarł był w tygodniu minionym brat mojego taty, czyli mój stryjek. Stryjek zmarł. My wciąż umieramy.
Faktycznie, śmierć stryjka mogłem odebrać, jako tę „nie w porę”. Facet walczył z chorobą nowotworową lat pewnie z dziesięć i nie skarżył się, tylko dzielnie znosił przeciwności. Pomimo swoich siedemdziesięciu lat, starał się być też, nie zważając na chorobę, pomocny dla stryjenki, dorosłych dzieci i wnuków.
W miniony piątek wybrał się z żoną na rutynowe badania. Odpalił auto i w drogę. Po drodze, jakby poczuł, jakby usłyszał jakiś głos, nikt tego już się nie dowie, ale zjechał na pobocze, zatrzymał samochód, wyłączył zapłon, oparł głowę o szybę czy kierownicę i już go nie było, już się wybierał na całego w swoją podróż w jedną stronę.

28 września 2017

Gdziem był?

Gdziem był, gdy mnie nie było?
Życie smakowałem.
A najwięcej to chyba walczyłem z głupotą, moją oczywiście zwykłą głupotą ludzką. To właśnie ta walka ze słabościami moimi, z moimi przywarami, wadami, których mam bez liku, a które mnie czynią niepowtarzalnym stworem.
A może tak dokładniej?
Co mnie zatrzymało, powstrzymało, zwolniło na kilka dni od surfowania po sieci i przelewania myśli swoich w klatkach słów z przepaści Mózgu mojego w przepaście Internetu?
Trudno jednoznacznie odpowiedzieć.
Apatia – ten grzech okrutny pojawiający się w życiu każdego człowieka w chwilach zwątpienia, niepewności i słabości ducha?
Lęk – ten potwór potrafiący zetrzeć w proch najpiękniejszy i najszczerszy nawet śmiech i radość takową?
Rezygnacja – towarzyszka wierna wymienionych wyżej?

12 września 2017

Corvus corax II

Tak dzisiaj otworzyłem Biblię na chybił trafił i wyszło z tego to: Dziecko, jeśli masz zamiar służyć Panu, przygotuj swą duszę na doświadczenia! Zachowaj spokój serca i bądź cierpliwy, a nie trać równowagi w czasie utrapienia.
No to ja od razu do siebie to biorę i przekładam tak sobie, że to wcale nie szkodzi, że bogaty nie jestem i pewnie szybko nie będę, i nie będę szalał jak jakiś bożek pieniądza po wątpliwych w jakości medialnych salonach.
Nie jest jednak tak źle. Mam przecież swoje pisanie i mam kilku znajomych, co czasem mnie czytają. To nawet więcej niż dużo i mam się z czego cieszyć, bo wiem, żem nagi narodzon i taki właśnie umrę!
A teraz wracam prędziutko do mojego Kruka, któremu fizis podkradłem i na profil fb sobie pożyczyłem.
A było to tak.

Corvus corax I

Będę próbował opisać swoja przygodę z Kurkiem, któremu następnie skradłem wizerunek. Będę próbował, choć nie wiem nawet czy t obył kruk, ponieważ moja wiedza ornitologiczna jest bardziej niż skromna i mogę dać sobie w mówić, że to wcale kruk nie był, tylko wrona czarna albo może gawron. Chociaż to młody był ptak i całkiem niemałych rozmiarów, zatem mógł to być kruk i ja go Krukiem nazwałem.
Z moim Kurkiem spotkałem się w dziwnych okolicznościach. Zanim jednak o tym, to słów kilka o kruku.
Nie będę zaczynał od tego, że wszyscy kruki znają. Ja kruków dobrze nie znam i to już nie wszyscy. Mogę jednak zaryzykować, że zdecydowana większość przed tym ptakiem czuje jakiś nieuzasadniony lęk, będący bez wątpienia wynikiem legend krążących na temat tegoż ptaka i jego pozycją w znanych mitologiach.

11 września 2017

Moja bitwa o Anglię

Nie w powietrzu, nie nad angielską ziemią i nie wczasach zamierzchłych, ale kilka dni temu na londyńskich ulicach przyszło mi stoczyć tę bitwę i wcale nie o Anglię, oszukiwałem w tytule, tylko o kilka polskich jeszcze maleńkich umysłów, o kilka polskich duszyczek, w których moja i moich przodków krew płynie, wałęsających się ze mną po londyńskim bruku w początkach tego września.
O, wujku, o, tato, zobacz, tam jest salon… (i tu nazwa firmy), zrób nam zdjęcie, prosimy. Wow jaki piękny ten czarny! Pewnie pędzi jak wiatr!
Mocne uderzenie. Znoszę je ze spokojem i szukam w przestrzeni miejskiej zaczepienia dla siebie. o, jest, Kupidyn bez strzały, bo już ją, okrutnik, wypuścił. A niech mnie, ciekawe kogo trafił i co to będzie? Opowiadam dzieciakom, co to za łobuziak ten bożek miłości znany na całym świecie, a dziś wypchnięty z umysłów nowym modelem auta, zegarka, modnego ciucha.

Wszystko zepsujemy?

Teraz to po kolei rozpisać wszystkie zapisane pomysły. Trzeba jednak zaznaczyć, że o spokoju w tym świecie, nawet w lesie, to raczej nie ma mowy. Dlaczego tak myślę? Już wyjaśniam i przyznaję, że przykro mi, iż na takim właśnie przykładzie.
Jasne, że ostatnio grzyby wysypały się po opadach deszczu. Ludzie powariowali radośnie i cieszą się z każdego znalezionego grzyba. Zauważają na pewno przy tym radosnym zbieraniu runa leśnego to wszystko, czego w lesie być nie powinno. Oczywiście, że o śmieciach myślę.
Ostatnio pojechałem do lasu, żeby grzyby moje znaleźć i znalazłem. Nie cieszyłem się jednak przy tym wcale, bo, zaiste, więcej śmieci w lesie dzisiaj, niż grzybów czy jagód.

7 września 2017

Odlot

Siedzę sobie wygodnie, wyglądam przez okno, cieszę się słońcem, którego nad chmurami sto razy więcej niż pod i myślę sobie, jak dobrze, żem nad chmury wzleciał, że nad chmurami szybuję i przestrzeń mam w oczach, i myśli mam takie, że tylko to okno otworzyć i zniknąć. Unosi mnie wyżej i wyżej moja nieujarzmiona, ukryta, uśpiona potrzeba ucieczki. Ocieram się o ekstazę i nagle… Patrzę, a środkiem samolotu pociąg zapiernicza. Jak dobrze pamiętam, pociąg towarowy, bo jakiś wagon-cysterna śmignął mi przed oczyma.
Nieźle odpłynął człowiek, pewni myślą niektórzy. Pewnie serwis na pokładzie gościa zmógł na amen. Zapił się facet ze strachu przed lataniem i teraz zwidy swoje opisuje.

6 września 2017

Orzeł znowu wylądował

Wcześniej to miało być „Orzeł wystartował”, ale tak się zagalopowałem, że „wylądował” napisałem! Tak mi widać było pilno do lądowania, że o startowaniu zupełnie zapomniałem. No to nadrabiam teraz, że wtedy orzeł wystartował, później wylądował, a wczoraj znów wystartował i wylądował orzeł.
Cholera, wiem, że to brzmi dziwnie, ale przecież wiecie, że tak jest z orłami – startują i lądują. Co ja na to poradzę, że tak właśnie jest z tymi, co lubią polatać, lubią to i robią.
A teraz to już trochę pochodzę po ziemi i dlatego układam to, co mam napisać. Najpierw chaotycznie i ogólnie o tym, czego Bóg nam na pewno nie każe w kółko robić, a jeśli już nie „nie każe”, to można zakładać, że w kółko czegoś (będzie czego) tam robienie, to raczej przejaw głupoty, a nie pobożności.

5 września 2017

Znowu w drodze

Dobrze na obcej ziemi, ale czas wracać na stare śmieci i mierzyć się z codziennością szarą, że aż strach!
Nie wiem kiedy, nie wiem z oparciu o jakie przeżycia, wypisałem sobie takie sztandarowe hasła, które powinny towarzyszyć Wędrowcowi w codziennej wędrówce.
Wyidealizowane to i pewnie w kilku miejscach dyskusyjne. A to dlatego, że indywidualne i odnoszące się do konkretnej osoby.
No to lecę!
Trzymajcie się!

3 września 2017

Powtarzać nieustannie...

Z powieści Karola Maya czy Alfreda Szklarskiego możemy co nieco wiedzieć o życiu Indian Ameryki Północnej. Do tego dochodzi przebogata filmoteka w tym temacie.
Biali o nich mówi, że to dzikusy i trzeba koniecznie ich nawrócić i ucywilizować?
Nawrócić?
Ucywilizować?
Tak, nadal biali to mają, że czują się trochę lepsi niż kolorowa brać. I cały czas się biorą za cywilizowanie i nawracanie tubylców.
Co z tego później wychodzi, to wiemy z przykładu Indian.
A mnie i tak nikt nie powie, że białe jest piękne, a kolorowe brzydkie. Dosłownie i w przenośni, na caluśkiej linii!
Już ile razy w życiu cytowałem ten poemat? Nie wiem! Wiem tylko, że nie zaszkodzi przytoczyć go jeszcze raz. A nawet i dwa razy więcej powtórzyć nie zaszkodzi!

Zupełnie inaczej, a jednak...

Muszę mieć pewność, że będę tylko pisał i myślał o pisaniu…; gdy siadam do pisania, to muszę to wiedzieć, muszę być tego pewny, jak tego, że umrę. Dlatego pewnie tak trudno siąść mi do pisania. Idę więc przez to życie z głową pełną pisania, którego wcale nie piszę, bo nie mam spokoju, takiego na moją miarę i jakiego chciałbym, ale nie narzekam, bo w sumie nie mam powodów. I tak myślę sobie, że z tego niepisania to wyżyć się nie da i jeszcze zarobić. Trudna, trudna sprawa z tym moim niepisaniem pisania, co w głowie mi siedzi i spokoju nie daje, aż w głowie mi szumi. Ciągle słyszę szum w uszach.

Światełko w tunelu

W tonacjach poezji religijnej, mistycznej i w ogóle w poetyckim nastroju spędzam chwile krótkie moje emigracyjne czy też gościnno-obczyźniane nad rzeką, którą krajanie tutejsi, czyli autochtoni, od wieków niepamiętnych Tamizą nazwali.
Tamizę jużem w tym roku kilka razy przekroczył i zaobserwowałem jej dziwne ruchy wody, to jest płynie ona czasem to w jedną, to w drugą stronę. A wszystko zależy od przypływów, odpływów, którym morze ulega i wtedy to w Tamizie raz wody całkiem dużo, to znów całkiem malutko.
Ociekam w świat poezji na tej chwilowej emigracji, bo ja już jestem za stary na jakieś tam zwiedzanie. Każde mrowisko ludzkie jest takie podobne do siebie. co najwyżej kształty, kolory, wielkość trochę inna. Nie zmienia to jednak faktu, że wieśniak ze mnie twardy i wolę drogi piaszczyste niż zatłoczone ulice.

2 września 2017

Siedem snów

Skąd wzięło się to, żeby przywołać w ten sobotni dzień poezję Brata Antoniego od Krzyża?
Nie wiem.
Z pewnością to efekt tego, że kiedyś tam wiersze te przeczytałem i zanotowałem.
Dlaczego to zrobiłem?
Znów daremnie dociekać!
Czy wszystko, co w życiu robimy, musi mieć wytłumaczenie? Czasami jest tak, że im więcej tajemnic i niewyjaśnionych działań, tym bardziej nasze działanie wydaje się sensowne.
Całkiem niezłe mieszanie – to, co niewyjaśnione i tajemnicze ma być pełne sensu?
A czemu nie?
Zapraszam do lektury Siedmiu snów Antoniego Helwelta, czyli Brata Antoniego od Krzyża.

1 września 2017

To już nie to...

I proszę, jakie myśli nachodzą mnie na obczyźnie, na którą tylko zaledwie co wczoraj trafiłem i to na dni kilka, nie na jakieś tam lata. Ale perspektywa i jakaś tam odległość zawsze sprzyjają temu, żeby z dystansu spojrzeć na pewne sprawy.
Kiedy teraz jadę na swoje jeszcze Zadupie, Ustronie, Zacisze czy jak je tam zwał, już czuję doskonale, że to już wcale nie moje. Z dnia na dzień przestałem snuć plany, myśleć o tym, jakby mnie ktoś czymś ciężkim wybił to nagle z głowy. Jak Aleksander Macedoński jakimś ostrym mieczem przeciąłem wszystkie węzły łączące mnie z tym miejscem. 
Wiem, że to były piękne marzenia, ale żeby je zrealizować, trzeba było się uprzeć. A wtedy mogliby albo na pewno dostaliby po dupie moi najbliżsi. Nie można przecież realizować swoich marzeń w oderwaniu od myślenia o innych, zwłaszcza tych, co najbliżej i których kochamy. Realizowanie wtedy tylko swoich planów, to zwykłe skundlenie realizującego.

Orzeł wylądował

Orzeł wylądował i można śmiało powiedzieć, że od wczoraj w Anglii jest więcej Polski o dwóch rodaków znad Wisły, co nad Tamizę przybyli.
Nocą, po dniu pełnym wrażeń, wylukałem tu lisa, co ludźmi najwidoczniej postanowił żyć. Należy do tych mądrych i pewnie dlatego tylko późną nocą wychodzi na żer.
Nie wzbijam się też tu zbytnio, bo po angielskim niebie praktycznie co minut kilka latają ptaki z metalu. Zderzenie z takim ptakiem nie jest koniecznie przyjemne, dlatego wolę skrzydełka swoje orle schować i po ziemi podreptać. Tak będzie i bezpieczniej, no i tak niepolsko, bo rozsądnie. Pochodzę, popatrzę sobie, a polatać zdążę w innych okolicznościach, pewnych i sprzyjających.
I żeby nikt mi nie pieprzył, że polskie orły będące na emigracji ciągle się rozpychają i nawet rozbijają się na obcym niebie.

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...