7 listopada 2016

Wspominam jeszcze...

Tajemnicze miejsce
Wielu powie, ależ on się mota. Najpierw pisze, że odpuszcza sobie pewne sprawy, a za chwilę już wspomina coś tam.
Nie ma w tym sprzeczności. Po pierwsze wyrażenie „pewne sprawy” nie oznacza wszystkiego, a poza tym muszę nadać bieg myślom, które w przeszłości nawiedziły mnie tak, że, nie wiem dlaczego, zanotowałem. Skoro zatem coś tam kiedyś zapisałem, to warto się tym podzielić z innymi nawet jeśli inni uznają to za bzdury warte funta kłaków.
Ponad dwa lata temu byłem w Białce Tatrzańskiej i podczas pobytu w hotelu zapisałem sobie, że tak naprawdę wszystkie hotele są do siebie bliźniaczo podobne. Są jak przytułki dla niebieskich (na chwilę) ptaków.
Hotele położone na terenach bogatych w kulturę regionalną (ludową) najczęściej umieszczają w swoich wnętrzach różne skansenowskie rekwizyty, a mieszkający przez chwilę goście hotelowi patrzą na sprzęty z przeszłości pełni zachwytu czy też podziwu. Jakby nie zdawali sobie, że naszym poprzednikom przedmioty te służyły do wykonywania powszednich czynności, a nam dzisiaj do tępego zachwytu i niezrozumiałego dla mnie zainteresowania, jak co najmniej dzieła sztuki sprzed lat wielu.
Ja z reguły patrzę na tego typu wystawy co najwyżej z litością, a gdy widzę patrzących na te sprzęty powszechnego wczoraj użytku z minami pełnymi zadumy nad mijającym czasem i znawcami antropologii kultury ludowej, to już sam nie wiem, co myśleć o współczesnych.
 
Nie mogłem podejść bliżej 
Dzieciakom w wieku szkolnym trzeba koniecznie tłumaczyć obrazowo rozwój nawet takiej techniki, jak przemiana radła w sochę, a następnie w pług i jakieś tam nowoczesne urządzenia służące dzisiaj do wykonywania czynności zwanej orka.
Dorośli natomiast powinni rozumieć, że to, jak powszechnym urządzeniem dla naszych pradziadków były radło czy socha, dla nas dzisiaj są urządzenia sterowane komputerami i same komputery.
Zachowujemy się natomiast tak, jakbyśmy nie rozumieli, że dzisiaj samochód czy samolot są takimi samymi środkami lokomocji, jak dla naszych przodków wozy zaprzężone w konie, a jutro…? Kto wie, czym będą podróżować nasze prawnuki!?
Zachwycamy się nad tym, co już się przeżyło i ewentualnie nad tym, co będzie w przyszłości, a co jest obecnie co najwyżej prototypem albo wizją. Niedoceniamy przy tym tego, co właśnie mamy danej chwili. Nikt przecież nie patrzy z zadumą i podziwem na nowy model komputera czy samochodu, już na pewno nie z taką zadumą i takim podziwem, jak np. na jakoś staroć dzisiaj bezużyteczną.
To chyba norma!
 
Mieszkają tam ludzie 
O mieszkańcach miejscowości wypoczynkowych zapisałem wtedy, że są chyba mniej u siebie niż przyjezdni. A ci „miejscowi”, którzy nie prowadzą działalności na rzecz przyjezdnych, są coraz częściej traktowani, jak zbędny element lokalnego krajobrazu.
Myślę też sobie, że ludność z miejscowości wypoczynkowych ma przez jakiś czas w roku niezłe kulturowe pranie mózgu. Miejscowi bronią, jak mogą, swojej regionalnej kultury, ale jednocześnie nasiąkają tym, co przywożą ze sobą letnicy, turyści, przyjezdni, goście.

Stare opuszczone pensjonaty zawsze budziły we mnie smutne uczucia. Są jak gniazda opuszczone, pozbawione kwilenia i goszczenia tych, co zdobywają przestworza bez żadnego wysiłku.
Opuszczone pensjonaty zawsze też kojarzyły mi się ze świetnym filmem z Jackiem Nicholsonem Lśnienie.

Zanotowałem też wtedy, że często widzę dzieci „ciężkim” krokiem wracające ze szkoły do. Zawsze wtedy myślę, że dzieciaki, gdy chodzą do szkoły, dziennie pracują często więcej godzin niż dorośli. Dla tak zwanych ambitnych dzieciaków codzienna szkolna robota to prawdziwa harówka – horror pragnienia osiągnięcia sukcesu.
Policzmy – dziecko wstaje o godzinie 700, zjada śniadanie i rusza do szkoły, w której o godzinie 800 rozpoczyna szkolną robotę. Założyć można, że w szkole spędza czas do godziny 1400 – 1500. Następnie wraca do domu, zjada obiad i siada do odrabiania pracy domowej, która zajmuje mu dwie albo trzy godziny. Razem z przerwami daje to ponad osiem godzin uczniowskiej roboty.
Ambitni uczniowie pracują dużo dłużej, bo ciągle coś tam powtarzają, poszerzają swoją wiedzę o coraz to inne źródła, niż szkolne podręczniki.
Powinni o tym pamiętać nauczyciele i rodzice.

W tym samym czasie, czyli ponad dwa lata temu, zanotowałem też spostrzeżenie, że w czasie mojego świadomego życia politycy i wielcy polskiego światka ustalili chyba więcej rocznic, niż ich poprzednicy przez lat kilkadziesiąt, a nawet kilkaset.
Wydarzenia stoczniowe i w poszczególnych miastach, w których coś tam się działo przed i po wprowadzeniu stanu wojennego, później papież JP II, następnie katastrofa smoleńska….
Nie będę wymieniał, jest tego dużo. Jak dla mnie, za dużo!
Moim zdaniem, wieloma z tych wydarzeń powinni zająć się historycy i innej maści badacze, którzy rozstrzygną wszystkie wątpliwości związane z tymi wydarzeniami, a następnie podjąć decyzję czy dane wydarzenie godne jest corocznego świętowania jako ważne dla kraju i narodu wydarzenie historyczne.
 
Ciekawe, jakim celom w przeszłości służyła ta budowla?
Zanotowałem też wtedy, że dwukrotnie śniłem o swoich wrogach. Byli agresywni, jak w życiu. Wstałem jakiś dziwnie obojętny i spokojny. Jakby we śnie wyrzucił z siebie lęk wobec ich nienawiści.
To oni powinni bać się swojej nienawiści!
Nienawiść nie przystoi wojownikowi!

Przeczuwam też bardziej, niż pamiętam, że śniłem, że jestem wędrowcem i wędruję z kijem wędrownym.
To senne odbicie moich marzeń!
Teraz mogę napisać, że naprawdę jestem wędrowcem, choć z kosturem jeszcze nie pomykam przez świat.
Życie, to wędrówka. Wiem, że pachnie Stachurą – Wędrówką jedną życie jest człowieka…

Tyle się działo we mnie, w kwietniu 2014 roku.

Co dzieje się teraz?

Może lepiej, na razie, nie odpowiadać!
Lepiej poczekać dzień, dwa albo tydzień, miesiąc i dopiero wysilić się na jakieś cząstkowe podsumowanie!
Nie ma to jak perspektywa czasowa w spojrzeniu na pewne wydarzenia! 

PS
Fotografie, które zamieściłem, to miejsce, obok którego przez chwilę pracowałem. 
Chciałem podejść bliżej, żeby dokładnie wiedzieć, co to jest i czemu mogło w przeszłości służyć. 
Na pierwszy rzut oka wydało mi się, że jest to jakaś budowla warowna, wbudowana w skarpę ziemną.  
Poczułem się jak w innym świecie! 
Nie muszę wspominać, że dookoła były tylko lasy i żadnych zabudowań mieszkalnych.  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...