Może to nie są demony. Może to tylko
brak aniołów. A anioł odleciał od Matki Joanny i oto została sama ze sobą. Może
to tylko własna natura człowieka.
A jeżeli Szatan stworzył świat? Bo
jeżeli Pan stworzył świat, to dlaczego jest na nim tyle złego?
Kiedy Szatan może posiąść duszę ludzką?
Gdy człowiek mocno kocha.
Jakaż miłość do Szatana?
Miłość jest na dnie wszystkiego, co się
na świecie dzieje. Mocna jest miłość – jak śmierć!
Kto Matkę Joannę od
Aniołów czytał albo oglądał ekranizację opowiadania, z pewnością przypomina
sobie ten dialog pomiędzy księdzem – egzorcystą a żydowskim rabinem.
Jestem już w takim wieku, że subiektywizm w ocenie sytuacji
czy ludzkiego zachowania i wartościowania innych, można zrzucić tylko na karb
głupoty człowieka. Świadczyłoby to również o tym, że zmarnowałem życie, nie
nauczyłem się niczego. Nie chcę, abym o sobie tak myślał, dlatego nie pozwalam
już sobie na subiektywizm. Szczerze staram się – nie zawsze jednak wychodzi.
Zwłaszcza wtedy, gdy emocje dochodzą silnie do głosu. Któż jednak ze
śmiertelnych emocjom nie podlega?
Dlatego pewnie zareagowałem (być może dość obcesowo) w dwóch
przypadkach, które za chwilę opiszę. Pierwsze zdarzenie miało miejsce jakiś
niedługi czas temu. Jeśli pisze „niedługi”, to z pewnością nie upłynął jeszcze
rok od zdarzenia. Jeden z moich znajomych – zwycięzca ostatnich wyborów
samorządowych w trakcie wymiany zdań powiedział: ‑ Najważniejsze, że ten i ten
nie wygrał.
‑ Właśnie potwierdziłeś, że z ciebie taki Polaczek, co
cieszy się z tego, że ktoś tam inny przegrał, że komuś się noga powinęła w
zamiarach, że komuś, coś nie wyszło… Wszystko to sprawia ci radość. Ciesz się,
że ty wygrałeś i zrób teraz wszystko, żeby ci, co za tobą, nie byli
rozczarowani. Jeśli tak będziesz gadał, to z pewnością będą. Skup się więc na
robocie i nie pieprz jak potłuczony – bez ceregieli żadnych wypaliłem wprost.
Ponieważ dobrze się znamy, znajomy się nie obraził, ale
rozmowa dalej nie kleiła się wcale.
Drugie zdarzenie miało miejsce kilka dni temu. Stojąc w
sklepowej kolejce, dostrzegłem znajomego. Funkcyjnym ten znajomy stał się
ostatnio w gminie. Zauważywszy mnie, podszedł się przywitać, a przy tym głośno
powiedział:
‑ Chcieliście takiego wodza, to macie podwyżki.
Nie mogłem zrozumieć, dlaczego akurat to powiedział, czym wcale się
nie zdziwiłem, ponieważ o sens w myśleniu nie podejrzewam człowieka. Nie wiem
też, skąd mi się wzięła dość cięta odpowiedź. Sprawy gminne nie
zajmują mnie wcale.
‑ Wódz nie głosuje podwyżek, tylko je proponuje, a
głosowanie właśnie należało do ciebie! – odpowiedziałem głośno, aby wszyscy
słyszeli.
‑ No właśnie – odezwał się młody mężczyzna stojący przede
mną w kolejce, zwracając się do funkcyjnego – miałeś okazję się sprzeciwić takiemu rozwiązaniu. – Następnie
odwrócił się do mnie i spytał – Mógł się sprzeciwić, prawda?
‑ Oczywiście, że mógł, ale czy to zrobił?
Nie było jednak okazji, żeby się o tym przekonać, bo
złotousty funkcyjny szybciutko opuścił sklep.
Ludzie mali, nikczemni, karłowaci duchem… W chwilach, gdy
przytrafia się takiemu człowiekowi zajmować jakieś stanowisko albo piastować
funkcję, wyłazi na wierzch prawdziwa jego natura – Co złego, to nie ja! – to
takie polskie przysłowie. Dużo prawdy przysłowia o nas w sobie kryją!
Wyszedłem – kilka dni wstecz – wieczorem z domu na spacer. Spotkałem
znajomego – nie lubię takich spotkań. Nie lubię, gdy niektórzy nie chcą się wyrwać na wolność, nie silą się na wolność i tkwią w swoich więzieniach nawyków, nałogów. Wiem, że to nie
jest proste, ale trzeba próbować. Prosił mnie znajomy, żebym go wspomógł
trochę. Widocznie chciał się dobić... Wspomogłem go – nie pomogłem! Zaliczyłem
porażkę! Całą powrotną drogę tylko o tym myślałem. Ostatni raz – powtarzałem. Skrzypienie
śniegu pod butami, dogłos modlitw z pobliskiego kościoła nad głową, pusto dookoła,
dookoła biało. Nie pamiętam dokładnie, w którą część mszy się wdarłem, pamiętam,
że pomyślałem – to może być ratunek – każdy sposób jest dobry, żeby się chociaż
na chwilę porwać na wolność prawdziwą – nieważne są miejsce i czas!
Przypadek to sprawił, że w tej właśnie chwili, podczas tego pisania
natrafiłem na myśl Ludwiga Feuerbacha – nie znalem jej wcześniej i wcześniej nie
widziałem, nie wiedziałem nic o tym filozofie – Prawda jest niemoralnością w naszych
czasach – czy efekt działania może aniołów z pobliża?
Obiektywizm, na który się wysilam, nakazuje mi co dzień widzieć
w moich staraniach, że Kain, Brutus, Judasz, Raskolnikow, Lord Jim… wciąż żywi są
we mnie z tym, czego żałowali. Czy był to efekt demonów, czy tylko brak
aniołów?
Zabrzmiało to jak spowiedź! - Chcę być niemoralny, jeśli niemoralność ma prawdę oznaczać! - Niech każdy myśli, co chce!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz