Ostatnio zauważam, że
bardzo głośno jest znów o programie „12 Kroków”, że coraz więcej ludzi skupia
się na tymże programie we wszelkiej maści terapeutowaniu się ze swoich licznych
nałogów. Tak sobie też często myślę, że o programie „12 Kroków” mówi się nawet
więcej niż o Ewangelii. Specjalnie tutaj piszę Ewangelię w liczbie pojedynczej,
bo przecież, tak naprawdę, mimo że mamy do dyspozycji cztery kanoniczne
Ewangelie i mnogo apokryficznych, chodzi o jedną Dobrą Nowinę, o jedną
Szczęśliwą Nowinę, o jedną Ewangelię widzianą z wielu indywidualnych punktów
widzenia.
Chyba to taki znak
czasu, że wszystko zaczyna być lepsze, żeby tylko nie oddać się Ewangelii
lekturze. Gdyby tak dzisiaj znowu, jak to za komunizmu, zakazać czytać Biblię,
chodzenia do kościoła, wyznawania religii i jej praktykowania, to – rękę dam
sobie uciąć – zainteresowanie Ewangelią wzrosłoby niepomiernie. Bo tak już z
nami jest, że owoc zakazany smakuje nam najbardziej, a zwłaszcza właśnie wtedy,
gdy dobrobyt i wolność powszednieją nam tak, jak chleb nasz codzienny
powszedni, a nuda codzienności i ciągłe szukanie rozkoszy popycha nas w nieznane,
a gdzieś tam na bezdrożach ludzkiego zagubienia cierpliwie czekają nałogi na
kolejne ofiary.
Niech tylko uzależnieni
od wszelkiej maści nałogów nie pomyślą sobie, że „biję” w „12 Kroków”. Dalekim
strasznie od tego, bo jeśli leczenie żelazem albo leczenie ogniem pomaga człowiekowi
– ja jestem za jak najbardziej! Jestem za wszystkim tym, co ludziom pomaga w
ich zagubieniu siebie w wolności i dobrobycie.
Skąd zatem ten smutek
dziwny w tym moim pisaniu?
Po prostu mi żal i
pewnie dlatego mi smutno, że tyle się dzisiaj mówi o kolejnych programach i
wychwala skuteczność w praktyce kolejnych terapii, a tak mało o źródle
wszelkiego uzdrowienia – Ewangelii, Słowie, co się wcieliło w człowieka. Tak
mało się dzisiaj mówi o istocie wszystkich terapii, że tylko dziwić się trzeba
i wyć do Księżyca.
Przypomnijmy tu sobie
tych słynnych „12 Kroków”:
1.
Przyznaliśmy, że staliśmy się bezsilni
wobec… (tu źródło naszej bezsilności) - że przestaliśmy kierować własnym
życiem.
2.
Uwierzyliśmy, że Siła większa od nas
samych może przywrócić nam zdrowy rozsądek.
3.
Postanowiliśmy powierzyć naszą wolę i
nasze życie opiece Boga, jakkolwiek Go pojmujemy.
4.
Zrobiliśmy gruntowny i odważny
obrachunek moralny.
5.
Wyznaliśmy Bogu, sobie i drugiemu
człowiekowi istotę naszych błędów.
6.
Staliśmy się całkowicie gotowi, aby Bóg
uwolnił nas od tych wszystkich wad charakteru.
7.
Zwróciliśmy się do Niego w pokorze, aby
usunął nasze braki.
8.
Zrobiliśmy listę wszystkich osób, które
skrzywdziliśmy i staliśmy się gotowi zadośćuczynić im wszystkim.
9.
Zadośćuczyniliśmy osobiście wszystkim,
wobec których było to możliwe, z wyjątkiem tych przypadków, gdy zraniłoby to
ich lub innych.
10.
Prowadziliśmy nadal obrachunek moralny,
z miejsca przyznając się do popełnianych błędów.
11.
Dążyliśmy poprzez modlitwę i medytację
do coraz doskonalszej więzi z Bogiem, jakkolwiek Go pojmujemy, prosząc jedynie
o poznanie Jego woli wobec nas oraz o siłę do jej spełnienia.
12.
Przebudzeni duchowo w rezultacie tych
kroków, staraliśmy się nieść to posłanie innym… (uzależnionym albo wszystkim
ludziom spotkanym na naszej życiowej drodze dojrzałego Życia przez wielkie Ż) i
stosować te zasady we wszystkich naszych poczynaniach.
Tylko ślepiec nie
dostrzeże w tej magicznej „12” słów Mistrza z Nazaretu i Jego zaleceń!
Mereżkowski Dymitr w Jezusie Nieznanym wyraził taki pogląd –
gdy człowiek twierdzi, że przeczytał Ewangelię, a nie postępuje według słów
Ewangelii, to wcale jej nie przeczytał, co najwyżej – czytał.
Nie potrzeba by było żadnych
cudownych kroków ani nawet być może 12 po 12, gdybyśmy Ewangelię, którą mamy w zasięgu
ręki od niemal dwóch tysięcy lat zechcieli najpierw czytać, a potem praktykować.
I dlatego mi żal!
I dlatego mi smutno!
Ze źródeł ruchu AA dowiadujemy
się, że pierwszymi członkami byli uczestnicy grup oksfordzkich, założonych przez
Buchmana (Amerykanina szwajcarskiego pochodzenia), misjonarza Kościoła luterańskiego.
Nie było to nic innego, jak chrześcijański ruch odnowy, którego podstawowym założeniem
było osobiste poddanie się każdej osoby „pod kontrolę Boga”. To było z kolei natchnieniem
dla Billa Wilsona i Boba Smitha do powołania AA. Pierwszy dzień trzeźwości tego
drugiego uznano za symboliczną datę powstania ruchu AA – 10 czerwca 1935 roku.
Dlaczego o tym piszę?
Wszystko to wzięło się obecności
Ewangelii w życiu człowieka zagubionego.
A dzisiaj tej Ewangelii
w życiu ludzi zagubionych jak na lekarstwo. Za to mnogo w tym życiu wszelkich programów
naprawczych.
Czy to nie dziwne czasem?
Nie, bo kto Ewangelię czyta,
ten wie, że to normalka, że to miało nastąpić i właśnie się dzieje!
I dlatego mi smutno!
I dlatego mi żal!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz