W
społecznościach, w których 95% populacji dorosłych okazuje się durniami, 5%
pozostałych w konsekwencji nazywa się w ten sposób. Każdy, kto daje się
wmanipulować w kolejne medialne igrzyska, jest skończonym durniem i można tylko
zapłakać.
Dawno nie spotkałem tak
wielu zdenerwowanych moich bliźnich – przyjaznych mi i wrogów, jak po
wczorajszym przegranym meczu mundialowym w wykonaniu orłów naszych, bo tak
piłkarzy ostatnio nazwały media polskie i kilku – powiedzmy bez ogródek –
durniów, co wszystko na wyrost i robią, i mówią, i mamią nie tylko siebie przy
tym. To nic przecież innego, jak tylko przerost formy nad treścią, znany tak
dobrze przecież mądrym przeszłych wieków.
Ja wczoraj miałem to
szczęście, że byłem w niedużej trasie i mecz tylko chwilę patrzyłem u
znajomych, a potem tylko w radio słuchałem relacji, jak to powietrze schodzi z
tego polskiego balonu. I pomyślałem sobie, że to nie rozdmuchanie balonu o
wyjątkowości polskiej reprezentacji, tylko najzwyczajniejsze robienie Polaków w
balona.
A kiedym wrócił do domu
i spotkał kilku znajomych, to zrozumiałem dobrze tragedię narodową. Państwa
zaborcze w przeszłości tak nas nie skrzywdziły, jak wczoraj jedenastka
chłopaków z Afryki. Unieszczęśliwili Polaków Senegalczycy i pozostaje tylko
zaśpiewać nam refren: Nic się nie stało! Polacy, nic się nie stało!
Niektórzy nawet
twierdzą, że jakiś afrykański szaman zaczarował boisko i wyczarował wynik. No
to może by tak pogonić tych wszystkich durniów – specjalistów od polskiej piłki
nożnej siedzących w studiach wszelakich i zatrudnić jakiegoś czarodzieja z
bagien albo puszczy nieprzebytej, bo takie jeszcze mamy.
Dla mnie ten cały
mundial to kolejne igrzyska, gdzie ludzi karmi się jakąś chorą dumą narodową
sprowadzającą się do popierania kilku nieudaczników biegających po murawie, a
mających za zadanie rzekome zbawienie narodu.
Oglądam czasem ze
znajomym jakieś tam mecze z mundialu i niezmiennie kibicujemy drużynom uważanym
przez fachowców za słabsze. I jak się strasznie cieszymy, gdy tym niby lepszym
nie uda się wygrać albo gdy przegrywają!
Lepsze i słabsze
drużyny to tylko ludzka umowa, jakieś tabele, rankingi, osiągnięcia z
przeszłości, która dawno umarła i nigdy nie wróci.
Czy kibicuję Polsce?
Jasne, że kibicuję, przecież wczoraj moje orły udowodniły mi, że należą do
grona najsłabszych drużyn mundialu. To jak im nie kibicować, wedle zasady –
słabszemu!?
No jakże nie kibicować
naszym orłom niezwykłym!? Albo takiemu Nawałce, co błyszczy na firmamencie
historii niczym Mieszko czy Chrobry albo nawet Piłsudski. O zgrozo, nawet
Jarosław musiał usunąć się w cień! I zapomniałem jeszcze o papieżu – Polaku, o
nim też teraz głucho, bo na fali „orły”! To właśnie „orły” budują dziś moją
szklaną przyszłość.
Krystyna Janda
publicznie zapłakała, że Polacy wolą kibicowanie miernotom, niż kulturę prawdziwą.
Pani Krystyno kochana, w teatrze czy w kinie nie wypijesz piwka i bluzgami nie rzucisz!
A na takim meczu, co nie wychodzi Polakom, to wszystko jest dozwolone, wszystko
– poza kulturą! A my – potomkowie zdobywców, pogromców czołgów szablami nic nie
lubimy tak, jak taką właśnie kulturę!
Czy
nic się znowu nie stało?
Dla mnie zupełnie nic.
Przewidywałem wynik: wygrana – przegrana
– remis.
Wyszło, że przegraliśmy, więc przewidziałem przyszłość.
Niepokoją mnie
tylko te smutne twarze Polaków, którzy zrozumieć nie chcą, że ktoś był od nas lepszy.
Dlatego wyznaję zasadę – nie wolno śmiać się z durniów!
Nie kopie się leżącego –
to chyba mi każdy przyzna!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz