Są prawdy oczywiste, o
których wszyscy wiemy, ale nie stosujemy się do nich i żyjemy tak, jakbyśmy nie
chcieli o nich pamiętać. Wszyscy wiedzą, że każda dawka alkoholu jest dla
naszego organizmu trucizną i musimy wykonać wewnętrzną tytaniczną pracę, żeby
się jej pozbyć. Tak samo jest z nikotyną i innymi używkami. To wiedza
powszechna, a jak się ma do praktyki, to każdy wie.
Na nic tutaj
tłumaczenia, że w małych ilościach to dla zdrowia, poprawy kondycji umysłowej
czy walka ze stresem. Ble, ble, ble.
Z dwóch części złożę
ten wpis. Z dwóch części niby luźno powiązanych ze sobą. To jednak tylko
złudzenie, gdyż powiązane są bardziej niż piszącemu nawet się wydaje.
1.
Kiedy pukają do naszych
drzwi Wędrowni Współcześni Kaznodzieje zwani świadkami Jehowy, prawowierny
katolik winien czym prędzej drzwi owe zamknąć i nie zamieniać z nimi ani słowa,
gdyż – jak mawiał Mereżowski – może wiarę starą utracić, a nowej nie znaleźć.
Tymczasem jest tak, że
zatrzaskując komukolwiek drzwi przed nosem, łamiemy staropolską zasadę
gościnności, która u Piasta była przecież prawem. A tu znów tak prawda wszystkim zdaje się znana, że świadkowie Jehowy na pewno nas nie okradną, nie pobiją, nie obrażą i
nie wyśmieją. Natomiast publikacje, które noszą ze sobą – nieodzownie Biblię, do tego Strażnicę i Przebudźcie się
– nic złego nam nie zrobią, no chyba że przypomną o prawdach oczywistych, o
których pamiętać nie chcemy, bo utrudnią nam życie płynące w błogim
przyzwyczajeniu do codziennego schematu.
Ostatnio z takiej to
publikacji próbowałem się dowiedzieć, co czeka mnie w przyszłości. To żadna
astrologia ani tym bardziej wróżbiarstwo jakże Bogu niemiłe. Jednak świadkowie
Jehowy twierdzą uparcie, że wiedzą, co mnie w przyszosi czeka. A wiedzą to - jak mówią - z
Biblii – przytaczają całą gamę przepowiedni i proroctw. Nie, nie śmieję się,
daleki jestem od kpin czy czegoś podobnego.
Dowiedziałem się, że
jeśli będę grzeczny, to mogę żyć na nowej ziemi, na której nie będzie żadnych
wojen, żadnych chorób, żadnych braków żywności, żadnego bólu, smutku i śmierci…
Przyznam, że bardzo
ciekawie brzmi – wręcz niewyobrażalnie, ale co my możemy o tym wiedzieć, co jest możliwe u Boga…
Najtrudniej uwierzyć mi
w życie wieczne na ziemi. Jestem raczej zwolennikiem innego rozwiązania.
Chrystus w apokryficznej Ewangelii Marii Magdaleny mówi, że wszelka materia
wróci do swojej elementarnej postaci, czyli rozpadnie się na czynniki proste, nasze ciało też.
Pierwotnie Bóg
zakładał, że będziemy żyć wiecznie, tylko wszystko zepsuł Diabeł – Szatan,
kusząc naszą pramatkę w rajskim ogrodzie Eden - tyle świadkowie Jehowy.
Później w tej
publikacji: – Dlaczego umieramy? – Prosta sprawa, pojawił się Szatan, skusił Ewę
i na ziemi pojawił się grzech, a z nim śmierć.
Co zrobić, żeby żyć
wiecznie na nowej ziemi? To proste:
1. Kochać
Boga!
2. Słuchać
głosu Boga!
3. Lgnąć
do Boga!
Prawda, że wszyscy
wierzący to wiedzą?
I co z tego, że wiedzą?
To trzeba robić!
Czy to jakaś herezja,
nie do strawienia przez Kościół i katolików?
Czy jestem
popularyzatorem nauki świadków Jehowy?
Przez samo pisanie
zapewne jakoś tam TAK. Mam jednak – wspominałem – w wielu miejscach poglądy
zupełnie od nich odmienne. Dlatego z pewnością tak często rozstają się ze mną
jacyś smutni i zawiedzeni.
Nie jestem
popularyzatorem nauki świadków Jehowy. Poszukuję tylko. Nie jestem też zwolennikiem zamykania im
drzwi przed nosem i unikania kontaktu niczym z trędowatymi. Spotkanie z nimi, to nowe
doświadczenie, w którym można coś znaleźć, a jeśli znajdziemy siebie, to sukces
do entej potęgi. To nowe doświadczenie jak wiele, wiele innych, gdy na swojej
drodze spotykamy człowieka.
2.
Kilkakrotnie już już powoływałem się na słowa i myśli Dymitra Mereżowskiego, a dokładniej na Dmitrija Siergiejewicza Miereżowskiego. To rosyjski pisarz, filozof i coś
tam jeszcze więcej. Urodził się 14 sierpnia 1865 roku w Moskwie, a zmarł w Paryżu
9 grudnia 1941 roku.
Był synem wysokiego urzędnika
carskiego. Zatem gdy wybuchła rewolucja bolszewicka, wiadomo, że musiał wiać, aby
ratować życie. A że zaangażował się w działalność antybolszewicką, to wiać musiał tym bardziej. Nawiał najpierw do Polski, a następnie do Paryża, gdzie dokonał żywota
w 1941 roku.
Był nominowany do literackiej
Nagrody Nobla, ale jawnie popierał Hitlera – co mnie trochę wkurza – i nagrody za
to otrzymać nie mógł i już.
Mnie zainteresowała jego
praca Jezus Nieznany, traktująca o postaci
Jezusa w czasie nieopisanym w Ewangelii i rozważaniach nad Ewangelią. To kolejny przykład na to, że wolimy zdecydowanie
życie, do którego jesteśmy przyzwyczajeni, niż szukać nowego i po nowe sięgać.
Co zatem łączy te dwie części
wpisu?
Eschatologia, eschatologia!
Czyli to, co nieznane i niepokojące dla ludzi przyzwyczajonych do materii ciała
i świata. Tak bardzo przyzwyczajonych, że tak już by mogło zostać!
* Ten przystojniak na zdjęciu to - a jak - Mereżowski!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz