Gdyby mnie jakiś ludzki, ziemski trybunał zapytał
czy wierzę w Jezusa Chrystusa i ja bym odpowiedział, to wtedy by wyszło... z worka – czym
się Mistrza zaparł, czy przed ludźmi twardo powiedziałem TAK! To jest taka chwila, o której mówią Ewangelie, że kto się przed ludźmi zaprze Chrystusa,
Mistrza, Pana, to i On się tego kogoś zaprze przed Ojcem Swym Niebieskim – karma
przecież wraca – to w sumie nic nowego...
W mediach społecznościowych codziennie widzę, jak
krzyczą posty z wyznaniem wiary w Jezusa Chrystusa; codziennie widzę krzyk z
postów, jak Jezus mnie kocha (choć powinno być Chrystus!), krzyczą wierni, jak
modlą się, jak trzeba się modlić, jak na ulicach klęczeć, wywijać różańcem, jak
trzeba być wierzącym, żeby wszyscy widzieli – to nie jest żadne wyznanie
prawdziwej wiary duchowej, tylko jakaś parodia – nie wiem, jak to nazwać.
Zaczyna mi to zakrawać na jakąś zbiorową panikę,
jakąś nieokreśloną bliżej mi histerię – katolicką krucjatę? – trudno to
określić. Nie oznacza to dla mnie bynajmniej siły wiary, ale wzbudza we mnie
jakieś zniesmaczenie, że tak się można obnosić z wiarą swoją – wystawać na
rogach ulic i krzyczeć – patrzcie, ja wierzę: zobaczcie, jak wierzę; potraficie
tak?
„Oddajcie cezarowi to, co należy do cezara, a Bogu
to, co należy do Boga” (Mt 22;21)
W Ewangeliach często są wzmianki o tym, jak Chrystus
oddalał się na miejsca ustronne – góra, pustynia… ‑ w samotność, w ciszę,
skupienie, sam na sam ze sobą, sam na sam z Bogiem – i modlił się, modlił
naprawdę.
Głośno modlił się rytualnie, jak przy wieczerzy z
uczniami, jak uczył „Ojcze nasz”, gdy modlił się na krzyżu – tam pokazał
uczniom, że robi tak, jak ich uczył, jak im nakazywał – miłować nieprzyjaciół –
„Powiadam wam, miłujcie nieprzyjaciół swoich… ‑ fakt, cóż za nagroda przypada
nam z tego, gdy kochamy tych, którzy i nas kochają?
Jak zatem można nazwać ten sieciowy krzyk? Jak
określić ten trend – nie można przecież inaczej tego nazywać.
Żeby wyrazić swą wiarę, to muszę przytupywać, muszę
koniecznie krzyczeć, udostępniać obrazki, na których rzekomy Chrystus jest
wyobrażony – a może ten dziadek z brodą to ma być Bóg naprawdę? Żeby wyrazić
swą wiarę, muszę koniecznie codziennie sto, tysiąc razy powtórzyć koniecznie –
najlepiej publicznie – że Chrystus mnie kocha, że w Chrystusa wierzę? – tysiąc
razy wykrzyczeć: Alleluja! w Wielkanoc? – a co w sercu? co we mnie? – to niech
zostanie ukryte? – to nie jest na pokaz, bo to mój prawdziwy obraz? to tylko
moja sprawa? lepiej o tym nie mówić? – a może lepiej to wewnątrz zagłuszyć
okrzykiem: Jezus kocha mnie bardziej niż zastępy ludzi!? – zagłuszyć krzykiem:
Wierzę, widzicie, jak ja wierzę!
Apostołowie też tak tańczyli, krzyczeli, z dachów
obwieszczali światu, jak bardzo wierzą i tak się puszyli? – klęczeli po
ulicach? – obnosili się z wiarą? – reklamowali swą wiarę, jak towar na
sprzedaż?
A może z kosturem w ręku, w pyle drogi, w ciszy, w
zadumie nad sobą, z cichą modlitwą na wargach przemierzali też świat?
Jasne – ktoś mi tu powie – a przecież święty Paweł
to na miejscu publicznym przed Grekami wyznał itd. Tak, ale zrobił to raz, a
nie w kółko Macieju! Gdyby codziennie wołał, tańczył i wciąż powtarzał, jak
bardzo Chrystus go kocha, to stałby się śmieszny. I śmieszni stają się dla
mnie, ci co codziennie w sieci światu ogłaszają, jak bardzo są wierzący.
Mam w sobie przekonanie, że nie z krzykiem na
wargach, ale w cholernej ciszy, w takiej ludziom nieznanej można odnaleźć
drogę, co jest szlakiem do Nieba. Wiem, kim jest dla mnie Chrystus i mogę to
powiedzieć, gdy mnie ktoś zapyta – ale krzyczeć publicznie?
Oddajmy Bogu, co Boga – w duchu – On wszakże jest
Duchem – a na ulicach krzyczmy, co nas tu – na ziemi – boli. Wykrzykujmy to, co
dotyczy życia naszego ziemskiego – alegorycznie – cezara! Z pewnością będzie
zdrowiej i całkiem normalnie – nie ciągłe nurzanie sacrum w profanum życia
ziemskiego – codzienne poniewieranie sacrum – nie wzywajcie Imienia Pana swego
daremnie.
Tymczasem co widzę? Ambona i trybuna – to dzisiaj prawie
to samo. Światopogląd jest bronią w łapach polityków. Głośni krzyczą głośniej, przekrzykując
się wzajem – nikt nikogo nie słucha – po co? – ja wiem najlepiej!
I pod rozwagę słowa – to przykłady – jest więcej:
Błogosławieni
cisi… (Mt 5,5)
Baczcie
też, byście pobożności swojej nie wynosili przed ludźmi, aby was widziano; inaczej
nie będziecie mieć zapłaty u Ojca waszego, który jest w niebie (Mt.
6,1)
Nie
każdy, kto do mnie mówi: Panie, Panie, wejdzie do Królestwa Niebios; lecz tylko
ten, kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie (Mt.7,21)
Nie zapomnijcie o zrzutce – po prawej stronie na blogu!
– wspominam ukradkiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz