Dziś wierni (którzy?)
przeżywają Wielki Czwartek – podała lokalna stacja radiowa związana z Kk i tym
oto stwierdzeniem nic nowego nie odkryła, ale uświadomiła mi, że choć „wiernym”
jestem, to wcale Czwartku Wielkiego nie przeżywam, ale żyję chwilą i staram się
ten czwartek przeżyć jak najlepiej.
Myłem samochód,
pucowałem go, w drodze powrotnej do domu – bum! – wypadek przede mną, zawracam
zatem czym prędzej i drogą okrężną bieżę wolno do domu swego, a na tej drodze
okrężnej tyle kurzu, że hej!, mycie mojego Gratka Syzyfową pracą, ale myśl
pozytywnie – powtarzam sobie po drodze – równie dobrze Ciebie mogło coś spotkać tam. Oby tym, co w wypadku nic poważnego nie było, a ty – kochaneczku,
szczęśliwcze z uśmiechem bieżaj doma!
No i pobieżałem, i
przybieżyłem w końcu, a mój Gratek wcale się nie zakurzył tak strasznie, jakbym to sobie myślał, jadąc w słońcu i pyle.
Potem piłem kawę z
mlekiem, kardamonem, cytryną – ciekawe zestawienie, to Przyjaciółki pomysł.
Wprawiła mnie w jeszcze lepszy humor ta kawowa mieszanka, a podczas rozmowy
przy kawie dowiedziałem się, że dzisiaj w lokalnym kościele będzie mycie nóg (zbiorowe?) –
takie spontaniczne, że już są reprezentanci poszczególnych środowisk wybrani
zawczasu. Prawda, jakie to uświęcające! W całym katolickim świecie dzisiaj
będzie się działo umywanie stóp różnych co do wielkości, koloru skóry, z
paznokciami pomalowanymi i nie…
Wy
nazywacie mnie Nauczycielem i Panem, i słusznie mówicie, bo jestem nim.
Jeśli
tedy Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem nogi wasze, i wy winniście sobie nawzajem
umywać nogi.
Albowiem
dałem wam przykład, byście i wy czynili, jak Ja wam uczyniłem.
Mistrz z Nazaretu nic
nie robił od święta. Nie robił nic na pokaz. Obmył nogi swych uczniów – można
powiedzieć – w ukryciu. Myślicie, że bał się tak zrobić na jakimś publicznym
placu? Nie sądzę, żeby się bał – jestem pewny, że nie! Wiara i życie wiarą to
nie sprawy na pokaz.
My mamy się postarać,
aby tak żyć, jak nauczał, a nie raz do roku demonstrować fakt, że ci w
hierarchii wyżej zniżają się do tych niżej.
Nie robi na mnie
wrażenia ta świątynna szopka, ale byłbym zdziwiony – i to nie na żarty! – gdyby
tak prezes znany przed kamerami TV obmył dzisiaj nogi swoim partyjnym pariasom.
To byłby dopiero akt wiary i wielkości przywódcy! Nawet sam papież Franciszek ze swoim nóg obmywaniem
musiałby uznać porażkę!
Posłuchajcie Don McLean'a „Vincent” – to, moim zdaniem, lepsze niż nóg obmywanie na pokaz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz