Mija dzisiaj czwarta
rocznica śmierci mojej Siostry – teraz żyje w drzewach, kwiatach, wspomnieniach
innych i moich... - audi, vide et sile!
Jeszcze nie zdążyłem
wykasować jej numeru telefonu z pamięci swojego, a jej ze swojej pamięci nigdy
nie wykasuję. Uśmiecham się do wspomnień...
Uśmiecham się, gdy wspominam, jak mi dokuczała – a ganiała mnie trochę, zwłaszcza w latach dzieciństwa! – rozrzewniam się na wspomnienia rozmów
późniejszych, gdy byłem już dorosły i częściej niż często przebywałem z nią i jej
rodziną.
Pamiętam, gdy byłem
mały, przezywałem ją Zołza – to takie kurpiowskie określenie jędzy, hetery,
kobiety ostrej jak brzytwa… Goniła mnie do robót domowych, a ja chciałem czytać
albo miałem właśnie kolejną bitwę do stoczenia z wojskami moimi w pobliskim
lasku. Kończyło się zawsze tak, że brałem niezłe baty, ale aniołem nie byłem, więc co tu będę tłumaczył.
Różnica wieku (pięć lat)
skutecznie oddzielała w latach mojego dzieciństwa mój świat od świata jej
rówieśników. Zaledwie zacząłem rozumieć, że mam jedyną Siostrę, ona już była
dorosła. Potem, gdy ja dorosłem, zaczęliśmy jakby na nowo siebie odnajdywać i
stało się w pewnym momencie, że była mi jak matka – mieszkałem w domu jej czas
jakiś, a później, gdy wracałem do domu rodzinnego, zawsze tak droga mi biegła,
że musiałem (chciałem) zahaczyć o dom mojej Siostry. Kurczę, jak mi brakuje tamtego gwaru
w jej domu - szczebiotu dzieciaków, krzyków, rwetesu, śmiechu. Nawet gdy było
ciężko, nadzieja nigdy nie gasła, że to tylko przejściówka, że to tylko chwila...
Potem lata choroby i
jej walka, przed którą chyliły swe głowy tęgie umysły medyczne, bo - zaiste - w jej
kruchym ciele kryła się siła nieludzka...
Bardzo lubiła kwiaty – sprawy
rodzinne prostowały się – dzieci usamodzielniły się – mogła zająć się sobą i tym co lubiła robić - zawsze cieszyła się z nadchodzącej
wiosny, bo można było sadzić, podlewać, przycinać… Miała rękę do kwiatów – jak mówi
się potocznie – co posadziła (Barbara!), rosło jak na drożdżach – czarowała kwiaty,
– budziła je do życia, a kwiaty rozkwitały.
W takiej porze jak dzisiaj
– wiosna się budzi do życia – Siostra moja zasnęła, żeby obudzić się tam, gdzie
kwiaty nie więdną wcale, drzewa są wiecznie zielone, a ona siada cichutko w zacienionym
miejscu i patrzy, i się uśmiecha do kwiatów, do drzew, do mnie…
Jedyne co mogę, to wyruszyć
w drogę – pogadać z nią chwilę – potem siądę obok niej w cieniu i uśmiechnę się
z nią!
A Wy posłuchajcie Se Sequi i popatrzcie daleko, dzisiaj dalej
niż zwykle!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz