13 kwietnia 2019

Polskie zadupie I


To, że nie jest normalnie w moim pięknym kraju, przedstawię poniżej, myślę, że dość dokładnie i na takich przykładach, które raczej dyskusji żadnej w temacie nie powinny wywołać – nad czym tu dyskutować? – nad nienormalnością? – nad jakimś otępieniem umysłowym wielu? – nad naszą ślepotą? – nad naiwnością naszą? – nad nienawiścią naszą kwitnącą bujnie jak nigdy?
1.     Podzieleni jesteśmy na dobrych i złych – ci dobrzy, to ci, co z nami; ci przeciw nam, to wrogowie – to strasznie gówno prawda, bo wszyscy jesteśmy źli, jesteśmy niedoskonali i skłonni do skrótów, w myśleniu też – o grozo! – a czasem zamiast myślenia, tylko emocji kupa.
2.     Nie potrafimy obiektywnie ocenić wartości pracy innych – chętnie deprecjonujemy osiągnięcia nie-naszych, a przeceniamy mierność tych swoich, nie dostrzegając przy tym, jak wszyscy na tym cierpią. Żadnej merytorycznej oceny jednostki – jej umiejętności i osiągnięć – ze świecą szukać tych, co docenią nie-swoich.
3.     Wybory na sołtysa, prezesa OSP, wybory do władz jakiegoś stowarzyszenia – dajmy tu dla przykładu koło gospodyń wiejskich – koniecznie muszą odbywać się w atmosferze rywalizacji „na być albo nie być!” – żadnej tam dyskusji o umiejętnościach, predyspozycjach, wiedzy… - zebrać zwolenników i wygrać za wszelką cenę. Gdy mój dobry znajomy opowiadał mi o ostatnich wyborach na sołtysa w swojej miejscowości, to włos się jeży na głowie – toż to nie o sołtysa „stołek” chodziło chyba, ale co najmniej o jakąś kraju prezydenturę albo i jeszcze wyżej – agitacja ostra, jeśli jest rywal to błotem, władze lokalne koniecznie mieć trzeba też za sobą, bo władze lokalne – a jak! – po cichu agitują. Trzeba koniecznie budżet na jadło i napije. Potem zebranie tak zrobić, tak ludzi zawiadomić, żeby tylko „moi” wiedzieli o nim na pewno, że tylko „moi” pojawili się na nim. Jeśli ktoś się przybłąka spoza „mojego” układu, to w głosowaniu i tak już mi krzywdy nie zrobi. Z takich małych wyborów wychodzą głębokie rowy, które potem latami trzeba zagrzebywać. Nieraz bywa i tak, że ludzie tych rowów przez całą jakąś kadencję nie potrafią przebyć. Czy to jest normalne?
4.     Sprzeciwiamy się kultowi jednostki, brzydzimy się kultem jednostki, a taki Stalin czy Castro… to dla nas obiekt odrazy. Tymczasem na kolanach przed pomnikiem jakimś, tymczasem – bach! – na kolana przed ojcem dyrektorem, tymczasem niemalże modły do prezesa jakiegoś, który nie ma odwagi stanąć na czele rządu. Obalamy pomniki i wznosimy nowe – tym razem tym zasłużonym – naszym – inaczej nie można! Nie wolno mówić źle o tych, co oblekliśmy w aureolę świętości czy błogosławieństwa. Nawet gdy twarde fakty przeczą naszym słowom, to i tak trzeba trwać, bo tak „wiara” każe. Dzisiaj komuchów wyklętych trzeba koniecznie zastąpić wczoraj wyklętymi, a dzisiaj herosami. Trzeba koniecznie na nowo napisać nam historię. I nie żałujmy bratu wznieść bliźniaczych wież – przecież tak zasłużonych ojczyzna jeszcze nie miała!
5.     Lepszy w Polsce katolik, co sobie czasem popije, klepnie dosadnie żonę, nawet podbije jej oko, a potem do kościółka z dzieciakami pobieżny, niż przeciętny luter albo prawosławny; lepszy katolik zły niż święty innowierca – chociaż i zło, i świętość to tylko umowa. Znaleźć jehowego i rąbnąć w niego różańcem, krzyżem go przydusić, dokładnie, żeby nie wstał. A jeśli będzie próbował, to jest tyle sposobów, żeby mu się nie chciało, żeby leżał cichutko.
6.     Subiektywnie rzecz biorąc – jesteśmy skorumpowani – codziennie (teraz rzadziej?) zamyka się łapowników, zamyka się stadami tych, co kradli wczoraj, co wczoraj świętą ojczyznę okradali z dudków. Procesu żadnego nie było – był za to krzyk niemały – i właśnie o to idzie, żeby sobie pokrzyczeć. Polacy przecież lubią, gdy kogoś się aresztuje, gdy kogoś publicznie obrzuci się kłamstwem; tak, Polacy lubią, gdy ktoś jest gorszy od nich albo przynajmniej gdy mogą tak o kimś pomyśleć.
7.     Gdy publicznie przyznaję, że zamiast do kościoła, w niedzielę idę do lasu i po swojemu się modlę, to wzbudzam takie emocje, że tylko stosu trzeba, jehowy strasznie jestem, heretyk, niedowiarek… Tymczasem gdy facet w sutannie zbierze stadko wiernych i w lesie (lub na stadionie) mszę sobie odprawią, to już nie muszą w kościele, oni mogą, gdzie chcą, bo Bóg wszędzie widzi – ale nie mnie – w lesie – w niedzielę. Wczoraj moja znajoma chwali się na portalu, że w szkole nie wszyscy strajkują, msza w szkole będzie z młodzież i że się bardzo cieszy, bo Bóg do szkoły przyjdzie. Ku… ‑ tak pomyślałem, naprawdę tak pomyślałem. Młodzież do szkoły idzie, żeby się czegoś nauczyć, by wiedzy empirycznej co nieco liznąć w życiu. Co ma wspólnego z tym wiara? – szkoła to sprawa „cesarza” – oddajcie cesarzowi, co do cesarza należy, a Bogu, co Boga. Poza tym czy moja znajoma pomyślała przy tym, że w tej właśnie szkole wśród katolickiej młodzieży może się znaleźć owieczka z Kościoła prawosławnego, Kościoła protestanckiego albo na przykład buddysta? Czy my myślimy o tym, że na tym Bożym świecie, poza katolikami nikogo już nie ma?
8.     ………..
Mam jeszcze trochę przykładów, ale to może potem. Przyjaciel rozpuścił wici, że mamy się spotkać u niego. Bieżę więc czym prędzej, a pisać będę później. Nie samym wszak pisaniem człowiek mały żyje!
Gdyby tam ktoś dotknięty został tym pisanie – to niech się nie zamartwia, bo z pewnością nie chciałem. 
I nie poprawiam tego - co mi tam doskonałość!? 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...