29 kwietnia 2019

Koci rozum i figle


Gdy zdarza się w życiu człowieka – współczesnego pasibrzucha – tak zwany długi weekend – najpierw dostaje kociego rozumu – nie wie, co zrobić ze sobą – a potem psoci figle ciału swemu i duszy. To nic innego jak fakt, że ktoś niewolnikowi codzienności szarej zdjął na chwilę kajdany, odpiął smycz od obroży i teraz ma sam decydować, co robić, jak, gdzie i po co…

Liczyłem cichutko przy okazji tego akurat weekendu na namiastkę świętego spokoju i dawkę pisania – skończyło się na tym, że będę dalej kradł chwile i raczej się dorywał do pisania niż pisał – zaproszeń spędzania czasu (zapomnij o  samotności!) jest tyle, że można przebierać, a w każdym zapewnienie – jadła, napitku w bród!
Zgrzeszyłbym jednak bardzo, gdybym tutaj narzekał – nie będzie samotności, to będzie gwar i tłumek. Co tam? – będzie się działo! – pewnie będzie zabawa! – rozmowy o polityce, a nawet kłótnie przy stole, bo tam, gdzie polityka, to jak to tak bez kłótni!
Koniecznie trzeba zadbać, żeby spotkać się z najbliższymi, a reszta niech idzie, jak leci – czyli nie planować – z planowania najczęściej takie szopki wychodzą, że pożal się Boże – nie może być inaczej, gdy rzeczywistość styka się z wyobrażeniami. Wyobrażamy sobie, że będzie tak i tak, i niech tylko coś tąpnie, niech tylko coś nie wyjdzie, to zaraz taki foch (to nie ja!), że dzień cały w plecy. Lepiej nie planować i zdać się na łaskę Fortuny – dać się ponieść prądowi, choć z prądem płyną śmieci. Ale gdy tak świadomie dajemy sobie na luz – odrobina lenistwa w myśleniu nie zaszkodzi.
Niedawno, gdym zakładał, że zrobię swojego Gratka – rach-ciach i po robocie! – myślałem sobie wtedy, ale gdy przyszło co do czego, to nerwów sobie napsułem, a najbardziej wtedy, gdy mechanicy kolejni wynajdowali nowe przyczyny choroby Gratka i najchętniej całego by go wymienili. Doszedłem wtedy do wniosku, że statystyczny mechanik, statystyczny lekarz, hydraulik, ksiądz… ma w dupie klienta, pacjenta, owcę swoją wierną… ‑ ważne przy tym jest to, żeby na kliencie, pacjencie, owcy zarobić trochę grosza, a potem niech idzie w cholerę – robotę najlepiej tak zrobić, żeby szybko wrócił, bo przecież, jeśli nie wróci, nie będzie więcej zarobku.
Skończyło się na tym – sprawa mojego Gratka – że sam zakasałem rękawy i zrobiłem (przy pomocy innych) skubańca. Tak samo jest z naszym zdrowiem i zbawieniem naszym – jeśli potrafisz liczyć, to wiesz dobrze na kogo…

I całkiem z innej beczki, chociaż z tej samej głowy – dostałem od dobrej znajomej – powiem: Przyjaciółki! – takiego małego słonia z podniesioną trąbą. Podobno taki słoń szczęście straszliwe przynosi – jak baśniowa kacza ze szlachetnego metalu, siedmiomilowe buty – dość – kije samobije to już inny temat! Noszę tego słonika, bo mało miejsca zajmuje i co na niego spojrzę, to nie wiem czy przyniósł mi szczęście, ale mi przypomina moją dobrą znajomą – niech zatem w kieszeni siedzi, czasem obok różańca. Myśli jednak i takie temu towarzyszą – jaki człowiek jest głupi! – wierzy w takie głupoty – takie mosiężne słoniątko (wyobrażenie słonia) miałoby szczęście przynieść!? – prawda, że to głupie? A jednak, znowu „jednak”… Tak jesteśmy skrzywieni – myślę konkretnie o sobie – uogólniam po to, żeby nie być samotnym na tym szarym końcu – tak jesteśmy skrzywieni, że co krok, to zabobon albo wiara w coś, co woła o pomstę do nieba…
A nie mówiłem wcześniej, że przed długim weekendem człowiek spuszczony ze smyczy codzienności szarej dostaje kociego rozumu i figle mu w głowie? Ten wpis niech będzie dowodem – czego? – a kto to wie?! 
Kończę to bez poprawek - przypomniałem coś sobie....


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...