Wstałem dziś z bólem
głowy, jakbym Wielką Sobotę spędził nad butelką i nic innego nie robił, tylko
zapijał smutki, bynajmniej nie wodą z sokiem z cytryny, ale – jak mówią –
napojem bogów, czarodziejką, gorzałą…– tyle w nocy się działo. Błądziłem wśród
ciemności, rozmawiałem z synem, przychodzili umarli, wszystko mnie umacniało,
dodawało sił, może dlatego ból głowy tuż po przebudzeniu, bo w ciągu nocy
więcej, niż za dnia przeżyłem.
Myślałem siłą rzeczy
przez kilka ostatnich dni o nauczaniu Chrystusa, Jego misji na ziemi, Jego
jakby szaleństwie w dążeniu do zbawienia – takich rozbitków, jak ja – a przecież
On wiedział, On wiedział to, czego ja nawet pomyśleć nie umiem, nawet domyślić,
przeczuć, a co dopiero wiedzieć! Te rozmyślania – znów siłą rzeczy –
zaprowadziły mnie do Ewangelii, ale i „Jezusa nieznanego” Dymitra
Miereżowskiego, i jeszcze „Tajemnicy młodości i śmierci Jezusa” W.
Korabiewicza. Ten pierwszy to tytan we wspomnianej kwestii. Korabiewicz? – nie
mam jeszcze zdania o jego pracy. Trzeba to przetrawić, przemyśleć, potem mówić.
Teraz tyle tylko, że sprawa życia i śmierci Jezusa Chrystusa to nie jest
kwestia obrazków, kilku kościelnych formułek do pierwszej komunii, formułka
przed spowiedzią i całowanie stuły…, to sprawa – rzekłbym – dwóch światów –
ducha i materii – przenikających się światów, uzupełniających, z których myśl –
duch – idea wybija się na czoło. Jeśli mi będzie dane żyć jakiś czas między
ludźmi, to z pewnością powrócę do twórczości autorów i na swój ułomny sposób
będę ją promował – ułomny, bo cząstkowy i taki „niedouczony”.
Za oknem siąpi deszcz –
przez wielu oczekiwany, jakby świąteczna pora była odpowiednią, aby zeschniętej
ziemi zesłać wodę życia, uspokoić umysły żyjące z płodów ziemi.
Myślałem dużo ostatnio
o zakłamaniu jakimś, jakimś tępym ogłupieniu niektórych – ogłupieni są sami i
chcą ogłupić innych czy li tylko to gra, żeby ludzi urobić? – spłonęła była
ostatnio znana w Paryżu katedra. O Boże!, cóż za krzyk powstał – jakby na końcu
świata! – bogaci Europy zaczęli się wręcz ścigać, ile na odbudowę katedry
przeznaczają, ambony kościelne wręcz się rozdzwoniły, żeby ten niby-symbol
najszybciej odbudować, bo tego rzekomo wiara chrześcijańska wymaga…
Tak niedawno jeszcze
brakowało środków w bogatej Europie dla uchodźców z Syrii. Nikt nie lamentował
nad tym, że islamiści niszczyli w Syrii, Iraku dobra światowej kultury.
Jak do tej płycizny –
powszechnego dziś tak – europejskiego myślenia ma się niepojęta głębia
zmartwychwstania Pana? Jakie wnioski mogą nasunąć się niektórym? Mnie nasuwa
się ten – Książę tego świata nie próżnuje – o, nie! – wręcz nasilił działania!
I żebym nie zapomniał –
Wesołego Alleluja!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz