14 sierpnia 2015

Opowieść o kołku matołku

Chyba wszyscy Polacy znają bohatera stworzonego przez Kornela Makuszyńskiego, czyli Koziołka Matołka, co to do Pacanowa szedł i dojść nie mógł.
Z całej tej opowieści jednak wynika, że nie tyle o osiągnięcie celu chodziło, co o samą wędrówkę i co się po drodze działo z głównym bohaterem.

Pacanowo w potocznym myśleniu obrosło szeregiem pejoratywnych skojarzeń i dzisiaj bliżej mu do zadupia niż miejsca nadającego się do zamieszkania i życia.
Matołek natomiast stał się synonimem głupka; szczerego, pełnego dobroci prostaczka, który to pomoc innym na każdym kroku przedkładał nad osiągnięcie zamierzonego celu, czyli dotarcia do Pacanowa.
Ja jednak z innej beczki.
W realnym życiu trudno jest spotkać takiego Matołka. Za to bez problemy spotkamy na swojej drodze życia wszelkiej maści kołki, które zamiast tkwić w swoim płocie, stają nam na drodze i komplikują życie.
Mam dość bolesne doświadczenia w związku ze znajomością z jednym takim właśnie kołkiem!
Kołek ów prowadził i prowadzi działalność biznesową, choć nie potrafię zrozumieć, jak z takim myśleniem można w ogóle być biznesmenem. Wiem jednak, że są rzeczy na świecie, o których nie śniło się nawet filozofom.
Kołek ów wcale nie tak dawno postanowił sobie, że działalność będzie rozwijał i zwrócił się z prośbą do mnie, abym ponógł mu zrealizować kilka pomysłów związanych z bazą lokalową.
Pomyślałem sobie, skoro mam takie możliwości, to czemu facetowi nie pomóc! Obiecałem, że pomogę.
Od początku jednak kołek mnie wkurzał niemiłosiernie, gdyż zamiast zaplanować sprawę od początku do końca, to problem załatwiał po kawałku.
Wyszło zatem tak, że zamiast siąść do sprawy i załatwić ją, to myśmy siadali do każdego kawałka oddzielnie.
W ogóle facet był ciężki do współpracy, bo nic sobie wytłumaczyć nie dał i, jak to z kołkami bywa, wszystko wiedział najlepiej.
Skończyło się na tym, że pewnego ranka zapukali do moich drzwi smutni panowie i nie mniej smutna pani, przekopali mi mieszkanie, piwnicę i garaż, w końcu zabrali mnie do hotelu marnej jakości i z obsługą rodem raczej nie z Hiltona…
Co było dalej?

Napiszę niebawem!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...