26 grudnia 2017

Ale szopka!

Wierzcie mi, miałem o tym nie pisać, bo ktoś tam może poczuć się przecież urażony, ale im dłużej o tym myślałem, tym głośniej w duchu śmiałem się, aż w końcu pomyślałem, skoro mam się śmiać się głośno i wprawiać tym najbliższych w zakłopotanie albo zmartwienie o mój stan równowagi, siadłem do pisania, żeby rozładować napięcie. Podzielę się zatem z Wami moimi świątecznymi przemyśleniami.
Nie będzie tu mowy o żadnym konkretnym miejscu ani konkretnej instalacji na poły żywej, na poły sztucznej, ale najczęściej sztucznej na całego. Tak, tak, mam na myśli instalację szopki bożonarodzeniowej.
Zanim jednak do tego przejdę na całego, poruszę nieco inny rodzaj „szopki”, jaki zauważam w czasie tychże, jakże kolorowych i do granic przyzwoitości skomercjalizowanych, świąt Bożego Narodzenia. Mam na myśli „szopki” podczas śpiewania kolęd.

Zaznaczam od razu, że ja bardzo lubię niektóre kolędy i przez to wpisuję się poniekąd w „szopkę”, o której napiszę. Ale, wiadomo, czym skorupka za młodu nasiąknie, tym…
Weźmy na tapetę treść kolęd. Nie mówimy o warstwie leksykalnej i swoistych archaizmach, gdyż oryginalne zapisy w tego typu utworach to niekwestionowana konieczność. Poza tym to świetny materiał badawczy dla językoznawców.
I tak słyszę nieustannie ostatnio w telewizorni różnorakiej, jak jeden przez drugiego, tzw, artyści, ścigają się, jak szczury, żeby w jak najbardziej oryginalny sposób wykonać tę czy ową kolędę, w której treści jest całą masa głupot. Dajmy choćby Lulajże, Jezuniu, moja perełko… itd. Znacie tekst, a jak nie, to do roboty. Do czego zmierzam? Tę piosneczkę, zaliczoną do kolęd, mogłaby śpiewać Maria, Matka Jezusa, gdy ten, np. nie chciał zasnąć. My jednak już wiemy, że ten mały Jezus wyrósł na odważnego mężczyznę i w odwadze nieziemskiej oddał życie za grzechy takiego robaka, jak na przykład ja. A zatem w tym wymiarze ziemskim, cielesnym nie może być już mowy o żadnym Jezusku, a tylko i wyłącznie o Jezusie Chrystusie, Zbawicielu ludzkości.
To, co było, minęło, Jezus był kiedyś dzieckiem, ale dzieckiem być przestał, bo na męża wyrósł. To nie Jezusek malusieńki, choć taki był na początku, zbawił świat i nie Jezusek malusieńki przyjdzie w chwale (zgodnie z wiarą naszą) zwyciężyć wszelkie zło, ale Jezus, Zbawiciel, Pogromca Szatana. 
Albo ta kolęda: Bóg się rodzi, moc truchleje, Pan Niebiosów obnażony..., wiecie, jak to lecie dalej. I znów te nawiedzone panie, panienki i panowie artystami nazwani, wydzierają się na całe gardło.
Osobiście myślę, że Chrystus Zbawiciel musi się strasznie irytować, gdy słyszy takie semantyczne brednie. (Ktoś przy tym ma ubaw po pachy i cieszy się w przestrzeni duchowej.) Chrystus narodził się fizycznie, w ciele człowieka. Następnie w ciele człowieka umarł za nas śmiercią, której nikomu życzyć nie wolno. Stało się! Ale „Bóg się rodzi…?” Przecież Bóg był, jest i będzie. A my tymczasem w czasie teraźniejszym i tak co roku Bóg się rodzi…!
Nie, to się nijak nie da obronić – czas teraźniejszy, tryb niedokonany! Nie wiem, ale chyba nie da się tego słowami wyrazić. Jakkolwiek byśmy tego słowami nie ujęli, to i tak będzie nie tak! Co widać i słychać!
To raczej my, a nie On, rodzimy się w Nim nieustannie dobrą myślą, czynem, postanowieniem…. On był, jest i będzie. On JEST, który JEST!
My tymczasem jakiś czas przed BN, w czasie BN i jakiś czas po BN ryczymy: Bóg się rodzi… Gdzie? W naszej głupocie?
To tak, jakby ktoś mi ciągle co roku, w dniu moich urodzin wył: Marek się rodzi, będzie sobie żył jakiś czas i grzeszył… albo coś podobnego. Co powiedziałbym na to? Spieprzajcie głupole! Rodziłem się lat temu tyle i tyle, a teraz, co najwyżej, to mogę zaraz umrzeć!
A jeśli idzie o te artystyczne wykonania kolęd! Szkoda gadać! Już chłopaki od disco polo też się wzięli za kolędowanie. Jutro raperzy. Pojutrze techno, a jeszcze dalej… może maszyny, komputery, roboty? Co, maszynom nie wolno? W przestrzeniach ludzkiej głupoty wszystko jest możliwe.
No już słyszę wyraźnie: Czego się, głąbie kapuściany, czepiasz?
Dobra, kończę, ale skoro tradycja, to niech będzie tradycja.
I wcale się nie czepiam, tylko opisuję swoje przemyślenia na jakiś tam temat, w tym przypadku kolęd, a za chwilę szopek.
Jeszcze chwila. Tak samo śpiewają dziś pieśni Celtów, Majów, Azteków czy Galindów wielbiciele tych kultur, chcąc w ten sposób ocalić jakąś tam formę wyrażania człowieka wobec otaczającego go świata i jego duchowość sprzed lat iluś. Co to ma jednak wspólnego z prawdziwym życiem zewnętrznym i duchowym Celtów, Majów, Azteków czy Galindów? Powiedzmy, to takie hobby, a czasem sposób na życie. Ale czy wiara nasza jest rodzajem hobby?
Muszę tu urwać i wracam do szopki bożonarodzeniowej. 
Jak wiecie, szopki są różne. Jedne zawierają żywe zwierzęta inne figury z czegoś tam. Kombinacji może być wiele. Zostawmy to. Najczęściej jednak w naszych świątyniach spotykamy szopki z Jezuskiem w postaci lalki, kukły, nawet obrazka. Słowem: przedmiot. I leży ten przedmiot w równie sztucznym żłóbku, otoczony sztucznością zwierząt i innych postaci. 
Czujecie, jakie to straszne w sensie religijnym.
I lud wierny dorosły do tych szopek bieży, swoje dziateczki ciągnie za sobą, wszyscy klękają, modlą się, a czasem nawet całują coś tam. Dorośli mówią dziateczkom, zobacz, tam leży Jezusek, o widzisz, jaki malutki, a to jego Matka, a tamta figurka to Jezuska Tatuś, a tam Pastuszkowie, a tam gwiazdka z kartonu (pazłotkiem owinięta) świeci...
Ależ, Bracia moi i Siostry moja pobożne, uwierzcie mi, do Jezuska, który ponad 2 tysiące lat temu był zstąpił na ziemię w postaci narodzin z kobiety, leżącego na sianku czy nie, w stajence czy w jakiejś pieczarze, nikt się wcale nie modlił. Zjawili się Magowie, a jak kto woli - Mędrcy, oddali Mu pokłon, zostawili dary. Dary przydały się pewnie na emigracji w Egipcie. Można je było spieniężyć i przeżyć jakiś czas. Natomiast pokłon Mędrców może nam sugerować, że wiedzieli więcej niż my dzisiaj wiemy. Możemy się domyślać, skąd mieli taką wiedzę, skąd wiedzieli, gdzie iść i co robić należy.
No to ktoś już mi pali: Magowie się kłaniali, no to i my się kłaniamy!
No tak, odpowiadam skromnie, ale nie kłaniali się kukle, drewnianej figurce ani nie pobieżali za papierową gwiazdą.
Nie myślcie też, Bracia moi i Siostry wierzące ślepo, że Mędrcy do Betlejem zapalali taki szmat drogi, żeby się lalce ukłonić albo drewnianej figurze!
No a my zapalamy do najbliższej świątyni i bach na kolana przed Jezuskiem w szopce…
No i znów ktoś mi grzmotnie: Baranie, to taki symbol!
Bajka o symbolach (archetypach też) jest zgoła całkiem inna niż świątynne szopki i niech nikt mi nie mówi, że dziecięca lalka symbolizuje Jezuska, bo to strasznie płytkie.
(…)
No i co?
Nic!
Co roku od nowa odgrywamy tę szopkę, chociaż nie wiem, po co! Z roku na rok coraz barwniej i coraz bardziej wystawnie. Jakby od tego właśnie zależało wszystko.
A ile w tym wiary?
Ile w tym wszystkim ducha?
Narodziny Zbawiciela już się zdarzyły. Coroczne nasze szopki to religijny teatr, który z prawdziwą wiarą nie ma nic wspólnego.
(…)
Czy mam w domu choinkę?
A jak, w dodatku sztuczną! Ze sztucznymi jabłkami, z papierową gwiazdą, z bałwankami z papieru czy może styropianu, ze sztucznym światłem lampek.
Czy ta moja choinka coś symbolizuje?
Może tylko to, że jestem tandeciarzem. Jest namiastką symbolu skrojoną na miarę wiary człowieka początku XXI wieku. Jak świątynne szopki ze świętą Rodziną z plastiku.
(…)
Takie to były moje świąteczne rozmyślania podczas tych mijających świąt BN A.D. 2017.
PS
Wczoraj obejrzałem fragment ciekawej dyskusji pomiędzy przedstawicielami różnych religii na temat świąt Bożego Narodzenia. O tym jednak jutro.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...