29 grudnia 2017

Co w małej gminie piszczy...

Dobrze, gdy słyszę, że to i owo w małej gminie na końcu świata, gdzie świat się właśnie zaczyna, zostało zrobione. Dużo gorzej, gdy rozmawiam z ludźmi, jak to zostało zrobione. Czasem też sam doświadczam tego, jak robi się dzisiaj inwestycje w mojej przecież jeszcze gminie.
Jestem kopnięty, ale cieszę się z najmniejszej nawet inwestycji na terenie gminy.
Ale. No właśnie, ale.
Ostatnia inwestycja drogowa na terenie małej gminy, to budowa nawierzchni na niewielkim odcinku gminnej drogi.

Jak dobrze pamiętam, dokumentacja techniczna tejże inwestycji była wcześniej wykonana. Jakież zatem było moje zdziwienie, gdy zauważyłem, że całkowicie zmieniono przebieg drogi w obrębie skrzyżowania z drogą wojewódzką. Odcinek drogi gminnej przeprowadzono przez działkę, na której przed laty wysypywano śmieci. W przeszłości uporządkowaliśmy tę działkę i w ten sposób powstało kilkadziesiąt arów ciekawego placu do wykorzystania. W przeszłości nawet byli potencjalni nabywcy tej działki. Dzisiaj działeczkę tę przecięto nitką asfaltu, pozostawiając po bokach jakieś skrawki gminnej ziemi, której nie da się już teraz wykorzystać do niczego. No chyba, że znów pojawią się tam śmieci.
Przy tej budowie pozostawiono kilkadziesiąt metrów dawnego odcinka drogi. Nie wiem, co władza zamierza z nim zrobić. 
Zero wyobraźni. Aż boli!
Zastanawiam się też, ile betonu i na jaką głębokość zagęszczono teren pod nowy odcinek drogi biegnący przez stare wysypisko śmieci. Ciekawi mnie, jak bardzo podrożyło to inwestycję. Zwłaszcza, że „stara” nitka drogi była dobrze zagęszczono nawierzchnią szutrową.
*
Kto podpisuje się pod remontem kawałka drogi wojewódzkiej w kierunku miasta powiatowego? Zainteresowani znają temat. Kto lobbował takie rozwiazanie? Kto uzgadniał zakres robót? Dlaczego nie zamontowano barier na cieku wodnym? Dlaczego nie wykonano chodnika, choćby z jednej strony, dla mieszkańców Chmielewa? Przecież to tylko kilkadziesiąt metrów chodnika. Wszystkie miejscowości po tak zwanej drodze do powiatu już takie chodniki mają.
Pamiętam, jak ponad dwa lata temu jeden z radnych i nowy wódz zapewniali, że nawierzchnia na tej drodze będzie remontowana. Zaznaczyli wówczas, że remont rozpocznie się od wyrównania poboczy.
Radnemu się nie dziwię, że nie pamięta o sprawie. Może w sumie tamtą drogą dawno nie jechał. Wódz nowy jednak nijak tego nie widzieć nie może, bo do pracy i z pracy tę drogę właśnie przemierza.
Przecież zawsze władze gminne miały głos w WZD, w sprawie czy zakresie prac drogowych na terenie danej gminy. Zresztą władze poszczególnych gmin zabiegają nieustannie o tego typu prace.
W świetle tego, co zostało zrobione na terenie małej gminy na końcu świata, można zabiegi władz gminnych ocenić tylko jako porażkę. Trzeba się jednak cieszyć z tego, co jest. Nawet z tych 100 czy 200 metrów nowej nawierzchni drogi. Bez barier ochronnych na sporym cieku wodnym. Bez kilkudziesięciu metrów chodnika dla pieszych w obrębie wsi. Trzeba się z tego cieszyć zgodnie z zasadą – gdy się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma!
Czy o to jednak chodziło?
*
Spaceruję, czasem biegam, chodnikiem bezpiecznego ruchu, do którego budowy przyczyniłem się w skromności swojej i skuteczności ułomnej. Dostałem wtedy straszne cięgi od opozycji za to, że gmina partycypowała w kosztach budowy tego ciągu komunikacyjnego. 
Dzisiaj nowy wódz chwali się wymianą płytek chodnikowym na małym odcinku chodnika drogi wojewódzkiej i przyznaje, że gmina partycypowała w kosztach tej wymiany. I co? I nic. I wszyscy się cieszą.
Ale wracam do chodnika bezpiecznego ruchu do ulicy Smolniki. Ta budowa ma już swoje lata i miejscami coraz „głośniej woła” o remont. Władze nowej jakości jednak nie mają nawet chyba zamiaru, żeby miejscami tę drogę pieszych poprawić. Zresztą, pewnie niepotrzebnie się czepiam. Nigdzie przecież jeszcze nie ma wyrwy na chodniku i jeszcze nie ma takich dziur, żeby ktoś nogi połamał. Zatem wszystko chyba w porządku.
Pamiętam czasy, jak mieszkańcom (tym aktywnym) przeszkadzała wysoka trawa przy tym chodniku.
Dzisiaj nikomu nie przeszkadza to, że chodnik miejscami się zapada.
Trzeba czekać, aż się zapadnie.
*
Znajomy podczas jednej z rozmów zapytał: Marek, masz jakiś pomysł na gminę?
Czy mam jakiś pomysł? Odpowiedziałem pytaniem i dodałem: Mam całą masę pomysłów, bo to, co teraz się dzieje, to straszna miernota.
Przede wszystkim trzeba zacząć szybko odbudowywać poczucie wspólnoty gminnej wśród mieszkańców gminy. Rozsypka w tej dziedzinie, aż boli. I nadal postępuje. Nie ma gminy, jeśli wśród mieszkańców danego terytorium nie ma poczucia wspólnoty.
A jaką wspólnotę stanowią dzisiaj mieszkańcy małej gminy?
Czy mam pomysł na gminę?
To pytanie nie powinno być skierowane do mnie. Moje pomysły to ewentualnie niepewna przyszłość.
To pytanie powinno być nieustannie zadawane władzom nowej jakości, nowemu wodzowi i tym, którzy doradzają mu w zarządzaniu gminą.
*
Mieszkam jeszcze w małej gminie na końcu świata, gdzie świat się właśnie zaczyna. To taka figura stylistyczna, która wyszła spod mojego pióra. W cyklu narodzin i śmierci, w cyklu natury koniec zawiera w sobie element początku, a początek już jest „naznaczony” przyszłym końcem. To tak, jak z powiedzeniem, że człowiek od samych narodzin umiera, za każdym przeżytym dniem jest coraz bliżej swojej fizycznej śmierci, ale zarazem coraz bliżej nieznanego początku czegoś nowego. Przykłady można mnożyć.
Czy moja mała gmina leży na końcu, czy na początku świata? Podsumowując działania nowego wodza, czuję, że na samym końcu. Co wcale nie oznacza, że dla tych, którzy garściami czerpią w tego układu, leży ona na samym początku, a może nawet być i pępkiem świata.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...