Nie chodzi o
złośliwość, choć wolny od niej nie jestem. Tekst napisany jakiś czas temu pod
wpływem impulsu, emocji. Nie będę go zmieniał, choć już tej nocy chciałem. Niech
Idze, jak jest, jakim go „narodziłem”!
W samorządowej robocie
jednym z ważnych aspektów jest odpowiednie zorganizowanie dowozu uczniów do
szkół. Odpowiednia organizacja dowożenia to między innymi przejaw władz
samorządowych o dobro dzieci. W każdej mojej oświatowej wojnie z kuratorium
podkreślałem, że dowóz dzieci do szkół nie musi być udręką. Warunek to jednak
dobra organizacja tegoż dowożenia. Dowóz uczniów do szkół powinien być tak
organizowany, aby uczniowie jak najmniej czasu spędzali w drodze do szkoły i
aby ta droga dojazdu była jak najkrótsza.
To dość proste, jeśli
wódz gminy ma odrobinę wyobraźni, a radni robią swoją robotę, zwłaszcza ci, co
się rzekomo na oświacie znają.
Kto dzisiaj w małej
gminie na końcu świata pamięta mój pomysł rozpoczynania zajęć lekcyjnych o 820.
To było proste rozwiązanie, aby dzieciaki nie zrywały się skoro świt, żeby
zdążyć na autobus szkolny. Pamiętam takie czasu w gminie, gdy dzieci musiały
wstawać nawet po godzinie piątej rano.
Może to i dobrze, że
nowy wódz nie wie, że to mój pomysł, bo w swojej reformatorskiej fantazji
jeszcze pokusiłby się o zmianę godzin pracy szkół. Nie, nie, nie zrobiłby tego,
bo najzwyczajniej w świecie bałby się rodziców.
Dlaczego to piszę? Do
dzisiaj nie doczekałem się jeszcze dowodów na to, że reorganizacja gminnej
sieci szkół, jakiej wódz ze swoimi doradcami i sojusznikami dokonał, przyniosła
oszczędności. Mało, coraz to słyszę głosy (nawet z samej rady), że na płace w
oświacie zaczyna brakować. I skarżą się przy tym rządzący, że to wina rządu,
mniejszej subwencji i tym podobne bzdety. Nikt jednak już nie mówi o rewizji
regulaminów płac czy przydziałów godzinowych dla wybranych nauczycieli, bo to,
że tacy są, to chyba żadna rewelacja w małej gminie na końcu świata, gdzie
świat się właśnie zaczyna.
W trakcie reorganizacji
sieci szkół „zlikwidowano” przedszkole. Celowo piszę „zlikwidowano”, ponieważ przedszkole fizycznie istnieje, ale
pozbawiono tę placówkę autonomii, wrzucając ją do wora zespołu s-p. Wątpię, aby
zrozumiał to, co piszę, nowy wódz albo ci, którzy wodzowi podpowiadają. Dziś
słowo autonomia w małej gminie na
końcu świata, gdzie świat się właśnie zaczyna, jest puste jak dzwon.
Wracam do dowożenia, bo
obecna organizacja to kolejny przykład na to, jak nie szuka się racjonalizacji
wydatków w gminnej oświacie, a wręcz generuje coraz to wyższe wydatki. Jeśli
liczba uczniów w gminie się zmniejsza, to organ prowadzący powinien dążyć do
takiej organizacji dowożenia, aby po tę coraz mniejszą liczbę dzieciaków
jeździły coraz mniejsze samochody. A nie, jak to mamy dzisiaj w małej gminie na
końcu świata, gdzie świat się właśnie zaczyna, gdzie do dowożenia uczniów
wykorzystuje się wielkie autobusy, które krążą kilometrami, zanim zbiorą
wszystkie dzieciaki, a później je rozwiozą. W mojej gminie jest obecnie tak, że
kilkudziesięciu uczniów jedzie autobusem do miejscowości, z której dowożone
jest obecnie jedno dziecko. Ktoś by pomyślał, ale fajna wycieczka. Nie jest już
taka fajna dla tych, co muszą ją odbywać kilkaset razy rocznie przez kilka lat.
Prywatny przewoźnik ma
gdzieś czy jego auta jeżdżą dziesiątki, czy setki kilometrów po gminie. Ma to
gdzieś, że dzieciaki wożone są kilometrami tam i siam. Prywatny przewoźnik ma
przecież płacone za przejechany kilometr i on może dzieciaki gminne wozić
dosłownie w kółko.
Na tym polega
„skracanie” drogi dowozu uczniów do szkoły i „skracanie” czasu tegoż dowozu, no
i przy tym odwozu?
Kto rozpisywał
przetarg?
Kto ustalił w
specyfikacji wielkość pojazdów?
Kto ustalał trasy?
Kto kalkulował liczbę
dzieci do dowożenia w następnych pięciu latach? (Spokojnie można to zrobić.
Trzeba tylko zajrzeć do wskaźnika urodzeń w gminie.)
Dyrekcji szkół wydaje
się to zupełnie obojętne.
Komisja oświaty milczy,
nie kalkuluje, nie sprawdza.
W ogóle nikt nie
sprawdza. Ciekawa sytuacja!
Czy
komuś jednak dzisiaj z rządzących małą gminą na czymś zależy poza własnym
interesem?
Domyślam się, jaki jest
tok myślenia tych, co dzisiaj organizują dowożenie uczniów do szkół w gminie.
Im większe samochody, tym mniej kierowców i tym taniej.
Jeśli tak, to głupiej
już nie można.
Jeszcze o tym napiszę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz