Miałem pisać i o
gazetce gminnej, i o dowożeniu. No i napiszę, chociaż tylko po trosze. Może,
żeby mieć z głowy, bo coś zapowiedziałem, ale, wierzcie mi, to będzie moja
droga przez mękę.
W mojej małej gminie na
końcu świata, gdzie świat się właśnie zaczyna, dzieje się tak, że ze śmiechu
przytyłem. Nie wiem, kto rządzi gminą i kto, kim rządzi w gminie. Jedni się
skarżą na to, że inni im nic nie pozwalają robić, odsuwają ich od wszystkiego i
tym podobne bzdety. Co taki gminny wódz może ludziom zakazać? Jeśli chcę ludziom
pomóc i mam możliwości, to pomagam i żaden gminny dupek nic mi nie może
zabronić. Natomiast takie tłumaczenie jest fajne do tego, żeby nic nie robić i
żeby robić tyły temu czy owemu.
Zauważam, że ostatnio w
mojej małej gminie to ci, co mogą coś zrobić, nie robią tyle, co trzeba. Jedni
mówią, że nie ma kasy, bo gmina zadłużona. Inni, że jeszcze inni na nic im nie
pozwalają. I jednym i drugim kopa w przyszłych wyborach.
Jak mieszanka, to
mieszanka.
W ostatnim numerze
gminne Nowiny podobał mi się pomysł
rozmowy z jednym mieszkańców gminy i wspomnienia o tym, co było, a co jest
obecnie. To dobre, mądre i ciekawe, bo nie ma chyba nic ciekawszego, niż
wspomnienia ludzi, którzy swoje przeżyli. To dobry pomysł i bardzo ciekawy. Ale
koniecznie musi pomyśleć o tym, żeby nie powtarzać po miesiącach tego, co już było,
tylko skupić się, no właśnie, może na takich wywiadach. Jestem za, jak nic.
Jeśli o organizację gminnego
dowożenia uczniów do szkół idzie, to napiszę tylko tyle, że głupiej tego nie można
było zorganizować. Jedni powiedzą, nie pozwolili mi, inni, że lepiej nie mogli,
a jeszcze inni pewnie, że tak jest właśnie super.
Można rozpisać koszty eksploatacji
pojazdów, koszty wynagrodzenia pracowników (A tak na marginesie – opiekunowie w
autobusach to koszt przewoźnika czy gminy?), trzeba koniecznie rozpisać wskaźnik
urodzeń w ostatnich latach w gminie, przeanalizować liczbę uczniów w poszczególnych
miejscowościach i nową organizacje gminnej oświaty po likwidacji gimnazjów. I można
myśleć o „prywatyzacji” niektórych tras dojazdu, ale żeby oddawać całą sprawę dowożenia
uczniów do szkół prywatnemu przewoźnikowi, to albo głupota, albo niemoc władz gminnych.
Mnie to się w głowie nie
mieści. Tam, gdzie potrzeba szybkiej decyzji, jak choćby przy budowie nawierzchni
dróg, władze gminne przeciągają sprawę do granic cierpliwości, a później, gdy stają
pod murem, płacą więcej niż trzeba; a przy przetargu na dowożenie uczniów do szkół,
bach, i sprawa podpisana od razu na trzy lata.
Wiecie, co by krzyczała
moja opozycja jeszcze kilka lat temu? Krzyczałaby – Wziął w łapę i przetarg podpisał!
Zróbmy
tak. Jeśli wódz się obrazi na to moje pisanie, to niech mi dostarczy umowy i koszty
tych umów, a ja mu udowodnię, że podpisane przez niego umowy kosztowały i będą kosztować
gminę więcej, niż wszystkie odsetki zaciągniętych za czasów mojego wodzowania kredytów.
I jeszcze Wam zdradzę, nie
zrobi tego, co wyżej.
Dlaczego?
Odpowiedzcie sobie sami!
I na marginesie.
Jeszcze
takiej głupoty w zarządzaniu i rządzeniu małą gminą na końcu świata, gdzie świat
się właśnie zaczyna, nie było!
Ale
czy nie będzie!?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz