Wypieram z siebie myśl, że
podjąłem decyzję o sprzedaż swojego Zadupia. Wiem jednak, że w życiu trzeba
umieć rezygnować z marzeń. Żeby siebie pocieszyć, ukułem mądrość na swoją
miarę, że życie jest nieustanną rezygnacją z czegoś tam na czegoś tam rzecz.
Ależ to mądrze zabrzmiało,
nieprawdaż? Wiem, że można jeszcze głupiej, ale nie o tym chciałem. Wiecie, dom
czy Zadupie, to jak samochód czy jakaś tam inna rzecz, bez której można
spokojnie żyć. A wartość tych rzeczy staje się tym mniejsza, im ważniejsi stają
się ludzie tuż obok stojący.
Chciałem natomiast o tym,
że Zadupie to fajne miejsce, zwłaszcza gdy ktoś lubi niespodziewane wizyty.
Któregoś tam dnia zmywałem naczynia i w pośpiechu postawiłem umytą miskę na
stoliczku i, hejda, do domu. Wracam tam następnego dnia, myślę sobie, miska już
chyba wyschła, to trzeba ją odstawić do reszty naczyń. Odnoszę miskę, a tam
szczypawka, czyli skorek we własnej osobie, ale jakiś kontuzjowany. A jak, w
pośpiechu, kiedym umytą miskę na stoliczek kładł, tom skorka krawędzią tej
miseczki wpół nakrył i teraz biedak kręcił się w kółko, bo mu chyba coś z
kręgosłupem (nie wiem czy ma) się stało. To ten stworek na zdjęciu. W końcu
jednak się jakoś tam pozbierał i powędrował swoja drogą.
Innym razem żona zakłada
letni but i nagle krzyczy. Cholera, myślę, co się stało? Jak to co, skorek
wlazł sobie do jej buta i zamieszkał tam, a ta zła kobieta nie tyko pozbawiła
go przytulnego mieszkania, to jeszcze wrzasku przy tym narobiła i zanim zdążyłem
zareagować skorek dostał taki strzał, że nie było co dzwonić na 999 czy na 112.
Rzuciłem gadkę, że nie zabijamy tu nic, co nam w drogę nie wchodzi i nie
przeszkadza żyć. Przyjęto moją gadkę i obiecano stosować się do zasady.
To jedna z wielu wizyt, a
raczej jedno z wielu spotkań z mieszkańcami Zadupia. Zawsze, gdy zdarza się coś
takiego, jak ze skorkiem przyciśniętym miską, jestem pełen podziwy dla tych
stworzeń i ich woli życia. Pomyślcie tylko, 24 godziny leży wam coś ciężkiego
na plecach, spod czego nie możecie w żaden sposób się wydostać, a jednak nie
poddajecie się. pewnie nawet na moment nie tracicie wiary, że za chwilę coś się
wydarzy, co was uwolni, jak choćby to, że pojawi się taki, jak ja, i podniesie
ciężar. Co wtedy zrobił skorek? Od razu włączył mu się instynkt zachowawczy i
ruszył z kopyta, żeby ukryć się jak najdalej od miejsca, w którym spotkało
niespodziewane. Pokręcił się trochę w kółko, jak oszalały (może z radości), ale
szybko odzyskał równowagę.
Może to zabrzmi głupio i
dziecinnie, ale to moi mali nauczyciele życia. Z takiego spotkania, jak to ze
skorkiem, więcej wynoszę, niż ze spotkań z niektórymi ludźmi.
Niektórzy ludzie wierzą,
że skorek może wejść do ucha (może), przegryźć błonę bębenkową i dostać się do
mózgu (nie może). Samy wyglądem to małe stworzonko budzi w ludziach lęk i gdyby
skorek był większy, to lęk ten byłby proporcjonalnie do jego rozmiarów większy.
Skorki lubią wciskać się w różne zakamarki, włażą do butów czy też chowają się
pod garderobą. Żywią się powolnymi owadami. Nie gardzą też padliną. Kwiatom
mogą wyrządzić szkodę. Jednak mają swoje zalety i nie ma co tłuc ich przy lada
okazji.
Nie ma się też co bać ich
cęgów, szczypiec. Krzywdy nam nimi nie zrobią. Użyją ich w stosunku do ludzi
tylko w skrajnych sytuacjach zagrożenia.
Jeszcze później nocą, kolejny
skorek złożył mi wizytę i próbował dowiedzieć się, co tam piszę. Złapałem gościa i na chwilę umieściłem w prowizorycznym więzieniu o przeźroczystych ścianach, żeby lepiej przyjrzeć się temu pięknemu stworzeniu.
Nie wiem, czego
się dowiedział i jakie wrażenie zrobił na nim ekran komputera. Ja byłem z tych kolejnych odwiedzin zadowolony.
Skorka już znacie.
Kto następny?
Spokojnie!
Sam się muszę zastanowić,
choć chyba mam już pomysł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz