W
trakcie pisania pracy magisterskiej natrafiłem na stwierdzenie, że Życie jest
starsze niż Śmierć. To takie proste, że aż trudne do wypowiedzenia – Życie było
pierwsze niż Śmierć. Żeby Śmierć mogła zaistnieć na ziemi, musiało przed nią pojawić
się Życie.
Skoro
na początku było Życie, to i na końcu też musi Życie być, zgodnie z symboliką mitologicznego
węża czy okręgu.
Nie
ukrywam, że lubię okres Wszystkich Świętych – cmentarze pełne ludzi, pełne
nadziei, wiary kulejącej, pełne wspomnień i słów niewypowiedzianych w
odpowiednim momencie, bo myśleliśmy, że jeszcze zdążymy.
Lubię
ten smutek poważny, to czuwanie i ogień, przez który każdy przejść musi, żeby dotrzeć
do siebie.
W
tym czasie niewielu wątpi, że Bóg rozwiązuje sprawy życia i śmierci, że jest
tym, który daje i który odbiera, że jest prawdziwie szafarzem naszego losu.
Nie
jesteśmy jedyni w Naturze, którzy opłakują swoich zmarłych, którzy ich grzebią,
którzy nad nimi czuwają. Ale na pewno jesteśmy niepowtarzalni, jeśli idzie o
takie właśnie wspominanie zmarłych.
Nauka
mota się w tej kwestii. Jedni twierdzą, że grzebanie zmarłych to obyczaj mający
jakieś 40 tysięcy lat. Jednak odkrycia archeologiczne dobitnie wykazują, że i
sto tysięcy to ciągle mało. A odkrycie czegoś na zwór grobu sprzed ponad trzech
milionów lat, to już w ogóle namieszało w tej materii niesamowicie.
To
jednak tylko potwierdza fakt, że pogrzeb, pochówek i tym podobne obrzędy mogą
być tak stare, jak stary jest człowiek. I w sumie to nie jest nic szczególnego.
Podobnie przecież czynią słonie, szympansy czy delfiny, choć ciał zmarłych
współbratymców nie grzebią. Ale już jedna z rodzin kretoszczurów grzebie
zmarłych osobników gatunku. Nie da się jednak tego w żaden sposób porównać z
zachowaniem człowieka. Po krótkim akcie rozpaczy, czuwania i smutku zwierzęta
te porzucają martwe ciała osobników i żyją dalej. Nie ma mowy wspominaniu czy
też roztrząsaniu przeszłości.
Kto
przy tym wie czy właśnie w tym nie są bliżej Stwórcy niż my. W tym właśnie, że
nie roztrząsają przeszłości, nie starają się zawrócić rzeki czasu, nie
pochylają się niepotrzebnie, nie zajmują tym, co już było.
Nie
sposób nie zauważyć, że w Polsce ostatnio jest jakoś tak dziwnie, że żywi częściej
niż często kłócą się o zmarłych, różnią się miedzy sobą o sprawy ludzi zmarłych
i to jest bardzo smutne, to bardzo, bardzo przykre.
Po
co pisać o śmieci, skoro to takie oczywiste. Jedyna pewna sprawa na tym ziemskim
padole. Musze jednak napisać o tym, co mnie rozśmieszyło. Będąc w jednym z biur,
przeczytałem informację o tym, żebym nie prowokował swojego losu i ubezpieczył się.
ubezpieczył się przed czym? Zapytałem siebie. przed czymś, co jest pewne i nieodwołalne?
A jeśli moja wiara jest moim ubezpieczeniem, to czy potrzeba mi jeszcze jakichś
innych polis?
Wiem,
wszystko sprowadza się do pieniędzy, jakie bliscy otrzymaliby po moim zejściu. Ja
jednak pojmuję to tak, że żadne pieniądze nie wynagrodzą mi straty tych, którzy
już odeszli. Nie cierpię tej ludzkiej gadki o jakimś zabezpieczeniu materialnym.
To puste i przyziemne. Nie chcę, aby tak myśleli moi synowie, w ogóle moi bliscy.
Będzie,
co Bóg da.
I
niech tak zostanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz