No
i będzie tekst ogólnikowy, że strach. Wspominałem o tym, a teraz realizuję.
Wspominałem też o tym, że nie czytam Biblii, żeby ją potem cytować, gdzie się tylko
da, a przy tym bezmyślnie i bezrefleksyjnie. Nie czytam Biblii po to, żeby
uczyć się jej fragmentów albo stronic na pamięć. Nie o to w tym wszystkim
chodzi, ale to tylko moje zdanie.
Wiem,
że znów będzie chaotycznie, ale inaczej się nie da.
Tylko
durnie i ignoranci są święcie przekonani, że zrozumieli Słowo albo wiedzą, co w
trawie wiary piszczy. Nie brakuje jednak takich, co wiedzą w tej bajce wszystko
i są święci za życia.
Ja
wiem tylko tyle, że przez wieki całe człowiek strasznie się trudził, żeby
zniekształcić Słowo, żeby Słowo zawłaszczyć, przerobić, dopasować, zaprząc do
własnych celów, na swoje potrzeby…
Jakiś
czas temu otrzymałem dość ciekawy tekst na temat tego, jak to „po drodze”
hebraizowano Biblię i przy jej tłumaczeniu sięgano nie tyle po najstarszą
spisaną wersję, czyli septuagintę, a więc pisma greckie, tylko po tzw. Kodeks
Leningradzki.
Nie
będę się tu rozwodził nad tymi źródłami, bo to ani miejsce, ani czas na to. Zresztą,
jak wspominałem, będzie ogólnikowo.
A
tak na marginesie czy jeszcze tam czymś – Nie
przyszło Wam nigdy do głowy, że kolejny już tam przekład Biblii może się tak
różnić od pierwotnej wersji, że cytując ten przekład, powtarzacie głupoty albo
jesteście tylko narzędziami Złego, któremu na rękę takie klepanie zniekształconego
nie wiadomo w jakim stopniu Słowa?
Dziś
już nie sposób sprostować czy wyjaśnić wszystkich przeróbek, niedociągnięć,
przemilczeń czy wręcz fałszowania Biblii. Często tłumaczeń dokonywano na
potrzeby chwili, a i na potrzeby określonych grup społecznych czy całych
narodów.
Kto
tego jeszcze nie wie, to powinien szukać!
Internet
dodatkowo daje dzisiaj niesamowite możliwości szerzenia nawet najgłupszych
informacji na temat Biblii. Śledząc wypowiedzi na ten temat, nie sposób nie stwierdzić
z pokorą, że nie da się dzisiaj ogarnąć wszystkiego, a Słowo, z Bożym włącznie,
traktuje się instrumentalnie, jak chyba nigdy dotąd.
Oczywiście
to tylko jeden punkt spojrzenia na problem. Inny to fakt, że to samo internetowe
forum może służyć do czegoś zupełnie odwrotnego. I służy. Znów trzeba szukać.
Moim zdaniem, zaiste, potrzebny nam
dzisiaj jakiś biblijny akt destrukcji totalnej na wzór potopu, bo niszczenie
miast oglądamy na co dzień, na co dzień też widzimy przykłady egipskich plag i
nie robi to na nas już żadnego wrażenia. Dopóki
piorun nie trześnie w drzewo w naszym ogródku, to trudno nam przyjdzie
zrozumieć, że ta cała cywilizacja konsumpcjonizmu to straszna ściema.
Dlatego
dosłowne cytowanie dzisiaj któregoś tam z przekładów Biblii mija się, moim
zdaniem, z celem, gdyż nieopatrznie przy tym cytujemy, a przez to powielamy i
utrwalamy nieścisłości kolejnych przekładów, a nawet świadectwa zafałszowania,
zainfekowania jakimś doraźnym, niedoskonałym czynnikiem ludzkim, tej Księgi.
Chrystus
nie cytował dosłownie, w naszym rozumieniu, pism, tylko powoływał się na pisma,
odwoływał się do ich treści, przywoływał obrazy, żeby w ten sposób uzasadnić
swoje wypowiedzi, żeby uzmysłowić słuchaczom, że jego słowa wypełniają pisma,
idą dalej niż pisma, są powiązane z tradycją, są dopełnieniem planów Boga wobec
swojego stworzenia; nie są wyrwane z kontekstu historii religii, po ludzku
mówiąc.
Gdybym
był istotą pozbawioną ciężaru ciała, czasu i przestrzeni, wiedziałbym dużo
więcej.
Gdybym
był istotą pozbawioną ułomności ludzkiego myślenia, powiedziałbym Wam to, co w
trawie wiary prawdziwej piszczy!
Ale
jestem ułomny i co najwyżej, to mogę tak, jak mnie podobni, bić w tym temacie
pianę i, przyznaję z pokorą, biję jej co niemiara. Mam przy tym nadzieję, że
szczerości w tym więcej i więcej dobrych intencji niż zwykłej ludzkiej głupoty
– kolejnego ciężaru.
Cały
czas piszę o wszystkim, tylko nie o tekście, który otrzymałem. Cieszę się z
tego, że tekst ten dostałem, bo znów ktoś kolejny raz uświadomił mi, że trzeba
naprawdę niemało błądzenia, żeby drogę odnaleźć, drogę do wąskiej bramy; że nie
ma prostych recept, które inni nam dadzą; że trzeba samemu szukać tylko swojej
drogi, bo tyle jest dróg zbawienia, ilu ludzi próbujących znaleźć ziarenko
wiary!
Tekst
„podesłał” mi Znajomy z fb.
Autor
tekstu dowodzi, że na przestrzeni wieków dokonano kłamliwej hebraizacji zarówno
Biblii, jak i pism okołobiblijnych. Wszystko to miało mieć na celu zasłonięcie
przed ludźmi prawdy biblijnej przedstawionej w septuagincie, która, zdaniem
autora, jest pierwotna w stosunku do innych tekstów, a które z kolei są dzisiaj
podstawą tłumaczeń i interpretacji Biblii.
Następnie
rozwodzi się autor nad pochodzeniem języka hebrajskiego, mówi dużo o języku
judeo-aramejskim i dochodzi do wniosku, że Chrystus, jak nic, mówił przede
wszystkim po grecku, którym, z powodu okupacji rzymskiej w jego czasach, w
Palestynie powszechnie się posługiwano.
I
skrótowo – Nowy Testament został pierwotnie napisany po grecku, stąd inna jego
nazwa Chrześcijańskie Pisma Greckie.
Jednak
kolejne edycje i tłumaczenia Biblii wcale się na pismach greckich nie opierały;
opierały się natomaist o inne źródła, które miały za zadanie przede wszystkim
zakłamać Biblię i wmówić światu, że to przede wszystkim w języku hebrajskim
spisano Pismo Święte.
I
autor logicznie wnioskuje, że gdyby w czasach Chrystusa w powszechnym użyciu
był język staro-hebrajski, Nowy Testament byłby spisany w tym właśnie języku.
W
tekście nieźle oberwali Ojcowie Kościoła, ponieważ to oni, zdaniem autora, w
przekładach i tłumaczeniach zainfekowali septuagintę aramejskim Tetragramem.
Tekstem
podstawowym do dzisiejszych tłumaczeń Biblii jest tak zwany Kodeks
Leningradzki, datowany na rok tysięczny. Jest on o jakieś 1285 lat młodszy od
greckiej septuaginty, która może pochodzić nawet z 285 roku p.n.e, oczywiście w
odniesieniu do niektórych części Starego Testamentu.
I
autor stawia pytanie: Dlaczego tłumaczy się Biblię ze skażonych tekstów?
Przyznacie, że mocne i ciekawe pytanie. Ciekawe, ilu tak pyta i ilu docieka? Może dlatego wąska jest brama i tak niewielu
wchodzi przez nią… Może dlatego, że niewielu przez nią chce wejść, to i jej
szerokość jest taka, a nie inna?
Ja
podczas lektury Biblii nie wnikam w to czy tekst na przestrzeni wieków został
skażony, tylko czekam na światło, szukam wskazówek. Jeśli będzie mi dane, to
żadne wysiłki przeróbkowe człowieka na przestrzeni wieków na nic się zdadzą.
Autor
tekstu nie bez kozery uzasadnia swój punkt widzenia tym, że greka w czasach
Chrystusa była powszechna, posługiwali się nią Rzymianie, a zatem septuaginta
jest wiarygodna i powinna być podstawą wszelkich tłumaczeń i opracowań Biblii.
Nie sposób nie przyznać poprawności takiemu tokowi dedukowania. I krzyczy autor
tekstu – Chrystus nigdy nie wypowiedział
fałszywego imienia Boga Yahweh. Ani on, ani jego uczniowie.
I
cytat z tego tekstu: Szukanie prawdy o
Biblii i Bogu w Synagodze Szatana można porównać do szukania Prawdy u… Judasza.
A
ja mam własne zdanie na temat Judasza. Nie jest on dla mnie jednoznacznie zły.
Co byśmy zrobili z tym całym dziełem zbawienia, gdyby nie zdrada Judasza? Co
byśmy wiedzieli o sobie, gdyby nie czyn Judasza albo zaparcie się Piotra? Nie
wiemy, zaiste, dlaczego Bóg mu taką rolę wyznaczył? Dla nas to rola okropna,
godna potępienia. Ale jaka to rola w wymiarze pozacielesnym?
Zdaniem
autora byli i są ludzie, którzy rozumieli Biblię. Jedynie Judejczycy, apostołowie Isusa i Jego uczniowie rozumieli
Biblię. Reszta to Synagoga Szatana.
I
znów wtrącę swoje trzy grosze. Apostołowie
to byli prości ludzie, których olśnił Bóg. Oni nie musieli rozumieć Słowa, ono
zostało im objawione. Wiara nie ma nic wspólnego ze rozumieniem. Jest darem.
Można wierzyć w Boga, który JEST i być
o tym święcie przekonanym, nie przeczytawszy Biblii.
Synagogą
Szatana określa autor złych ludzi podających się za Żydów. Zdaniem autora są
oni częścią apokaliptycznej Bestii, która przejmie nagle władzę nad całym
światem po zniszczeniu Wielkiej Nierządnicy, czyli Watykany i papiestwa.
A
później, że Paweł to fałszywy apostoł, zamiennik Judasza.
I
znów mam inne zdanie. To chyba na tym polega. Trzeba mieć własne zdanie. Nie
nazywam Pawła apostołem, gdyż dla mnie nim nigdy nie byli. Apostołowie dla mnie
to drużyna dwunastu. Jeszcze ci, których Mistrz wcześniej po świecie rozesłał.
Ale jest dla mnie Paweł narzędziem w ręku Boga, który, jeśli chce, może z
kamieni dzieci wzbudzić Abrahamowi, a co dopiero człowieka odmienić o 360
stopni.
W
wielu miejscach nie sposób nie przyznać racji autorowi, jak choćby w momencie,
gdy ccytuje księgę Joela i podaje adres cytatu 3:24. Nie zaznacza tego, ale ja
zakładam, że cytuje za przekładem z pism greckich. W Biblii Tysiąclecia
odnajduję ten fragment księgi Joela pod adresem 4:19-21. A zatem inna numeracja
rozdziałów. Co mogło jeszcze po drodze ulec zmianie albo przeróbce? Tego nie da
się już pewnie ustalić.
Trzeba
wsłuchiwać się w siebie i tam szukać odpowiedzi na te i podobne pytania.
Przecież samo szukanie to jeden z nakazów Mistrza – szukajcie…
Biblia,
jak na księgę świętą przystało, jest skarbnicą symboli. A interpretacje ksiąg
prorockich to kosmos. To bajki dla bardzo dorosłych dzieci.
Tekst,
który otrzymałem jest dla mnie przykładem chrześcijaństwa walczącego.
Moim
zdaniem, nie tędy droga. To mi przypomina spotkanie Jezusa z Piłatem, gdy ten
pierwszy mówi, że gdyby Jego Królestwo było z tego świata, to…
Wszystko
dzieje się w kosmosie naszego umysłu, naszego serca, ducha naszego… Tam trzeba toczyć
walkę.
Dzisiaj
kwestie związane z Biblią, jej tłumaczeniem, źródłami, z jakich korzystają tłumacze…
są tak skomplikowane, jak tylko człowiek potrafi to skomplikować przez całe setki
lat. Nie wiem, przy tym czy to nie kolejna sztuczka albo celowe działanie tego,
któremu to na rękę.
Nie
ulega jednak wątpliwości, że cieszę się. Otrzymany tekst wzbudza wiele emocji i
pobudza myślenie. Zapala w głowie lampki, czasem w kolorze czerwonym. I jeszcze
jedno, można stwierdzić przed sobą, jak mało wiem!
Takie
teksty to tematy do przemyśleń, rozmyślań, a nie do pisania. Pewnie dlatego tak
trudno pisało mi się o tym. A może trudno dlatego, że to naprawdę istotne?
Nie
wiem.
Ja
tylko wiem, że wiem mało! A to, co wiem, to NIC prawie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz