O tym chcę pisać, jak to w
telewizji ostatnio często słyszę, że pewna Hanna nie ma żadnej ochoty stawiać
się przed jakąś kolejną komisją i o tym, jak to się ludzie różni różnie
domyślają, dlaczego to ta Hanna stawić się tam nie chce. Jedni, że boi się,
inni, że to jej taktyka, jeszcze inni, że przecież tak jej kosmici kazali.
Mówią też, że się boi, żeby w nerwach swoich nie zaszkodziła sobie albo i
jeszcze innym. Mówią jeszcze, że boi się, że ci, co w komisji siedzą, ukażą
światu jakieś kompromitujące Hannę sprawy.
No to ja się już pytam: A co
robią teraz? Co oni dotąd robili, jak nie ujawniali przede wszystkim
kompromitujących Hannę spraw?
I jeszcze usłyszałem, że ta
pewna Hanna publicznie powiedziała taką oto rzecz. W jej urzędzie kilku urzędników stworzyło organizację, coś na wzór mafijny, związek kilku ludzi. Darli ci
ludzie kasę na reprywatyzacji i wciągali w to innych. Ilu? Tylko Bóg wie!
No i ten, co to mówił, że
Hanna się przyznała, jak nic, do tego właśnie, że ona nad całym urzędem
sprawowała nadzór i to ona jest winna, że ktoś buty szył, kamienice sprzedawał
niezgodnie z polskim prawem, że ktoś nieboszczyków uwłaszczał i inne
bezeceństwa.
Nie tylko w wielkiej Wawie takie rzeczy się działy. W mojej małej gminie na końcu świata,
gdzie świat się mój właśnie zaczyna, już na początku lat 70. ubiegłego wieku
kilku ludzi z wyobraźnią wywłaszczyło zmarłą i spoczywającą już czas jakiś w grobie ciocię mojej znajomej.
Ale wracam do sprawy. I
dziwił się ten mówiący bardzo źle o Hannie, że Hanna nie zaprzecza, tylko
potwierdza jeszcze, że w jej biednym urzędzie takie rzeczy się działy, o jakich
wielu agentom sprzedaży nieruchomości nie śniło się nawet. No i że Hanna przyznała, że nie widziała tego, jak ci niedobrzy ludzie w jej urzędzie działali.
No to ja znów się pytam.
Kogo?
Ściany, a kogo mam pytać?
Jeśli prezydent najjaśniejszej naszej
przyznaje, że na polskim podwórku, które jest takim dużym jego przecież terenem
sprawowania władzy, działa związek ludzi, krótko mafią zwanym. To prezydenta za
to, że wie o takim związku, o takim czymś się dowiedział, też zaraz trzeba
obwinić, że na jego terenie takie bezeceństwa? I dalej, jechać po nim, że się do tego przyznaje i bije się przy tym w piersi, że wcześniej o tym nie wiedział.
Ten mówiący na Hannę tak źle
i nieprzyjemnie pewnie myśli – przepraszam – przecież on raczej nie myśli – jeśli
bowiem zakłada, że pracownik czy dwóch chce w urzędzie wykręcić jakiś niecny
numer, to nadzorujący szeryf musi o tym wiedzieć, bo nadzór sprawuje, nie
wiedzieć nie może. Tak właśnie myśląc mówiący potwierdza, że nie myśli. Bowiem
ludzie robiący takie numery, robią przy tym wszystko, żeby nikt się o tym nie
dowiedział, nie tylko nadzorujący. To tak działa od wieków, mówiący o tym wie,
bo tak też się działa w partiach. Nikt tylko o tym nie mówi. A mówiący gra i urabia publikę.
Co za dupek?
Boże, pokarałeś człowieka!
Czy ja bronię Hanny?
Bynajmniej!
Po prostu nie lubię nagonki
i sytuacji, gdy jakiś dupek mający ochotę wielką na stołek jakiś konkretny
czuje nagle krew i kąsa bezwzględnie. Obnaża przy tym swoje zapędy i płytsze
niż płytkie w odniesieniu do eschatologii aspiracje.
Przerabiałem to w życiu z
kilkoma dupkami i wiem, jacy potrafią być perfidni i zakłamani. To prawdziwe
białe kruki ludzkiej podłości i obłudy. Nie ma co sobie krwi takimi burzyć.
Z całej zadymy
prywatyzacyjnej i innych polsko-polskich afer wynika jasno, że tam, gdzie
pieniądz śpiewa, serce milknie (Nie wiem czy to przypadkiem nie przysłowie
rodem z Sycylii.) i można zapomnieć szybko o takich wartościach, jak miłość
bliźniego, empatia, honor czy uczciwość.
Kurwimy się nieustannie w
tym świecie wykreowanym na miarę naszych aspiracji i dążeń. Kurwimy się dla
stanowisk, pieniędzy, posiadania coraz to nowych dóbr materialnych.
Szkoda gadać, ale krzyczeć
trzeba na świadectwo, parafrazując dość dowolnie słowa księdza Madeja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz