Pisałem przez dwa dni o tym, jak to niektórzy z
moich bliskich znajomych pozbawiają się na własne życzenie godności,
dobrowolnie rezygnują z wartości, za którą wielu umiera i której nikt
człowiekowi nie może odebrać. Godność to bogactwo jednostki. To gwarancja, że w
lustrze widzimy siebie, a nie kogoś, z kim nam nie po drodze. A robią to wszystko
po to, aby utrzymać się na wątpliwym topie. Żeby tylko, broń Boże, nie stracić
jakiegoś stołeczka. Żałosne, szkoda pisać i smutno mi, gdy słucham, gdy
pracownicy innych gmin informują mnie, że mają już dość tej i tej osoby, która
dosłownie włazi… ich wodzowi gdzieś, żeby tylko być w grze. A mówią mi dlatego,
ponieważ wiedzą, że tę osobę znam, że pracowałem z nią. Ale z tego, co słyszę, to ja jej wcale nie znałem, choć przewidziałem takie własnie poniżające działania.
Pisałem o tym, jak to wódz plemienia gminnego,
mojego gminnego plemienia, znów błysnął w mediach w związku z incydentem w
jednej ze szkół w małej gminie. I z tego błyśnięcia znowu wyszło, że niewiele
wie albo zupełnie nie wie, jak funkcjonuje samorząd.
Chciałem jeszcze pisać o wyobraźni tych, co dzisiaj
zawiadują poletkiem małej gminy. A dokładnie, że tak wyraźnie brakuje im
wyobraźni. Jakby nie chcieli widzieć i zaspakajać potrzeb, o których mówią
ludzie; jakby poza utrzymaniem stołków nie interesowało ich nic.
To takie spojrzenie z zewnątrz. A z zewnątrz więcej
widać.
Odpuściłem sobie. Odpuściłem sobie, bo będę tylko
się szarpał, a oni i tak zrobią swoje. Przyjedzie czas rozliczeń i budowania
nowego, wtedy będę działał, a teraz zajmuję się sobą.
Są przecież sprawy ważniejsze niż mizerota obecnych
władz mojej gminy. Jak choćby to, że widzę to straszne pranie mózgu, które
Polakom fundują dzisiaj publiczne media.
Martwię się tym trochę. Chociaż wyznaję zasadę, że jutro jest dla mnie
niepewne, to znaczy nie wiem czy jutro będę jeszcze wśród żywych, to jednak
trochę się boję, jaka będzie ta Polska za lat trzy, pięć, dziesięć, gdy pójdzie
w tym właśnie kierunku. Boję się o tym myśleć, bo już dziś jest jasne, że Polak
Polakowi bratem na pewno nie będzie.
Gdy na to wszystko patrzę, widzę polowanie,
ogólnopolskie polowanie na aferzystów i błędy tych, co byli wczoraj. Bardziej
dziś zajmujemy się tym, żeby rozliczyć przeszłość, niż zająć się
teraźniejszością z jej codziennymi problemami.
Nikt dokładnie nie mówi, w jakim kierunku to zmierza.
Na razie to jakaś ostra jazda bez trzymanki. Mam takie wrażenie, że ktoś tam ma
swoje pięć minut i postanowił ten czas wykorzystać na maksa. Tylko czy z myślą
o kraju, o wszystkich jego mieszkańcach? A może o tej konkretnej, wybranej
grupie ludzi? Załatwić w tym czasie swoje, okopać się jak najlepiej, a później
to nawet potop. Jakże się to powtarza.
Z drugiej strony wierzę, że z chaosu może wyłonić
się bardzo fajny ład. Oby ten przyszły ład był udziałem wszystkich Polaków.
Nie ma mowy o wolności tam, gdzie wszyscy muszą
myśleć jednakowo. A kiedy ktoś myśli inaczej, to lepiej się nie wychylać. A
tam, gdzie jednostka nie może się realizować na zasadzie nieprzymuszonego
wyboru, nie ma mowy o dobrze rozumianej demokracji.
W mojej małej gminie znam ciekawych i rozsądnych
ludzi. Jeszcze kilka lat temu mieli wiele pomysłów na realizację siebie i piękne
ożywienie swoich małych środowisk. Dzisiaj są jakby uśpieni, zniechęceni,
zmęczeni. Trzeba im koniecznie przypomnieć tamte piękne marzenia, bo trzeba
koniecznie zrozumieć, że to, co jest, to przejściówka. O swoich gminnych
pomysłach nie chcę już wcale wspominać, bo trzeba by to rozpisać na objętość
książki.
Jedyne, co mam do zrobienia, to cieszyć się życiem. Cieszyć
się zdrowiem swoim i bliskich mi osób. Dojrzewam też do wyjazdu, bo tutaj przyjdzie mi sczeznąć. Jest
bowiem w tej mojej gminie taka atmosfera, w której oddychać się nie da,
zwłaszcza ludziom wolnym!
Zatem odpuszczam sobie pisanie o gminnym poletku, bo
takiej ignorancji naprawdę ze świecą szukać.
A biorę się za tematy naprawdę mnie zajmujące.
I życzę wszystkim tyle nadziei na jutro, ile ja mam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz