Jeśli ktoś się zastanawia, kto wygra przyszłoroczne
wybory samorządowe w małej gminie na końcu świata, gdzie świat się właśnie
zaczyna, to ja już dzisiaj mogę powiedzieć: OCZYWIŚCIE JA! I wcale przy tym nie
muszę uzyskać największej liczby głosów. Dla mnie bowiem wygraną jest już sama decyzja o starcie i przyszłe spotkania z ludźmi. Mam tylu
znajomych, z którymi chciałbym się spotkać, pogadać, powspominać – to jest moja
wygrana. I nie dbam za bardzo o jakieś tam liczby ewentualnych głosów oddanych na mnie.
Ja już się czuję WYGRANY, choć do wyborów jeszcze kawał czasu.
Mam jeszcze dużo czasu, ale dla obecnie rządzących to
prawdziwie czas przysmażania tyłka. Szarpią się, co by zrobić, żeby się ludziom
zasłużyć, co by tu jeszcze zacząć albo obiecać zacząć, co zrobić, Boże, co
zrobić, bo wybory idą, a to takie niepewne, jak każde powszechne wybory.
Najlepiej to by było dla obecnie rządzących, żeby
wyborów nie było albo ich konkurenci, żeby zrezygnowali, mogą nawet umrzeć,
może ich walec przejechać albo osa ukąsić i niech będą uczuleni na ukąszenie
osy, a najprościej by było, gdyby ich trafił szlag.
Wierzcie, wiem, co piszę, bo sam to przerabiałem,
sam tak przecież myślałem, zanim nabrałem dystansu. Gdy byłem wodzem gminy i
szły kolejne wybory, to wołałem, o Boże, co mam zrobić, żeby stołek zachować,
bo ja taki najlepszy, taki wyjątkowy, dosłownie pomazaniec.
A to, że tak wcale nie jest, to przecież proste jak
gwóźdź. Zaznaczmy, proste dla wszystkich, ale nie dla tych, co rządzą. To
człowiek potrafi dostrzec z jakiegoś dystansu, na przykład dystansu czasu albo
odległości. Jedno i drugie mam, czyli mam przewagę.
Ja nie muszę się szarpać, jak to wódz dziś się
szarpie. Rozmawiam z mieszkańcami i dowiaduję się wciaż, że na każdym spotkaniu wódz
im cierpliwie tłumaczy, że tak zadłużyłem gminę, że on bidulek nie może, nic
zrobić nie może, tylko gminę oddłuża.
Słyszałem to rok temu, słyszałem dwa lata temu i
słyszę to teraz, czyli trzy lata z rzędu. Rozumiem, gdy nowowybrany psioczy na
poprzednika w pierwszym roku kadencji. Zrozumiem jeszcze w drugim. Ale gdy po
trzech latach nic nowego nie mówi, nic nie potrafi wymyślić, poza długiem
gminy, żeby swoją miernotę jakoś wytłumaczyć, to już mnie niepokoi stan umysłu
człowieka. Taki człowiek ma bowiem poważne problemy z myśleniem.
Jeden z moich znajomych kiedyś mi powiedział. Marek,
gdy przegrasz wybory, nowemu dajesz rok. Nie komentujesz działań, nie czepiasz
się nowego, bo przecież musi mieć rok, żeby robotę poznać. Nawet jak ci dokopie
lub będzie na ciebie psioczył, masz mu dać rok i już.
Wiadomo, w pierwszym roku, wódz błysnął trochę w
mediach i w tych mediach mówił o mnie i moich najbliższych. Nie mówił dobrze, nie mówił neutralnie, ale zgodnie z zasadą roku pierwszego milczałem.
W drugim roku kadencji wódz nie zmienił tonu i dalej
sobie używał, za wszystko mnie obwiniając.
Milczałem.
Trzeci kadencji rok mija, a wódz nie zmienia
śpiewki.
Trzy lata wódz w kółko to samo powtarza. Nic się facet
nie uczy. Nic nie chce zrozumieć. Czy aż tak trudno mu pojąć, że powtarzając te
brednie o zadłużeniu totalnym gminy, powtarza, że nie rozumie zupełnie jak
działa samorząd gminny? Daje do zrozumienia, że nie pojmuje funkcjonowania gminy?
To nie zadłużenie gminy winne jest temu, że facet do
każdego przetargu podchodzi jak panna do łobuza – i chciałby, i się boi. Co to
jest, do cholery?
W gminie widzę wszędzie porozstawianą kostkę
brukową. Początkowo nie rozumiałem, o co chodzi. Myślałem, że gospodarze
prywatnie układają sobie kostkę. Uświadomiono mnie później, że to tak na raty z
funduszu sołeckiego kostkę się zakupuje. I kiedy przez kilka lat nazbiera się
jej dostatek, to ułoży z niej chodnik w tej i tej miejscowości.
Boże, to do wybudowania 100 metrów chodnika potrzeba
dzisiaj gminie trzech albo więcej lat!?
To też wina zadłużenia gminy czy może
zdecydowania i braku działania wodza?
W innym momencie dowiaduję się, że jest przetarg na
modernizację oświetlenia ulicznego z wymianą starych urządzeń. Modernizacja
finansowana będzie z przyszłych oszczędności w opłatach za energię elektryczną,
jakie w związku z tym w przyszłości się prognozuje. To stary pomysł (mój),
wyleżał się już dosyć.
Ale dowiaduję się wczoraj, że tu i ówdzie wódz na
spotkaniach z mieszkańcami „urywa” jakieś grosze z funduszu sołeckiego tej czy
tej miejscowości na tę własnie modernizację oświetlenia ulicznego.
To w końcu z jakich funduszy będzie zrealizowana wspomniana
modernizacja – z oszczędności czy z części funduszu sołeckiego?
Czy tutaj znów zawiniło
zadłużenie gminy, czy może po prostu wodza zawiodło, jak zwykle, myślenie?
A może partyjni działacze w wysokiego powiatu kazali
mu tak mówić i mówi, nie widząc co!?
Powodów może być wiele i nie będę ich szukał. Jedno jest
pewne, człowieku, ty się trochę ogarnij! Rusz do cholery głową, bo kampania się
zbliża i będą cię punktować, ja dałem tego namiastkę.
Pointa: Ja już wygrałem wybory, bo wiem, że się z ludźmi
spotkam, pogadam, pośmieję się i powiem, co chciałbym w przyszłości zrobić, a później ludzie sami
zdecydują, co zrobią. Dla mnie spotkania z ludźmi to jest wielka wygrana.
A ty, wodzu gminy, martw się, jak wygrać kolejne wybory, bo wiem,
że się już dzisiaj martwisz. Przerabiałem to kiedyś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz