9 października 2017

"Nowina..." Znowu?

Tym razem chyba nie będzie tak, jak się spodziewają odbiorcy jakiejś małej lokalnej sensacji. Nawet nie będzie tak, jakby się tego spodziewał redaktor tegoż sieciowego pisma gminnego sympatycznie zwanego Nowiną Stawiskowską.
Mam w swoim posiadaniu bezpłatny egzemplarze tegoż periodyku, bo każdy może go mieć po pobraniu z oficjalnej strony www małej gminy na końcu świata, gdzie świat się właśnie zaczyna.
Jasne, że korci, żeby jakieś tam złośliwości swoje marne uskutecznić przy okazji opisu tego, co widzę. Jednak nie o złośliwości idzie, ale o robotę.
Pomysł, już to chyba wspominałem, podoba mi się. Jest dla wodza o tyle ciekawy, że odbiorcy nie mogą na gorąco uskuteczniać swoich odczuć, jak to ma miejsce na forach internetowych. Mogą co najwyżej w zaciszu swoich komputerowych norek przeczytać kwartalnik i ponarzekać sobie.
Rozmawiałem z młodym, mogę tak go nazywać z racji różnicy wieku pomiędzy nami, redaktorem i mówiłem, że sam pomysł gazety jest świetny, ale sam będzie miał bardzo trudno to wszystko ogarnąć, co chciałby do kwartalnika wcisnąć.

Wydaje mi się, że już samo założenie, iż ma to być kwartalnik jest nietrafione. Tam, gdzie idzie o podawanie informacji, należy maksymalnie skracać czas od momentu zaistnienia zdarzenia do upublicznienia informacji o nim. Kto dzisiaj pamięta o tym, co podawano w telewizji albo dziennikach trzy miesiące temu? To przecież dzisiaj, przy codziennym natłoku informacji prawdziwy kosmos czasowy.
Tak samo jest i w przypadku Nowiny… Kogo dzisiaj z mieszkańców małej gminy na końcu świata, gdzie świat się właśnie zaczyna, w pierwszej dekadzie października, po awansie polskiej reprezentacji piłki nożnej na Mundial w Rosji albo kolejnych sensacyjnych doniesieniach o przekrętach reprywatyzacyjnych może zainteresować to, co się działo na naszym gminnym podwórku w w kwietniu, maju czy czerwcu tego roku? Przecież to już taka sama historia, jak powstanie listopadowe, tylko trochę młodsza.
W rozmowie z młodym redaktorem wspominałem o tym. Pomysł trzeba byłoby zmodyfikować i zastanowić się czy nie warto by było pomyśleć o miesięczniku, a może i nawet tygodniku o tym charakterze.
Jasne, że robota zupełnie inna, zupełnie inne zaangażowanie ludzi, zupełnie inne tempo, ale za to informacje jeszcze nieostygłe i ponoszące jakoś tam adrenalinę lokalnej społeczności.
Dzisiaj natomiast, gdy patrzę na wodza małej gminy, jak jako prezes Zarządu Miejsko – Gminnego OSP w mundurze bojowym ściska dłoń młodego strażaka, myślę, kiedy to było? Poza tym od razu pytam w duchu, co ten facet, który piastuje funkcję typowo reprezentacyjną robi w mundurze bojowym, przypisanym strażakom w akcjach bojowych? Kto mu doradza w kwestiach ubioru? Facet chyba zapomniał, że mundur galowy to forma odróżnienia go od zastępów bojowych ochotników strażaków, a dla młodych strażaków informacja, że maja przed sobą przełożonego i że po plecach go raczej klepać nie wypada.
Dobrze, że ja i inni dorośli mieszkańcy gminy znamy facjatę wodza i wiemy, o co na zdjęciu z okładki chodzi. Weźmy jednak pingwina z Madagaskaru albo króla Juliana. Ci nigdy nie dojdą, kto komu na tym zdjęciu gratuluje, kto komu puchar wręcza itd. Nie wspominam tu już o dziewczynach, które z pewnością zawiesiły wzrok na młodym przystojnym strażaku ochotniku i westchnęły w im tylko wiadomy sposób, a na gościa w sile wieku co najwyżej zerknęły.
Albo ubieram się w strój przewidziany regulaminem i wszyscy wiedzą, o co chodzi. Mogę też wbić się w mundur samorządowca, czyli garniturek, i jako zwierzchnik gminnych strażaków, na wzór ministrów będących cywilnymi zwierzchnikami służb mundurowych, w tymże garniturku paradować.
Natomiast „blokowanie” mundury bojowego przez wodza, który w akcjach bojowych żadnego udziału nie bierze, to dla mnie ewentualne „blokowanie” młodego, sprawnego i gotowego nieść pomoc ludziom w konkretnych przypadkach strażaka ochotnika.
Cóż jednak zrobisz, człowiecze, gdy ktoś na stołku mundur taki chce wdziać? Możesz tylko uśmiechnąć się. I tyle!
Inną sprawą, związaną z częstotliwością ukazywania się Nowiny…, jest to, że jest tam w cholerę materiału. Wiadomo, wódz każe pisać jak najwięcej, żeby ludzie widzieli, że dzieje się wiele i żeby nie gadali, że nie dzieje się nic. To podobnie, jak z tym facetem, co na budowie z pustymi taczkami zapierdziela godzin kilka w kółko, bo nie ma czasu, żeby na nie coś tam załadować. Nie zawsze pełno na talerzu oznacza zdrowo i smacznie, choć to drugie to kwestia gustu.
W informacji prasowej idzie o ścisłość i konkret. Nie potrzeba tam żadnych ozdobników językowych czy artystycznych ukwieceń. Tam, gdzie w założeniach jest przekazywanie informacji, powinien być konkret, a nie literackie ozdobniki na wzór złotoustych wypowiedzi Europejczyka Czarneckiego. Kiedy słucham tego faceta, podziwiam jego niedbałość wymowy i myślę, że ten człowiek nie ma problemu z dogadaniem się z ludźmi z innych krajów, w innych językach. We wszystkich bowiem jeżykach zapewne mówi tak samo niedbale, niezrozumiale, wręcz śmiesznie.
Inna sprawa związana ze ścisłością wypowiedzi to ta, że LUDZIE DZISIAJ NIE CHCĄ DUŻO CZYTAĆ, TYLKO CHCĄ DUŻO WIEDZIEĆ! Dlatego pewnie tak mocno przemawia do nich ostatnio coraz modniejszy przekaz „obrazkowy”. Po co czytać książki i o historii, skoro można obejrzeć kilkudziesięciominutowy film dokumentalny na dany temat i wiedzieć to samo?! To normalna reakcja obronna człowieka przed zalewaniem go mnogością informacji, przy tym pozwalająca na to, aby być na bieżąco.
BRAKUJE MI sondy w Nowinie… Takiej, co mówią na dany temat mieszkańcy gminy. Co sądzą o tej czy innej kwestii. Wiadomo, że wódz jakiejkolwiek sondy się boi, bo po co wiedzieć, co ewentualnie mi nie wychodzi, skoro, nie wiedząc, mogę trwać w permanentnym stanie uwielbienia siebie?
Warto by uskutecznić na łamach tegoż pisma to, o czym mówi, dyskutuje, nad czym zastanawia się „ulica”, z jej przekrojem wiekowym i środowiskowym.
Zakończę  na razie, ale jeszcze będzie.
A teraz na koniec, takie ugryzienie – uwaga na odmianę wyrazów zapożyczonych, jak choćby periodyk i odmianę imion.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...