Zamknięte w myślach słowa zamykam w klatkach wyrazów, zdań, zapisanych stronic, żeby to później przekazać.
Komu? Po co? Dlaczego?
Nie muszę odpowiadać. Zresztą to nieistotne. Najważniejsze jest to, że ten wpis się dzieje!
Kolejna porcja pomysłów,
które miały być tematem do rozważań. Nie ma jednak czasu, a i zapomniałem o
tym, jak było wówczas, gdy słowa te notowałem. Dlatego pozostają tak właśnie
zapisane jako świadkowie tego, o czym myślałem niedawno.
To dobre, choćby po to, żeby
się dać lepiej poznać. Może ktoś myśli podobnie i będzie z kim pogadać? Poza
tym słowa, jak rozumiał to człowiek światły wieków ciemnych, to byty duchowe.
Skoro więc byty duchowe ubrałem w wyrazy i zdania, to jakby je w piśmie zaklął
i trzeba przekazać światu.
Nie
cierpię…
Nie cierpię mędrków, którzy
pieprzą o tym, że jakaś organizacja albo że Patria coś im dała… to tylko potwierdzenie,
sami nie dokonali nic, czym mogliby w razie potrzeby pochwalić się przed sobą.
Stołki/ posady od partii.
Trzeźwość dzięki AA.
Życie piękne, dzięki
wspólnocie kościelnej.
(…)
Co sami zrobili? Czego
dokonali?
Sparafrazuje tutaj słowa
Norwida: Nie z Krzyżem Zbawiciela przez
życie, ale z własnym Krzyżem za Zbawicielem.
A później idą tacy miedzy
ludzi i pieprzą te swoje farmazony, jak: Nie roztrząsaj przeszłości, bo
zatracisz teraźniejszość albo partia to przyszłość świetlana narodu i
wybawienie, np. ekonomiczne twojego portfela.
Świętują kolejne rocznice
nowego narodzenia.
Świętują ze sztandarami,
chodząc po ulicach.
Tak bardzo boją się być ze
sobą sam na sam, że bez podobnych do siebie nie potrafią żyć.
Kawa
na ławę
Nienawidzę w polskich realiach
tzw. układania się, co wcale nie oznacza, że gdzie indziej jest lepiej albo
gorzej. Jest pewnie tak, jak w pieprzonej polskiej polityce na wszystkich jej
szczeblach, od gminy zaczynając. To właśnie w polskich realiach dobrze, a może
aż za dobrze to widzę. W sumie przez jakiś czas sam to przerabiałem, do czego,
przyznaję i czego przed sobą się wstydzę. Nie żałuję jednak, bo przecież trzeba
dotykać, rzucać się z wody w ogień, żeby się czegoś nauczyć.
Od władzy gminnej w górę
wszyscy budują układ, ustawiają się tak, żeby było dobrze, a dobrze oznacza
mieć dobrą posadę, zarobki przyzwoite, najlepiej wyższe niż inni. A gdy się
pali wokół, zrobić koniecznie tak, żeby posadki nie stracić lub miękko
wylądować.
Nie cierpię tego gówna. I
gdy ktoś mi wyjeżdża, że może za to czy tamto załatwić dobrą robotę i to taką
robotę, że pracy będzie niewiele, a kasa całkiem niemała, to gonię gnoja i już.
Mam w dupie tych, co tak
robią!
Mam w dupie takie układy!
Mam w dupie tych, co dzisiaj
twierdzą, że mogą mi to czy tamto załatwić, żebym spokojniej żył.
Nie dla mnie takie układy.
Nie dla mnie stołkowe
szopki, osiołki na stanowiskach…
Jak jest, każdy widzi.
W mojej małej ojczyźnie
niektórzy się denerwują na to, że odrzucam wszelkie układy w związku z
przyszłorocznymi wyborami samorządowymi. Jedni namawiają do startu, inni
życzliwie odradzają, jeszcze inni nawet pracę gotowi mi załatwić, żebym tylko
nie startował.
Ale ja powiedziałem już
ludziom, że startuję. A jeśli powiedziałem, to startuję i już. I zrobię w
przyszłości wszystko, żeby wybory wygrać. Nie odpuszczę sobie nawet na minutę.
Jedyny układ, w jaki wejdę,
to będzie układ z wyborcami. Nic poza tym. Żaden układ nie będzie mnie wiązał w
życiu poza układem z ludźmi, którzy zechcą mi zaufać.
Ja brzydzę się układami,
zwłaszcza partyjnymi, które potrafią matoła na stołek ogólnopolski wynieść. W
moim myśleniu gmina powinna być wolna od jakiegokolwiek politycznego badziewia.
Nieważne z prawej czy lewej albo ze środka polskiej sceny politycznej. Powinna
gmina być wolna od jakiegokolwiek politycznego badziewia. W gminnej bajce nie o
politykę bowiem chodzi, tylko o robotę i to robotę dla konkretnych ludzi, nie o
wkładanie ludziom do głowy abstrakcji, tylko o robienie konkretnej roboty. A z
tej konkretnej roboty, to już samo wychodzi – i Bóg, i Ojczyzna, i Honor.
Szczury
Wydaje mi się, kurczę, że
wszyscy żyją dla zysku, że liczy się tylko zysk i odniesienie sukcesu. Normą
już się praktycznie stało, że każde przedsięwzięcie życiowe powinno być
zyskowne.
Gdy wychodzisz na zero, to
mówią, że przegrałeś!
Już przestaję krzyczeć, że
głupota ludzka zatacza coraz to szersze kręgi na tym pięknym padole, bo chyba
już nie ma dziedziny życia człowieka marnego, w której właśnie głupota jeszcze
nie króluje.
Liczy sie tylko sukces!
Liczy się tylko zysk! Kogo byś nie zapytał: Co tam dobrego słychać? Wszystko po
staremu. Nie ma o czym mówić. Ogólnie, nic ciekawego… Tak odpowiedzą
najczęściej. Na palcach jednej ręki można policzyć tych, którzy powiedzą: Stary, jestem zdrowy, szczęśliwy, jest
dobrze, nie jest źle, nie widzisz, że się śmieję!?
A kiedy ja tak mówię tym, co
mnie pytają, co tam u mnie nowego, że jestem zdrowy, szczęśliwy, że jestem na
ZERO i oby tak dalej! Gdy tak odpowiem znajomym, to zaraz zmieniają temat,
jakby podejrzewali, że może zwariowałem, że problemy życiowe pomieszały mi
zmysły i boją się drążyć temat, żeby mnie nie drażnić.
A ja Wam powiadam, jestem
właśnie na prostej, bez balastu zysku, na prostej, na zero. To taki dobry punkt
wyjścia, lepszego nie trzeba. Czuję się, jakbym znowu stął w blokach
startowych!
Nie dajcie się ogłupić tanim
światowym sukcesem!
Nie dajcie sobie wmówić, że
liczy się tylko zysk!
Jeśli jesteście do tyłu, to
myślcie, co trzeba zrobić, żeby wyjść na zero, a potem powoli robić swoje życie
znośnym dla siebie samego.
Nie myśleć sukcesie! Nie
myśleć o zysku! Koniecznie dotrzeć TAM, gdzie zaczyna się NOWE!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz