29 października 2017

Proboszcz i Ja?

Ktoś pewnie pomyśli, że słodzę Proboszczowi. Bynajmniej! Nic z tych rzeczy. Mogę nawet przyznać, że nie przepadam z nim. Jednak nie mogę być ślepy na to, co człowiek robi. W próbie obiektywnej oceny drugiego człowieka trzeba mieć siłę odrzucić subiektywne odczucia.
Nie lubię pisać o sobie w zestawieniu z innymi ludźmi. Nie lubię dlatego, ponieważ to może komuś tam zaszkodzić. Na przykład mogą takiemu człowiekowi przypiąć jakąś łatę z mojego życiorysu. A mój życiorys jest upstrzony tylko moimi łatami. Czasami jednak trzeba i tak, jak wcale nie lubimy.
Ostatnio, nie wiem dlaczego i skąd się to wzięło, nie, oczywiście, że wiem – z ludzkiego gadania, że Proboszcza połączyłem, ze sobą z pierwszych kadencji mojego wodzowania gminą. I uściślę, że nie tyle Proboszcza, który jest Wodzem wiernych, połączyłem ze sobą, ale to, co robi i jakie emocje przy tym u swoich owieczek wywołuje, z tym, co ja robiłem i jakie emocje wywoływałem tym u współplemieńców. Po kolei, spokojnie.

Ciągle słyszę o Proboszczu małej parafii na końcu świata – robi to, robi tamto, kurczę, robić nie przestaje i przestać nie zamierza, ciągle mówi o kasie, że kasy chce coraz więcej, bo roboty nawał i nie ubywa jej wcale, ponieważ coraz to nowe pomysły realizuje, a, wiadomo, na każdy pomysł potrzeba pieniędzy i tych pieniędzy wciąż nie ma i trzeba więcej i więcej, cholera by to wzięła, a ile jeszcze ma tych pomysłów w zanadrzu, to tylko chyba Bóg wie, bo ludzie tego nie pojmą… itp. gadanie.
Wiadomo nie od dziś, że tam, gdzie się robi robotę, to kasa znika szybko, a jak sie robi dużą robotę, to kasa znika jeszcze szybciej, tak szybko, że ciągle jej brakuje.
Nie brakuje jednak tych, którzy przy takiej okazji będą na coś narzekać – a to kurz w kościele, a to trochę zimno, a to taki remont, a ściany jeszcze stały, więc po co to wszystko robić, a to u spódnicy jakieś frędzle przeszkadzają w tańcu… niech każdy sobie dopowie, na co narzekają zawsze niezadowoleni wierni.
Ci, co tak właśnie mówią, to jeszcze mówią i to, że chyba w ogóle przestaną chodzić do kościoła, żeby o kasie nie słuchać i żeby kasy nie dawać, bo za dużo tego.
Niech nie chodzą, a co tam! Niech kasy nie dają! Nikt im przecież na siłę portfeli nie wyrywa. Najlepiej, niech nic nie robią i tylko gadają!
Przypomina mi to całe gadanie dwie moje pierwsze kadencje wodzowania gminą, gdy z radnymi (niektórzy z nich to byli naprawdę radni z jajami) z kopyta ruszyliśmy z inwestycjami. O, w mordę! Ależ się działo! Do tego zatrudniałem naprawdę dużo ludzi. W szczytowym okresie, na przestrzeni miesiąca czy dwóch, przez urząd przewinęło się ponad sto osób.
No i wtedy człowiek dwoił się i troił, żeby to wszystko pospinać, zwłaszcza finansowo, bo to najważniejsze. Jestem do dziś pełen podziwu dla Skarbnika Gminy, że wytrzymała wtedy i nie zeszła na zawał. A były takie momenty, że niejednemu twardzielowi to i owo opadłoby do samej ziemi, a Skarbnik to wytrzymała. Zuch Skarbnik!
No i wtedy posiłkowaliśmy sie kredytami bankowymi, żeby spiąć inwestycje, a wśród współplemieńców od razu pojawili się krzykacze i plemienni prorocy, co na cały głos, że gminę powiozę, zadłużę na setki lat, że komornik przyjdzie i gminę, jak nic, zlicytuje, że światła powyłączają, że szkoły pozamykają, prądu w szkołach nie będzie…, cytując klasyka K. Krzysztofa, że już nic nie będzie.
Wytrzymałem. Zaplanowana robota została wykonana. Nie do końca, oczywiście, ponieważ czasu zabrakło. Nikt gminy nie zlicytował, nikt świateł nie wyłączył, w szkołach było ciepło, a mieszkańcy gminy jeżdżą do dzisiaj po kilkudziesięciu kilometrach utwardzonych asfaltbetonem drogach.
Poprzestanę na drogach, bo nie piszę po to, żeby chwalić się tym, co zrobiłem w gminie. Ale szlag mnie trafia, gdy słyszę jakiegoś debila, który ciągle mówi, że gminę zadłużyłem, że nic zrobić nie można, bo gmina zadłużona. Takiego bym od razu ubrał w gumiaki po kolana i kazał mu codziennie brodzić po kostki w błocie. Kiedy zaczynałem swoja samorządową przygodę, wiele dróg gminnych dojazdowych do miejscowości były w gorszym stanie niż złe drogi dojazdowe do pól.
Kończę jednak ten wątek i wracam do Proboszcza. No i ten Proboszcz, taki Wódz parafii, też dwoi siei troi, żeby swoja wizję świątyni i obejścia zrealizować. I super, że ma wizję i ją realizuje. A jeśli komuś pomagać się nie chce, to niech nie pomaga, ale i nie przeszkadza, to będzie najlepsza pomoc.
Ciekawe, co wierni powiedzieliby, gdyby duchowy ich Wódz nie miał żadnej wizji, nie miał żadnego pomysłu na swoją parafialną schedę? Oj, pewnie krzyczeliby głośno, krzyczeliby, że nic się nie dzieje, a dzisiaj tylko gadają.
Wszyscy widzą, jak żyje się w gminie, w której rządzący nie mają żadnego pomysłu na gminę, nie mają żadnej wizji rozwoju gminy, jej promocji, nie widać zdecydowanego działania w żadnym kierunku.
Jak jest wtedy? Nuda! Jak w rejsowej konwersacji na temat kina polskiego.
A ja Wam mówię i Wy to wiecie – Super jest, gdy człowiek robi coś, co przetrwa go na ziemi. To taki namacalny ślad pobytu człowieka na ziemi, zaznaczenie swojego pobytu w tym konkretnym miejscu. Człowieka zabraknie, a owoce jego pracy pozostaną trochę dłużej niż on. Choć wiemy, że i tak wszystko na świecie przeminie, to jednak taka robota jest namiastką wieczności.
Zanim coś się tam zatem powie o robocie innych, zanim coś się powie o innych w ogóle, może warto dać sobie parę minut na wstrzymanie i pomilczeć trochę, do tego trochę poczekać do zakończenia roboty. A po zakończeniu prac jest taka satysfakcja, że wyrzeczenia, dąsy, krytyka i niechęć milkną. Słuchać wtedy tylko wszelkie „ochy” i „achy”, a o „fochach” jakoś wszyscy zapominają.
Niech zatem Wódz mojej parafii działa, nikogo nie słucha. Niech ciągnie do końca to, co już rozpoczął. A jeśli ma jeszcze plany, to niech je realizuje. Niech tworzy parafię dokładnie na miarę swojej wizji, bo to będzie TO, czego mu nikt nie odbierze!
A że ludzie przy tym mogą sobie pogadać?
Niech im idzie na zdrowie!
Przecież nie tylko chlebem przeciętny wierny żyje. Musi od czasu do czasu skosztować jakiejś ploteczki!
No i nie było słodzenia, ale próbka obiektywnej oceny! I całkiem mi zgrabnie wyszło!
Amen!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...