Nawet w najlepszych i
najdroższych uczelniach nie nauczy się człowiek myśleć, jeśli nie jest mu to
dane i jeśli nie trenuje tego w swoim codziennym znoju.
Wymyśliłem to, co powyżej,
ponieważ jestem przekonany, że dzisiaj potrzeba zmiany ludzkiego myślenia, a przede
wszystkim potrzeba samodzielnego myślenia, nie narzuconego, wymyślonego,
wyuczonego, podanego na tacy… Serce człowieka, umysł i rodzina są miejscami,
gdzie się to wykuwa.
Dzisiaj Kevin dostał z
religii jedynkę, ponieważ nie miał wystarczającej ilości wiadomości na temat
świętego S. Kostki. Z jego mi wyjaśnień wynikało, że pani zapowiedziała kilku
uczniom, że za złe zachowanie będą na następnej lekcji pytani z tej właśnie
partii materiału. Syn nawet wymienił imiona kolegów, których wtedy pani wymieniła,
ale jego imienia wśród nich nie było. Mimo to syn został zapytany. Wiedział,
kogo patronem święty Stasio jest, ale już dlaczego, nie potrafił wyjaśnić.
Myślę przy tym, że niejeden dorosły miałby z tym problem, ale zostawmy to. Syn
zatem nie wiedział, dlaczego święty Stasio patronem dzieci i młodzieży jest i
pałę dostał.
Trochę mnie to zdziwiło, bo
gdy tylko jestem w domu, to zawsze synowi asystuję przy odrabianiu domowych
prac szkolnych. Asystowanie moje wprawdzie polega głównie na egzekwowaniu
poleceń nauczycieli, jakich szukam w zeszytach. W zeszycie z religii nie
znalazłem żadnej informacji na temat tego, że syn ma przyswoić sobie fakty z
życia świętego i wiedzieć komu i dlaczego patronuje. Mimo to, syn zawsze z
religii czyta mi cały temat z podręcznika i rozmawiamy na dany temat. Rozmawialiśmy
też o świętym Stanisławie, o tym na przykład, że chłopak śmignął z buta z
Wiednia do Dylingi, a później jeszcze do Rzymu. W sumie to ponad 1850
kilometrów. Mówiliśmy też o tym, że syn mój był w Rostkowie. Byliśmy tam całą
rodziną, kilka razy, bo sanktuarium po drodze mamy do pewnego miasta, do
którego dość często jeździmy. Syn był chyba tylko raz. Opowiadałem mu o tym,
ponieważ bajbusem był i niewiele pamięć jego świadoma z tej wizyty spamiętać
mogła.
Syn uzupełnił też zeszyt
ćwiczeń w tym temacie. Wspólnie też ułożyliśmy, zgodnie z jednym z poleceń,
modlitwę do świętego.
Zaznaczę tylko, że ani w
zeszycie przedmiotowym, ani w zeszycie ćwiczeń, ani też w podręczniku nie ma
mowy o tym, czyim patronem święty Stasio jest i dlaczego akurat poruczono mu
patronat nad dziećmi i młodzieżą. Nie ma też mowy, kiedy świętym został.
Ponieważ, jak wspomniałem, w
zeszycie nie było zapisanego polecenia, że informacje z biografii świętego mogą
być obiektem pytania na ocenę, to temat uznaliśmy za zamknięty i przeszliśmy do
innych przedmiotów.
Jakoś od razu pomyślałem o
tym, że nie będę wyciągał żadnych konsekwencji w stosunku do syna w związku z
tą sprawą. Jestem bowiem przekonany, że cała ta historia jest wynikiem jakichś
złych emocji i nieporozumień, których raczej na lekcjach religii być nie
powinno.
Syn powiedział, że trzeba
pałę poprawić. Nauczył się więc o świętym i pałę poprawił.
Koniec?!
Raczej nie, bo pytań przy
tym rodzi się trochę. Jak na przykład: Jak do zbawienia mojego syna mają się
posiadane przez niego wiadomości na temat tego czy tamtego świętego? Wiem, że
wielu z nich do swojej świętości w oczach Kościoła szło przez takie upadki, że
jakaś jedna mniej czy więcej pała w szkole, nawet z religii, to naprawdę kichnięcie.
Innym pytaniem może być: Co
jest istotą nauczania religii w szkole? Kształtowanie postaw czy egzekwowanie
wiedzy?
Wiem, że wołam na puszczy,
bowiem od dawna polska szkoła jest polem bitwy dzieciaków i młodzieży, którym
notabene patronuje św. Stasio, na którym to polu można zarobić order albo iść
pod sąd polowy.
Chyba już mamy na tyle
wiedzy o polach bitew, żeby wiedzieć, że nawet zwycięzcy nie schodzą z nich
wzmocnieni i ubogaceni, a może być tak, że to oni są bardziej poranieni niż ci,
którzy na tym polu bitwy pozostają.
Prawda, że to ciekawy temat
na niejedną lekcję religii? I żeby nie odbiegać od świętego Stasia. Jest on
przecież świetnym przykładem tego, jak można przezwyciężać swoje słabości i
osiągać to, co dla innych, zanim spróbują, kosmosem być się wydaje.
I tak zupełnie na marginesie.
Daję teraz dojść w sobie do głosu kpiarzowi i postawię sprawę tak – Jeśli w
opowieści mojego syna jest połowa prawdy, to sprawiedliwie, bo prawda zawsze
gdzieś leży pośrodku, oznaczać to będzie, że w 50% zasłużenie dostał pałę, ale
i w 50% dostał po prostu rykoszetem. W takim razie, co to za patron dzieci,
który nie potrafił dziecka uchronić przed w 50% niezawinioną pałą? Co z takim
patronem zrobić? Może poskarżyć się Panu Bogu i poprosić, żeby wezwał takiego
patrona na dywanik i wlepił mu pałę za sprawowanie pieczy nad swoimi
podopiecznymi.
A teraz bardzo poważnie.
Trzeba więcej refleksji zwłaszcza w pracy w szkole, a żeby była refleksja, musi
być na nią czas. A w szkle nauczyciel tego czasu nie ma. Działa on często pod
presją realizacji program i ma przy tym wcale niemało stresu, jeśli chce
programowi sprostać. Ale nic go nie zwalnia z tego, żeby dwa razy pomyśleć,
zanim ukarze dzieciaka, bo powinien wiedzieć, że: Dziecko uczy się tylko wtedy, gdy
reaguje na sytuację. Kara uniemożliwia dziecku reagowanie i tym samym niszczy
jego zdolność do uczenia się.
Takie stare już nowiny
powinny być nie tylko znane, ale i stosowane w szkole. I to dotyczy wszystkich
nauczycieli, bez względu na nauczany przedmiot oraz posiadane umiejętności.
Nikt przecież nie mówił, że
będzie łatwo. Praca w szkole to nieustanne, codzienne wyzwanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz