21 października 2017

Naprawdę ważne

Nawet w najlepszych i najdroższych uczelniach nie nauczy się człowiek myśleć, jeśli nie jest mu to dane i jeśli nie trenuje tego w swoim codziennym znoju.
Wymyśliłem to, co powyżej, ponieważ jestem przekonany, że dzisiaj potrzeba zmiany ludzkiego myślenia, a przede wszystkim potrzeba samodzielnego myślenia, nie narzuconego, wymyślonego, wyuczonego, podanego na tacy… Serce człowieka, umysł i rodzina są miejscami, gdzie się to wykuwa.

Dzisiaj Kevin dostał z religii jedynkę, ponieważ nie miał wystarczającej ilości wiadomości na temat świętego S. Kostki. Z jego mi wyjaśnień wynikało, że pani zapowiedziała kilku uczniom, że za złe zachowanie będą na następnej lekcji pytani z tej właśnie partii materiału. Syn nawet wymienił imiona kolegów, których wtedy pani wymieniła, ale jego imienia wśród nich nie było. Mimo to syn został zapytany. Wiedział, kogo patronem święty Stasio jest, ale już dlaczego, nie potrafił wyjaśnić. Myślę przy tym, że niejeden dorosły miałby z tym problem, ale zostawmy to. Syn zatem nie wiedział, dlaczego święty Stasio patronem dzieci i młodzieży jest i pałę dostał.
Trochę mnie to zdziwiło, bo gdy tylko jestem w domu, to zawsze synowi asystuję przy odrabianiu domowych prac szkolnych. Asystowanie moje wprawdzie polega głównie na egzekwowaniu poleceń nauczycieli, jakich szukam w zeszytach. W zeszycie z religii nie znalazłem żadnej informacji na temat tego, że syn ma przyswoić sobie fakty z życia świętego i wiedzieć komu i dlaczego patronuje. Mimo to, syn zawsze z religii czyta mi cały temat z podręcznika i rozmawiamy na dany temat. Rozmawialiśmy też o świętym Stanisławie, o tym na przykład, że chłopak śmignął z buta z Wiednia do Dylingi, a później jeszcze do Rzymu. W sumie to ponad 1850 kilometrów. Mówiliśmy też o tym, że syn mój był w Rostkowie. Byliśmy tam całą rodziną, kilka razy, bo sanktuarium po drodze mamy do pewnego miasta, do którego dość często jeździmy. Syn był chyba tylko raz. Opowiadałem mu o tym, ponieważ bajbusem był i niewiele pamięć jego świadoma z tej wizyty spamiętać mogła.
Syn uzupełnił też zeszyt ćwiczeń w tym temacie. Wspólnie też ułożyliśmy, zgodnie z jednym z poleceń, modlitwę do świętego.
Zaznaczę tylko, że ani w zeszycie przedmiotowym, ani w zeszycie ćwiczeń, ani też w podręczniku nie ma mowy o tym, czyim patronem święty Stasio jest i dlaczego akurat poruczono mu patronat nad dziećmi i młodzieżą. Nie ma też mowy, kiedy świętym został.
Ponieważ, jak wspomniałem, w zeszycie nie było zapisanego polecenia, że informacje z biografii świętego mogą być obiektem pytania na ocenę, to temat uznaliśmy za zamknięty i przeszliśmy do innych przedmiotów.
Jakoś od razu pomyślałem o tym, że nie będę wyciągał żadnych konsekwencji w stosunku do syna w związku z tą sprawą. Jestem bowiem przekonany, że cała ta historia jest wynikiem jakichś złych emocji i nieporozumień, których raczej na lekcjach religii być nie powinno.
Syn powiedział, że trzeba pałę poprawić. Nauczył się więc o świętym i pałę poprawił.
Koniec?!
Raczej nie, bo pytań przy tym rodzi się trochę. Jak na przykład: Jak do zbawienia mojego syna mają się posiadane przez niego wiadomości na temat tego czy tamtego świętego? Wiem, że wielu z nich do swojej świętości w oczach Kościoła szło przez takie upadki, że jakaś jedna mniej czy więcej pała w szkole, nawet z religii, to naprawdę kichnięcie.
Innym pytaniem może być: Co jest istotą nauczania religii w szkole? Kształtowanie postaw czy egzekwowanie wiedzy?
Wiem, że wołam na puszczy, bowiem od dawna polska szkoła jest polem bitwy dzieciaków i młodzieży, którym notabene patronuje św. Stasio, na którym to polu można zarobić order albo iść pod sąd polowy.
Chyba już mamy na tyle wiedzy o polach bitew, żeby wiedzieć, że nawet zwycięzcy nie schodzą z nich wzmocnieni i ubogaceni, a może być tak, że to oni są bardziej poranieni niż ci, którzy na tym polu bitwy pozostają.
Prawda, że to ciekawy temat na niejedną lekcję religii? I żeby nie odbiegać od świętego Stasia. Jest on przecież świetnym przykładem tego, jak można przezwyciężać swoje słabości i osiągać to, co dla innych, zanim spróbują, kosmosem być się wydaje.
I tak zupełnie na marginesie. Daję teraz dojść w sobie do głosu kpiarzowi i postawię sprawę tak – Jeśli w opowieści mojego syna jest połowa prawdy, to sprawiedliwie, bo prawda zawsze gdzieś leży pośrodku, oznaczać to będzie, że w 50% zasłużenie dostał pałę, ale i w 50% dostał po prostu rykoszetem. W takim razie, co to za patron dzieci, który nie potrafił dziecka uchronić przed w 50% niezawinioną pałą? Co z takim patronem zrobić? Może poskarżyć się Panu Bogu i poprosić, żeby wezwał takiego patrona na dywanik i wlepił mu pałę za sprawowanie pieczy nad swoimi podopiecznymi.
A teraz bardzo poważnie. Trzeba więcej refleksji zwłaszcza w pracy w szkole, a żeby była refleksja, musi być na nią czas. A w szkle nauczyciel tego czasu nie ma. Działa on często pod presją realizacji program i ma przy tym wcale niemało stresu, jeśli chce programowi sprostać. Ale nic go nie zwalnia z tego, żeby dwa razy pomyśleć, zanim ukarze dzieciaka, bo powinien wiedzieć, że: Dziecko uczy się tylko wtedy, gdy reaguje na sytuację. Kara uniemożliwia dziecku reagowanie i tym samym niszczy jego zdolność do uczenia się.
Takie stare już nowiny powinny być nie tylko znane, ale i stosowane w szkole. I to dotyczy wszystkich nauczycieli, bez względu na nauczany przedmiot oraz posiadane umiejętności.

Nikt przecież nie mówił, że będzie łatwo. Praca w szkole to nieustanne, codzienne wyzwanie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...