Wiem,
że nie powinienem, bo to zdrowiu szkodzi. Poza tym nie moja głupota, to i nie
mój wstyd. A jednak czuję wściekłość na to, co się dzieje. Nie bez kozery też
wspomniałem w tytule poprzedniego posta o wściekłości. Moje zdenerwowanie
związało się tak przypadkiem, a może i nie przypadkiem z bliskim Dniem Edukacji
Narodowej, Dniem Nauczyciela zwanym. Jednak już od jakiegoś czasu myślałem o
napisaniu tekstu, a wczorajsze popołudnie tylko mnie w tym utwierdziło.
Wczoraj
bowiem, podczas odrabiania pracy domowej z synem, wściekłem się na dobre.
Sprawa dotyczyła polecenia w podręczniku języka polskiego. Co będę przepisywał?
Polecenie jest na wykonanym zdjęciu.
Wykrzyknąłem
wtedy, co za debile biorą udział w redagowaniu tak ważnych książek, jakimi są
podręczniki szkolne? Czy ktoś ich w ogóle sprawdza? A jeśli tak, to kto bierze
pieniądze za takie właśnie rzeszy?
Od
kiedy dziecko w piątej klasie może wypowiadać się na temat najskuteczniejszych
technik uczenia się języków obcych czy też w ogóle technik uczenia się?
przecież to pytanie, jak nic, do metodyków albo nauczycieli danego przedmiotu.
Szkoda tylko, że jakiś porąbany twórca tego typu poleceń nie zażądał od
jedenastolatków, żeby przyswoili sobie metody i narzędzia metodologiczne, a
później wypowiedzieli się w świetle swojej wiedzy na temat tego, które z nich
są najskuteczniejsze w uczeniu się tego czy owego.
Przykładów
tego typu poleceń jest coraz więcej w podręcznikach. Od dwuznaczności albo
nieprecyzyjnych sformułowań aż się roi.
Jeśli
nie będziemy na tym etapie eliminować tego typu głupot, to nasze dzieci będą
tylko kiedyś to powielały.
I
jeszcze jeden przykład. Niech nauczyciele języka ojczystego dwoją siei troją,
żeby ich podopieczni opanowali podstawy ortografii, która wcale do
najtrudniejszych nie należy przy takim bogactwie synonimów w języku polskim, a na
rynku pojawią się takie oto zeszyty do konkretnych przedmiotów, na okładkach których
ortografy krzyczą!
I co
poloniści na to?
Ręce
opadają!
Kto
to na rynek wypuścił?
I teraz
już jasno widać, jak wielką rolę ma dzisiaj do odegrania szkoła podstawowa, gdzie
właśnie można nauczyć dzieciaki czujności, krytycyzmu i próby odnajdywania wokół
tego typu absurdów.
Można,
tylko czy jest na to czas i czy nauczycielom jeszcze się chce?
No i jak uczyć ludzi jerzyków obcych, skoro własnego w ojczystym języku tyle jest do zrobienia?
Amen!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz